Serial Loki jest kolejną już produkcją czwartej fazy MCU. Tak samo jak w przypadku WandyVision oraz Falcona i Zimowego Żołnierza, tak samo i teraz Lokiego można oglądać na platformie Disney+. Poprzednie dwa seriale okazały się absolutnymi hitami i co chwilę biły kolejne rekordy oglądalności. Odbiór publiczności ich obydwu także był niezwykle pozytywny. Nie ma się więc co dziwić, że oczekiwania co do Lokiego były wygórowane. Czy serialowi udało się je spełnić? Zapraszam do recenzji.
Kiedy pod koniec roku 2018 ogłoszono, że Tom Hiddleston wcieli się w rolę Lokiego w swoim własnym serialu prawie skakałam z radości. Od razu założyłam, że dostaniemy produkcję pełną czarów, kłamstw i przekrętów z odrobiną niezdrowego humoru. Nigdy, przenigdy bym nie pomyślała, że całość przybierze formę taką, jak otrzymaliśmy w przeciągu ostatnich tygodni. Potem zaczęły pojawiać się plotki dotyczące scenariusza – jedną z najbardziej rozpowszechnionych była ta, w której nasz bohater miał pojawiać się w różnych, ważnych z punktu widzenia historii, miejscach na planecie i odgrywać tam właściwą sobie rolę. Wiecie, spodziewałam się negocjacji z Margaret Thatcher, konspiracji z Mussolinim – czegoś okropnie niepoprawnego politycznie, czegoś tak absurdalnego i wymyślonego, że tylko Loki jakiego znamy z filmów (i komiksów) mógłby wymyślić. I wiecie co? Z perspektywy czasu dostaliśmy dokładnie to, co mówiła plotka. Loki pojawiał się tu i tam, w różnych punktach na mapie czasu, w różnych miejscach na Ziemi. BA! Pojawił się nawet na pewnym księżycu… I nie mogę powiedzieć, że zostałam oszukana, że nie to było obiecywane. Moje odczucia co do serialu są wyłącznie winą mojej wygórowanej wyobraźni, bo reżyser dostarczył dokładnie to, co obiecał.
Historia Lokiego w serialu jest znacznie bardziej rozbudowana i nie skupia się wyłącznie na skakaniu z miejsca do miejsca.
Po kradzieży Tesseraktu podczas wydarzeń Avengers: Endgame Loki trafia do tajemniczego miejsca skąpanego w aż nadto stereotypowej otoczce korporacji z lat 90. Tym właśnie jest TVA – Time Variance Authority. Pozwólcie, że nie będę przekładała nazwy na język ojczysty, bo wówczas traci na wydźwięku i nie brzmi tak donośnie. Jak się później okazuje, cała Agencja istnieje poza czasem i przestrzenią i monitoruje oś czasu. Właściwie to pracownicy TVA strzegą Świętej Osi Czasu – brzmi wystarczająco biurokratycznie, żebyście zrozumieli o jaki typ miejsca mi chodzi? Do tego wszystkiego dochodzą Strażnicy Czasu, którzy nie są święci z nazwy, ale rangą zdecydowanie bliżej im do tej kategorii. Pracownicy TVA są bowiem skupieni wyłącznie na zadowoleniu rzeczonych strażników i absolutnie, w żadnym wypadku, nie mogą dopuścić do ich niezadowolenia.
A więc Loki trafia do TVA razem ze skradzionym Tesseraktem. Tam zostaje poinformowany o swojej ponadwymiarowości, o tym że uciekając z niebieskim sześcianem stworzył nową oś czasu (absolutnie niedozwolona czynność, która narusza Świętą Oś Czasu) i tym samym stał się zwykłym wariantem czasowym. Staje zatem przed sądem, gdzie dostaje wybór: może albo zostać zlikwidowany albo odda swoje usługi agencji i pomoże w naprawie osi czasu. A plot twist jest taki, że największym zagrożeniem dla Osi jest jego inny wariant – Loki.
Chwila prawdy – ale jak to Loki i Loki? Wiecie ilu jest Lokich? Cała masa, każdy Loki w pewnym punkcie swojego życia naruszył Świętą Oś. W większości przypadków został także schwytany i usunięty przed sądem TVA. Pamiętacie przecież jak działa, potrafi zniknąć, potrafi przenieść się w inne miejsce, potrafi zrobić iluzję swojej osoby. Cała osobowość Lokiego negatywnie wpływa na działanie TVA. Teraz brzmi to jakby agencja działała wyłącznie celem likwidacji Lokich. I trochę prawdy w tym jest. Ostatnimi czasy jeden z wariantów nieźle miesza w organizacji firmy, kilkoro agentów zginęło też w czasie akcji. Stąd też wyszła propozycja dla Głównego Lokiego – prośba o pomoc wyszła od agenta Mobiusa M.Mobiusa, który od dawna próbuje uporać się z tym okropnym wariantem.
Początkowo Loki nie chce wierzyć w istnienie TVA, poddaje w wątpliwość sens i istotę działania całej organizacji, wyśmiewa Świętą Oś Czasu (mnie do tej pory śmieszy ta nazwa) i Strażników Czasu. Z biegiem czasu zauważa, że TVA nie jest miejscem, za które jest przedstawiane. Skrywa okropne sekrety, które są bardzo skrupulatnie ukrywane przez wyższych rangą urzędników.
