Layers of Fear – Recenzja – Nudny szok


Layers of Fear ma bardzo przyjemne wejście i świetnie się zapowiada przez pierwsze rozdziały gry. Niestety, im dalej w las, tym mniej pasji i zamiast się bać, to zaczynamy ziewać.

Layers of Fear od polskiego studia Bloober Team miało swoją pierwotną premierę w 2016 roku. W ostatnich tygodniach wyszedł remake gry, który zaoferował nam parę nowych mechanik oraz nową grafikę. Więcej o tym się nie wypowiem, gdyż w pierwsze Layers of Fear nie miałem przyjemności wcześniej zagrać, więc nie mam odpowiedniego porównania. Dla mnie była to pierwsza, świeża przygoda z serią, więc i z tej perspektywy tworzymy tą recenzję.

Layers of Fear opowiada historie paru artystów, którym tajemnicza istota z koszmarów próbuje pomóc stworzyć dzieła, o których usłyszy świat. Pomaga ona przez strach, wizje i koszmary, więc czeka nas sporo zabawy z przerażającymi scenami oraz wyskakującymi z szafy potworkami. W praktyce główną osią fabuły jest historia pisarki, która tworzy powieści dotyczące między innymi malarza i aktora. W ten o to sposób będzie poznawać historie różnych artystów, które się przeplatają ze sobą tworząc mozaikę historii tej dziwnej istoty oraz inspirowanych przez nią artystów. W praktyce będzie ona próbowała przedstawić nam przeszłość bohaterów, ich błędy oraz pasje, w ten o to sposób poznamy najmroczniejsze tajemnice każdego z nich. Sympatyczny i ambitny malarz okaże się okrutnym sadystą, a sławny aktor kimś totalnie innym, niż się spodziewaliśmy. Gra bawi się naszą percepcją, nagina ją, łamie i buduje od nowa. Bardzo mi się to podobało.

Layers of Fear Recenzja grafika
Gra lubi się bawić nastrojem i kolorami

Nie tylko jednak percepcja fabuły jest tu zaburzona. Gra jak żadna inna bawi się naszą perspektywą, zmieniając nasze otoczenie dosłownie w każdej chwili. Wystarczy, żebyśmy się odwrócili, by zniknęły drzwi przez które przeszliśmy albo pojawiła się całkowicie inna lokacja. Nie wiem jak gra to robi, ale jest to niewiarygodnie płynne bez nawet drobnego poruszenia teksturami. W innych grach, kiedy coś zmienia się za naszymi plecami, możemy niejednokrotnie wyczuć, że coś się zmieniło – drobne drgnięcie tekstur przed nami, przycięcie się myszki itp. Tutaj nic takiego nie ma, a gra brutalnie wykorzystuje każdy moment by się nami bawić, sprawiając, że nie raz mamy wrażenie, że kręcimy się w kółko a innym razem nawet zmieniając całe otoczenie wokół nas w czasie rzeczywistym.

Sekrety i znajdźki są ciekawe, ale z czasem dowiadujemy się, że ich znajdowanie wcale nie ułatwia nam gry, a nawet zamyka niektóre zakończenia.

I o ile pierwszą historię, tą dotyczącą malarza przeszedłem z nieskrywaną przyjemność, to druga historia którą ukończyłem, czyli aktora była … męcząca. W praktyce otrzymaliśmy dosłownie to samo co za pierwszym razem i tylko w paru miejscach tego scenariusza gra nas zaskoczyła. Większość elementów została powtórzona do tego stopnia, że nawet przestawaliśmy się bać, bo ile razy może nas przerazić ten sam potwór, który nas goni. Mówiąc ten sam, chodzi mi o mechanikę walki i ucieczki od istoty, która nas próbuje złapać w większości rozdziałów. W tych scenach podąża do nas przerażająca postać, w historii malarza jest to płonąca kobieta, a w historii aktora cień z przebitek filmowych. W obu tych sytuacjach należy uciekać od wroga, ale możemy go ogłuszyć oświetlając go latarką lub też aparatem. To całość mechanik zręcznościowych w grze.

