Loki – For all time. Always jest szóstym i zarazem ostatnim odcinkiem pierwszego sezonu tego serialu. Jeszcze tydzień temu nie byłam pewna, czy dostaniemy następny sezon, ostatecznie jednak potwierdziły się moje przewidywania i możemy rozpocząć kolejne miesiące żmudnego oczekiwania. Recenzja Lokiego pojawi się niedługo, teraz zapraszam do krótkiej rozmowy o najświeższym odcinku.
Oh, nic tak nie wzbudza uczucia nostalgii jak para trzymająca się za rękę przy wkraczaniu w nieznane. Loki i Sylvie w zeszłym tygodniu pokonali Aliotha i dzielnie przekraczali pustkę. Odcinek piąty zostawił nas z pytaniem o rzeczy, które znajdują się poza pustką, po końcu końca świata. Dowiemy się tego dosyć szybko i przez resztę odcinka pozostaje wyłącznie zastanawianie się „czy to wszystko?”
Loki i Loki dochodzą to wielkiego pałacu, którego nazwę chwilę później wyjaśnia creepowa Miss Minutes – wiecie, ten wielki pomarańczowy zegarek, który knuje i knuje. Otóż znajdują się w Cytadeli na Końcu Czasu, która jest siedzibą Tego, który Pozostaje. No bardziej zawiłe i tajnowojenne nie może to wszystko być.
Kim jest He Who Remains? To alternatywna wersja Kang the Conquerora/ Kanga Zdobywcy, który pojawi się w nadchodzącym filmie Ant-Man and the Wasp: Quantumania. Sam przedstawia, że pochodzi z XXXI wieku, wówczas był naukowcem i to właśnie on stworzył TVA żeby zapobiec niszczeniu Świętej Osi Czasu i uniknąć wojny pomiędzy wariantami w wielu wymiarów. Jeden Loki kupuje historię, jeden nie bardzo. He Who Remains proponuje Lokim przywrócenie ich do Osi Czasu, prawdopodobnie mogliby być razem (to ten nudny pseudoromantyczny wątek, którego nie mam ochoty i siły już dalej hejtować). Demokratycznie decydują o odrzuceniu oferty. Ale jedno z nich jest widocznie skuszone…
W międzyczasie w siedzibie TVA Ravonna dalej jest denerwującą kreaturą, nawet po spotkaniu z Mobiusem i jego logicznych tłumaczeniach nie chce wierzyć w jego prawdę. Dalej uparcie twierdzi, że wszystko jest stworzone z jakiegoś powodu i ma wyższy cel (glorious purpose hehe). Jak zwykle kłócą się z Mobiusem o swoje racje, mężczyzna nawet próbuje wysłać ją do pustki, lecz przegrywa walkę. Ravonna odchodzi w poszukiwaniu wolnej woli, o ironio.
Podstawy TVA są dalej zagrożone. Jeden z agentów wie przecież, że wszyscy są wariantami. Cofa się o kilka lat, co powoduje, że poszukują jej także inni agenci. To celowa pułapka, która prowadzi i Ravonny z Ziemi, wtedy twierdzenia o wariantach zostają potwierdzone. Wszyscy pracownicy TVA są wariantami.
Propozycja HWR jest coraz bardziej rozwojowa. Oferuje Lokim kilka opcji: po pierwsze – zabić go, co spowoduje zakończenie jedynej Osi Czasu, co z największą prawdopodobnością spowoduje następną wielostronną wojnę wywołaną przez jego warianty, albo po drugie – przejęcie jego obowiązków w kierowaniu TVA i zarządzaniu osią czasu. Jasne jest, że Sylvie myśli wyłącznie o pierwszej opcji, w zasadzie nie można przemówić jej do rozsądku. Ona od początku serialu miała jasny cel – zabić wszystko co związane z TVA. Loki podchodzi jednak do wszystkiego bardziej racjonalnie – logiczne, że chce uniknąć wojen pomiędzy wymiarami z nie wiadomo kim. Teraz oskarżony zostaje o chęć wyłącznej władzy, bla bla bla. No wywiązuje nam się mała kłótnia kochanków, po której Sylvie zdradza Lokiego, czym irytuje mnie jeszcze bardziej. Loki wrzucony zostaje do TVA, spotyka tam Mobiusa, jednak ten zupełnie nie wie kto z nim rozmawia. Bo to nie jest TVA, które znamy…
A więc wojna.
Mieliśmy w środku odcinka pewien spór: sztampa czy klasyk. Zabiegi reżyserskie wydały nam się już odgrzewane, ale nie mogliśmy dojść do porozumienia co do jakości „tego kotleta”. I do tej pory nie wiemy, co myśleć. Bo spędziliśmy sześć godzin na oczekiwaniu Strażników Czasu, którzy w międzyczasie okazali się bezmózgimi androidami, potem odkrywamy, że wielką bestię można zaczarować, potem odkrywamy, że wielki stwórca to zwyczajny człowiek. I do tego potężnie irytujący. Postać wydała się nam zwyczajna, już znana i wielokrotnie przedstawiona. He Who Remains jest zwyczajnie nudną i przerażoną osobą. Do tego doszedł przewidywalny rozłam u zakochanych. Ten akurat cieszył mnie niezmiernie, bo wątek miłosny Sylvie i Lokiego był tak neutralny, bez chemii i iskier, że ciężko się na to patrzyło. Zdecydowanie nie należę do grona osób, które shipowały tę parę.
Odcinek średnio mnie zaskoczył i brakowało wielkiego BAM, jak na koniec sezonu przystało. Było małe BAM w nowym TVA, ale to trochę za mało, jak na taki serial. czekam na drugi sezon Lokiego, jednak zdecydowanie z większą rezerwą niż na tegoroczną premierę serialu. Zobaczymy, czy coś zaskoczy nas za kilka lat.
Do zobaczenia w sezonie 2!
Pod tym linkiem znajdziecie pozostałe odcinki Lokiego a wkrótce zapraszam do recenzji 🙂
Brak komentarzy