Pajęcza głowa to najnowszy film od Netflixa, który miał swoją premierę w zeszłym tygodniu na tejże platformie. Zachęcona obsadą skusiłam się na seans. Czy było warto?
Główną rolę w Pajęczej Głowie odgrywa Chris Hemsworth a obok niego na ekranie pojawiają się Miles Teller oraz Jurnee Smollett-Bell. Od samego początku widać jednak, że reżyser skupia się wyłącza na jednym nazwisku i wokół niego buduje cały film. Lubię tego aktora, więc z ciekawością przysiadła do seansu. Całość oparta jest na opowiadaniu autorstwa George Saundersa. Film zaliczył całkiem mocny początek, jednak z minuty na minutę trafił na wartości.
UWAGA, SPOILERY FABULARNE!
zwiastun filmu: tutaj
Akcja rozgrywa się w zakładzie karnym Spiderhead. Jest to połączenie więzienia o dosyć luźnym rygorze z ośrodkiem badawczym, prowadzonym przez Steve Abnestiego. Więźniowie zgłaszają się do udziału w różnego rodzaju badaniach, wskutek czego skraca się im więzienna odsiadka. Na pierwszy rzut oka, Spiderhead to wysokiej klasy placówka, o której może pomarzyć każdy skazaniec. Jak się później okaże, lista chętnych do oddania swojego ciała „nauce” jest całkiem spora. Współpracownikiem Steve’a jest jego asystent Mark. To on w większości czuwa nad MobiPackiem, czyli urządzeniem, z którego dostarczane są skazańcom eksperymentalne narkotyki. Steve także posiada taki zainstalowany.
Więźniowie mają własne pokoje, wykonują prace domowe i mogą swobodnie wędrować bez nadzoru strażników. Zawsze mogą zgłosić się do Steve’a z jakimś problemem, a ten zazwyczaj szybko je rozwiąże. Ludzie czują się przy nim bezpiecznie, zresztą ze wzajemnością. Polityka otwartych drzwi nie wyszła jednak całkiem na plus. Jeff – jeden z więźniów, odkrywa, że ich naukowiec także zażywa podawane im narkotyki, co sprawia, że nabiera podejrzeń wobec osoby Steve’a. Ostatecznie odkrywa także jego najciemniejsze sekrety. Wychodzi na jaw, że jest on właścicielem firmy Abnesti Pharmaceuticals, tym samym jedyną osobą decyzyjną. Rada nadzorcza, którą Steve się zasłaniał przy kierowaniu więźniów na okrutne testy, nie istniała. Szalę goryczy u Jeffa przełamało odkrycie karty bingo, na podstawie której Steve podawał środki testerom.
W trakcie filmu bohaterowie manipulowani byli przez Steve’a i zmuszani by podać swoim współtowarzyszom Darkenfloxx, czyli najgorszy istniejący w ośrodku lek- wywołujący ogromny ból fizyczny i doprowadzający zasilone osoby na skraj szaleństwa, a nawet samobójstwa. Dla samego Abanastiego jest to czysta zabawa. Z kolei dla innych bohaterów – lek stanowił największy lęk. Para zakochanych, Jeff oraz Lizzy także byli ofiarami tego specyfiku. A kiedy Steve odkrył ich uczucie, zechciał przetestować silną wolę a tym samym działanie N-40, czyli środka dla zakochanych. Ten środek nie stanowił jednak priorytetu badań. Steve pracował nad B-6 i on był głównym jego celem. To narkotyk, który wywołuje posłuszeństwo i ostatecznie miał doprowadzić do przejęcia władzy nad światem. Logicznie więc, podawał na zmianę testerom lek na miłość, lek na posłuszeństwo oraz Darkenfloxx. Wszystko, aby sprawdzić siłę działania tego najważniejszego.
Największym problem jaki widzę w tym filmie, to puenta. W zasadzie nie mogę powiedzieć, że Pajęcza Głowa w ogóle takową posiada. Kiedy matactwa głównego bohatera wychodzą na jaw, Jeff przekabaca Marka na swoją stronę i wspólnie alarmują służby. Po ucieczce przed nadchodzącą policją, Steve – pod wpływem wszystkich możliwych środków, które wyciekły z MobiPacku- rozbija się swoim samolotem na najbliższej górze. Narkotyczne upojenie przed oczami maluje mu cudowny pejzaż. Ostatecznie i tak ginie w wybuchu. Natomiast para zakochanych, wolnych od więzienia i psychopatycznego naukowca, odpływa w stronę słońca, by (zapewne) budować nowe, wspólne życie.
Czasem zastanawiam się, czy Pajęcza Głowa nie jest filmem specjalnie zrobionym w taki sposób, może nawet nastawioną na prześmiewanie innych tego typu produkcji. Nic jednak na to nie w skazuje na to. To oznaczać tylko jedno – on nie miał być tak zły. Oznacza to także, że ciągnący się żart o osobie piszącej po ścianach własnymi odchodami był stworzony świadomie. Cały film nie ma racji bytu, nie wnosi ze sobą nic, prócz chwili wątpliwej radości. Film momentami był nawet zabawny, zawierał też trochę ordynarnych ale w miarę śmiesznych scen seksu oraz drobinę sprośnych podtekstów.
Moje życie nie zyskało na seansie nic i nawet posunęłabym się do stwierdzenia, że zostałam ograbiona z blisko dwóch godzin życia. Pierwszy bubel 2022 roku za nami. Jednym zdaniem – nie, nie było warto marnować czasu na seans.
Więcej o nowościach możecie poczytać tutaj: Co obejrzeć na HBO Max, Disney+ i Netflixie w weekend?
Brak komentarzy