Reszta to chodzenie i właściwie Layers of Fear w tym kontekście przedstawia się jako symulator chodzenia, w przeciwieństwie jednak do innych gier tego typu czeka nas zwiedzanie ciągle identycznych, klaustrofobicznych pomieszczeń. I nie zrozumcie mnie źle, same historie są ciekawe, a zwroty akcji i kolejne niuanse które odkrywamy były właściwie jedynym, co mnie trzymało przy tej grze. To jak zmieniała się percepcja historii sprawiało, że chciałem wiedzieć, jak się skończy każda z nich. Niestety jednak chodzenie przez pokłady statku czy też identyczne pokoje, nawet jeżeli zmieniają się co chwilę, przez te kilkanaście godzin gry było nurzące. Zwłaszcza, jak już wspomniałem, większość trików pokazanych na początku zabawy była eksploatowana do bólu do końca gry.

Problem miałem także z sekretami, które znajdujemy podczas gry. O ile były one bardzo ciekawe, bo mogą to być zarówno rysunki szalonego umysłu artysty, jak i plakaty filmowe, które podczas zebrania będą prezentować jakiś pojedynczy cytat z danej produkcji (a w kontekście danego scenariusza mogą być one co najmniej niepokojące), to jednak ich rozmieszczenie nie zachęcało do eksplorowania. Jak już wcześniej wspomniałem, gra posiada system zamykających się drzwi za naszymi plecami czy nawet zmiany całej scenerii. Oznacza to, że będąc przy dowolnym rozwidleniu musimy ryzykować, w którą stronę pójść i z jednej może nas czekać poszukiwany sekret, a z drugiej, zaraz za rogiem, możemy się przenieść do zupełnie nowego miejsca bez możliwości powrotu.

Niektóre etapy robią wrażenie, szkoda, że im dalej w las, tym bardziej się na nie uodparniamy.

Część sekretów jest nawet ukryta w taki sposób, że jesteśmy w stanie je odnaleźć dopiero przechodząc drugi raz dany scenariusz. Podobnie temat dotyczy zakończeń gry, gdzie prawie każda historia ma ich parę i by je zobaczyć trzeba ją przechodzić od samego początku. Żeby odblokować niektóre zakończenia, powinniśmy znajdować jedynie jeden rodzaj przedmiotów, jak np. rysunki szczurów i totalnie ignorować wszelkie pozostałe sekrety. Taki sposób odkrywania gry do mnie nie przemawia i zabiera mi przyjemność eksplorowania i lizania ścian. Do tego, kiedy już poznamy historię w danym scenariuszu, to tak naprawdę poznaliśmy to, co gra ma najlepszego do zaoferowania. Oznacza to, że ponowne jej przejście tylko po to, by zobaczyć nowe zakończenie jest pozbawione jakiejkolwiek frajdy, sama rozgrywka po pierwszym przejściu jest schematyczna i nie stanowi żadnego wyzwania. Nie ma tutaj żadnego sensownego gameplayu z ciekawymi mechanikami, nie ma walki, a eksploracja jest ograniczona. Jednym słowem, chyba wolę obejrzeć inne zakończenia na youtube, niż się męczyć te parę godzin jeszcze raz.

Layers of Fear Recenzja końcówka gry
Jak to możliwe, że tego typu sceny pod koniec gry już nawet mnie nie ruszały?

Layers of Fear to intrygujący pomysł na grę z ciekawymi historiami, który rozczarowuje samą rozgrywką i gameplayem. Gra zachwyca przez pierwsze rozdziały, by potem pokazać, że nie ma właściwie pomysłu na samą siebie i jedynie historia będzie tym, co będzie nas trzymać do końca zabawy. Grafika oraz zabawa perspektywą robi wrażenie, zwłaszcza w historii aktora, kiedy płynnie przechodzimy ze zwykłej grafiki, do czarno białej lub nawet do scenerii zatopionego statku pasażerskiego.


Layers of Fear do recenzji gry na Playstation 5 otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Evolve PR. Dziękujemy!

Podsumowanie

Layers of Fear jest niezłą grą, by ją raz przejść i zapomnieć.
Ocena Końcowa 5.0
Pros
- Świetna praca kamery oraz perspektywy
- Bardzo dobrze napisane scenariusze kolejnych historii
- Ciekawie poprowadzone wątki różnych historii
- Przepiękny i zróżnicowany styl graficzny, zwłaszcza podczas historii Aktora
Cons
- System sekretów nie zachęca do eksploracji
- W pewnym momencie przestaje zaskakiwać, robi się powtarzalna
- Przez większość czasu krążymy po identycznych, klaustrofobicznych korytarzach

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Aliens: Dark Descent - Poradnik po Klasach Postaci: Która Opcja Gwarantuje Przetrwanie?
Następny Jak prowadzić sesję D&D - Poradnik Mistrza Podziemi