King Arthur: Knight’s Tale to gra na którą przyszło nam czekać dosyć długo, ponieważ parę ładnych lat spędziła w trybie Early Access. Czy warto było czekać na tę adaptację legend arturiańskich, która przeniesie graczy do mrocznego Avalonu, a sami pokierujemy upadłymi rycerzami okrągłego stołu?
Ten upadek i mrok to nie przelewki w King Arthur: Knight’s Tale, gdyż główną osią fabularną jest potrzeba zabicia Króla Artura, najbardziej sprawiedliwego z królów, który podczas wielkie bitwy został zabity przez jego nemezis, czyli Mordreda. Oboje zadają sobie nawzajem śmiertelny cios i budzą się przywróceni do życia przez Panią Jeziora w Avalonie. Artur jednak oszalał i stał się złą inkarnacją zła, a zdesperowana Pani Jeziora wysyła na rycerskie zadanie właśnie Mordreda w którego my się wcielamy. I to od nas będzie zależeć, czy Mordred dalej będzie nikczemnym, złym i podłym rycerzem pragnącym jedynie bogactw i chwały zostawiając za sobą spaloną ziemię czy też nowe życie potraktuje jako drogę odkupienia i wstąpi ponownie na ścieżkę kodeksu rycerskiego.
Wybory podejmowane w trakcie gry będą odwzorowywane na specjalnym wykresie moralności, gdzie w zależności od naszych wyborów, będziemy mogli pozyskać nowe technologie oraz odblokować specjalne zadania, dzięki którym odblokujemy wyjątkowych bohaterów. W grze istnieją przeciwstawne do siebie ścieżki – z jednej strony mamy ścieżkę podłości oraz chwały, która przecina się ze ścieżką chrześcijaństwa oraz wiary w pogańskich bogów. Ten oryginalny system rozwoju bardzo rzutuje na naszą grę i daje nam pewne wytyczne, jak chcemy grać w danej rozgrywce.
A sama gra King Arthur: Knight’s Tale prezentuje się jak typowy przedstawiciel gier turowych. Będziemy kierować krokami Mordera, który na mapie strategicznej będzie rozbudowywać swój zrujnowany zamek Camelot, podejmować decyzje czy też podpisywać dekrety, które dadzą nam pasywne wzmocnienia. Oprócz tego będziemy wyruszać na misje, gdzie będziemy wykonywać najróżniejsze zadania oparte na legendach arturiańskich. Musicie wiedzieć, że twórcy bardzo reklamowali grę King Arthur: Knight’s Tale swoim klimatem i jedyne co mogę powiedzieć w tym temacie, że dawno nie grałem w tak klimatycznie opowiedzianą historię. Połączenie mitów arturiańskich, z eposem rycerza na misji oraz mrocznym klimatem z pogranicza zaświatów, gdzie rycerze króla Artura zmieniają strony i swoje wartości jest czymś, co pomimo problemów z walką trzyma mocno przy grze. Przykładowo, pierwszym bohaterem którego odblokujemy jeszcze z więzienia w którym zmartwychwstał Morderd jest Sir Kay, mający podejście, że sojusz z Mordredem jest jedynie tymczasowy i wymuszony chwilą. Z czasem pojawi się zadanie, w którym ten wraz z innym młodym rycerzem będzie próbować obalić Mordreda. Jednak widząc sukcesy na polu bitwy i w odbudowie Camelot wycofa się z próby zabójstwa. I od nas będzie zależeć czy zaufamy ponownie dla starego rycerza czy też podejmiemy jakąś formę kary, gdzie każda z nich będzie miała swoje konsekwencje w moralności oraz w lojalności towarzyszy.
Wspomniałem o walce, a ta jest typową formą walk turowych. Kierujemy zapakowanymi w gruby pancerz rycerzami, którzy są dobrze bronieni przed atakami, pancerz jednak niszczeje podczas walki, co z czasem sprawi, że ataki zaczną się przebijać oraz zadawać obrażenia bohaterom. W naszej drużynie oprócz potężnych rycerzy pojawią się także łucznicy, zabójcy czy nawet magowie, a ci będą musieli w walce używać innych sztuczek by osłonić się przed atakami – lub też wsparcia swoich lepiej opancerzonych towarzyszy. Walka pomimo ciekawej mechaniki jest jednak dosyć prosta i większość z nich przechodzimy automatycznie. Do tego pula przeciwników jest mocno ograniczona i przez większość czasu walczymy z takimi samymi wrogami, gdzie w sporej części będą to na zmianę nieumarli oraz bandyci. W ten sposób szybko uczymy się słabych i mocnych stron przeciwników i bez problemu wykorzystujemy ich słabości. Okazjonalnie pokażą się także bossowie oraz potężni wrogowie, jednak i tutaj nigdy nie trafiłem na przeciwnika, który naprawdę dałby mi mocno w kość.