Niestety, historia Sylvie – mścicielki zupełnie mnie nie zainteresowała. Nie mogłam zrozumieć potrzeby jej działania, dlaczego właściwie dążyła do zniszczenia TVA i obalenia Strażników. Jasne, pobudki zostały nam przedstawione, ale skala problemu jaką kobieta Loki sobie obmyśliła jest dla mnie całkowicie nieproporcjonalna do zachowań. Ogólnie postać Sylvie to wyłącznie chodząca zemsta. I plus dla reżyserów, że potrafili doprowadzić zemstę do końca, mimo wszystko. Ten wariant postawił wyłącznie na swoim, czym solidnie namieszał w multiversum, jednak to już „szczegół”. Sylvie znudziła mnie maksymalnie.
Dostaliśmy także wątek miłosny… którego nie chcę poruszać, ale to zrobię. Dawno, ale to baaaaaardzo dawno, nie widziałam tak nudnego wątku miłosnego bohaterów. Mam wrażenie, że więcej chemii na ekranie mieliśmy pomiędzy Lokim a Lokim krokodylem (tak, dobrze przeczytałeś) niż pomiędzy Lokim a Sylvie. Początkowo, z psychologicznego punktu widzenia, można było się zastanawiać czy Loki nie zakochał się wyłącznie w sobie, czy jest aż tak narcystyczny. Ale nie! To Główny Loki okazał się być tym wrażliwym, gotowym do zmian i poświęceń. Ostatecznie nie zakończyło się to dla niego najlepiej. Został zdradzony, oskarżony o masę głupot i wykorzystany. A na końcu wylądował na jakimś odludziu. Nie podoba mi się ten scenariusz wydarzeń Lokiego.
Serial stworzony został w dosyć zabawnej atmosferze. Scenariusz przepełniony był sarkastycznymi komentarzami, przepychankami słownymi (zwłaszcza pomiędzy Lokim i Mobiusem) a wszystko doprawione było nutką angielskiego humoru. Nie było tu mnóstwa scen walki, jakie znamy z pozostałych produkcji Marvela, nie było pełno gadżetów i odjechanych kostiumów. Tom większość czasu na ekranie spędził w koszuli i pod krawatem a jakość jego odzienia malała z odcinka na odcinek, w miarę kolejnych turbulencji i zawirowań. Ta prostota była wręcz fantastyczna i urzekła mnie niesłychanie. Kostium Sylvie także był dosyć prosty, ładnie skrojony i bez zbędnych udziwnień. Z ciekawostek mogę Wam powiedzieć, że został specjalnie zaprojektowany aby ułatwić aktorce karmienie piersią w czasie przerw na planie, bez konieczności zdejmowania go i wkładania ponownie. Scenografowie również zasługują na rundkę aplauzu. Otoczenie bohaterów dopracowane było wręcz do perfekcji. TVA było spójnym biurokratycznym piekłem w każdym jego centymetrze. Tam nie było przypadków i niedopatrzeń. Świetnie był też zrobiony Lamentis – koniec świata w tamtym wykonaniu bardzo przypadł mi do gustu.
Brawa należą się oczywiście Hiddlestonowi – jest Lokim absolutnie idealnym i nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli. Jestem pod wrażeniem jak bardzo jest różnorodny w roli Lokiego. Mieliśmy w tej samej chwili na ekranie Głównego Lokiego (z serialu) oraz Prezydenta Lokiego (z wcześniejszych części) – były to dwie różne postacie, bez grama podobieństwa – mimo, że portretowane wyłącznie przez Toma. Ta różnorodność na ekranie zasługuje na podziw. Z dużą rezerwą podchodziłam do roli Owena Wilsona. Jest to aktor bardzo charakterystyczny (ja dalej wyobrażam go sobie jako Kowboja z Szanghaju) i nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać. Obawy okazały się niesłuszne, gdyż na początku nawet nie skojarzyłam, że to właśnie on gra Mobiusa. Nie byłam pewna czy to kwestia braku okularów, później godziny czy dobrze odegranej roli, ale Wilson udowodnił mi, że potrafi więcej niż polować na druhny. Więcej chemii i iskier było w scenach pomiędzy nim a Hiddlestonem, niż przy naszej parze zakochanych.
Jeśli miałabym podsumować serial o Lokich jednym słowem, powiedziałabym: dobry. Zdecydowanie warto poświęcić mu kilka godzin. Tom Hiddleston i Owen Wilson na ekranie tworzą prawdziwy spektakl – kłócą się jak stare małżeństwo, wyśmiewają swoje wady, próbują się obrażać a ostatecznie tworzą parę wspaniałych przyjaciół. Historia Lokich, Wariantów, TVA i Linii Czasu w ciekawy sposób wprowadza nas do kolejnych Marvelowych produkcji – najbliżej nam chyba do nowego AntMana. Jest interesująca i gdyby pominąć wątpliwej jakości związek miłosny – serial były idealny. Minus za niepotrzebne lovestory. Jestem ciekawa jak potoczą się wydarzenia w drugim sezonie i z umiarkowaną cierpliwością oczekuję na datę jego premiery.
Wydarzenia poszczególnych odcinków sezonu pierwszego znajdziecie pod tym linkiem.
PS. Przedwczoraj pojawiła się miniprodukcja Assembled: The Making of Loki, która ukazuje kulisy powstania serialu.
Brak komentarzy