Poziom trudności zawsze możemy podwyższyć, co na pewno wpłynie na doznania płynące z gry, zwłaszcza że istnieje tutaj zaawansowany mechanizm ran i leczenia po misji, więc będziemy musieli dokładnie planować nasze ruchy licząc się z tym, że liczba miejsc w katedrze gdzie leczymy urazy oraz lecznicy gdzie przywracamy punkty życia jest mocno ograniczona i nawet grając na standardowym poziomie trudności miałem czasami problem z kolejkowaniem bohaterów do leczenia. Warto także tutaj wspomnieć o specjalnym trybie roguelite, gdzie każda nasza decyzja jest nieodwracalna i nie jesteśmy w stanie zapisywać stanu gry. A uwierzcie mi, że będziecie chcieli wykonywać wszystkie zadania w King Arthur: Knight’s Tale, gdyż twórcy bardzo postarali się, by nas zaskakiwać na każdym kroku. Wybierzemy się oczywiście na poszukiwania świętego Graala, ale także zbadamy wybitą przez rycerzy wioskę wieśniaków lub też trafimy do lasu, z którego nie możemy wyjść dopóki jeden z rycerzy się nie obudzi. To wszystko jest niesamowicie ciekawe i takie inne, angażujące że z wypiekami na twarzy odpalałem kolejne zadania poboczne. A główny wątek pomimo swojej sztampowości, gdzie jak po sznurku idziemy do wskazanego przez grę bossa, czyli Króla Artura, to także ma swoje momenty, które sprawiały, że otwierałem oczy szeroko ze zdumienia.
Zwłaszcza kiedy zdamy sobie sprawę, że pomimo tego iż większość rycerzy próbuje zachować kodeks rycerski i działać według niego, to szybko się okazuje, że każdy z nich jest zdegenerowany na inny sposób – niektórzy rycerze są naiwni do bólu, inni aroganccy, a jeszcze inni dążą do realizacji swoich celów po trupach. Kolejny element fabuły, który sprawia, że King Arthur: Knight’s Tale jest bardzo wyjątkową grą. Zresztą bohaterów i rycerzy nie opisują tylko ich cechy, ale także umiejętności, które możemy odblokować. Bardzo mi się podoba to, że bohaterowie z tej samej klasy nie raz mają różne umiejętności lub też pozamieniane miejscami, gdzie jeden bohater może mieć dostęp do pewnej umiejętności szybciej niż inny przedstawiciel tej samej klasy. Mordred przykładowo jest specjalistą od tarczy i obrony, a parę trików z przedmiotami oraz umiejętnościami sprawiły, że wrogowie sami zabijają się atakując tego bohatera. A on potrafi z dystansu miotać piorunami, co powinno być raczej zarezerwowane dla magów, ale to nie ważne, gdyż Mordred zawsze korzystał z nieczystych sztuczek. Rozwój bohaterów dawał mi masę satysfakcji w King Arthur: Knight’s Tale.
Gdyby twórcy trochę bardziej urozmaicili walki w King Arthur: Knight’s Tale, mielibyśmy naprawdę solidny tytuł do gry roku. Niestety większość walk to bitwa o skrzynkę z wrogami, z którymi walczymy przez większość czasu gry. Pojawiają się ciekawe elementy, a nawet pojedynki rycerskie jeden na jednego, ale większość walk jednak sprowadza się do tego samego. Przy King Arthur: Knight’s Tale jednak z przyjemnością wracam do tych powtarzalnych pojedynków, gdyż bardzo chcę poznać kolejne sekrety Avalonu oraz mroczne strony szlachetnych rycerzy. Chcę dalej zgłębiać tajemnice pogańskiej magii oraz próbować kroczyć ścieżką szlachectwa pomimo historii, jaka stoi za mną, tym który zabił już raz Króla Artura. Dobra starczy tego robienia recenzji, muszę wracać na poszukiwania świętego Graala.
A jeżeli bardzo podoba Wam się King Arthur: Knight’s Tale, to koniecznie obejrzycie film Król Artur: Legenda Miecza. Nie jest to arcydzieło kinematografii, ale idealnie wpasowuje się w klimat gry, a do tego film posiada fenomenalną ścieżkę dźwiękową.
Podsumowanie
Pros
- Oryginalne i intrygujące zadania główne oraz poboczne
- Interesujące postacie, które dołączają do naszej drużyny
- Prosty, ale dający możliwości system rozwoju postaci
- Ciekawy i wpływający na rozgrywkę system moralności
Cons
- Niewielka pula przeciwników
Brak komentarzy