Phoenix Point – Recenzja – To nie jest lepszy XCOM


Jakiś czas temu premierę miał Phoenix Point, ekskluzywnie na platformie Epic Games Store. Twórcy reklamują swoją grę nazwiskami oraz porównaniem do kultowej już serii XCOM. Wszystko zrobili gorzej i tylko parę elementów w grze zasługuje na uwagę.

Dlaczego XCOM, zwłaszcza ostatnie części, zdobył taką popularność? Gry posiadały naprawdę solidną fabułę oraz sposób jej przedstawienia, świetny gameplay, dobrą muzykę oraz grafikę oraz interesujący progres, który czuć było do samego końca zabawy. Nic z tego nie uświadczycie w Phoenix Point. Gra dodaje wiele od siebie, ale wszystko pozostałe robi dużo gorzej. W recenzji będę ciągle porównywać grę do XCOM, bo jeżeli twórcy to robią, to dlaczego ja mam tego nie robić? Zero litości.

Zacznijmy może od fabuły. Akcja Phoenix Point dzieje się w dalekiej przyszłości, kiedy to ziemię pustoszy tajemniczy wirus, przemieniający ludzi w kraby, a faunę i florę w rafę koralową. Mówię poważnie, na trailerach wygląda to dużo lepiej, ale fabuła sprowadza się właśnie do tego.  Obdarto więc na wstępie grę z całej tajemniczości, która była tak ważnym dla mnie elementem serii XCOM. Kim są obcy? Czego chcą? Dlaczego porywają ludzi? Czego potrzebujemy by ich pokonać? Tutaj także te pytania występują, ale cały nacisk fabularny jest gdzieś indziej. Organizacja zajmująca się pokojem na świecie została już dawno zapomniana i niewielka grupa żołnierzy będzie próbować ją odbudować. To właśnie Ty dowódco staniesz na czele Phoenix Point. Wytrzyj kurz z biurka, masz dużo roboty do wykonania.

Grę trochę ograliśmy na naszym kanale YouTube podczas rozgrywek live. Widać z każdym kolejnym odcinkiem moje zmęczenie grą. Zapraszam do subskrybowania kanału.

YouTube player

Subskrybuj nasz kanał na YouTube

Fabularnie więc naszym celem będzie odtworzenie organizacji, a w tym celu będziemy podróżować po świecie i szukać kolejnych baz Phoenix i dołączać je do naszej organizacji. Oprócz tego, będziemy prowadzić działania dyplomatyczne z trzema frakcjami, które prowadzą ze sobą wojnę lub chociaż się nie lubią. Gdzieś tam w tle są obcy oraz postępujący powoli zegar zagłady. Standardowo ludzie nie będą w stanie się pogodzić, a postępująca mgła będzie powoli niszczyć osady wroga. Fabuła nie przypadła mi do gustu, jest źle zaprojektowana, gdyż od samego początku zasypani jesteśmy wieloma wątkami, ale tylko jednym związanym z poznaniem agresorów. Pozostałe to musimy odnaleźć pozostałe bazy, poznać tajemnice ostatniego kierownika organizacji Phoenix oraz trzy wątki fabularne związane z frakcjami, gdzie każdy z nich określa rozwój danej frakcji, gdzie pobocznym celem będzie rozwiązanie problemu Pandoran. I każda frakcja będzie miała inny pomysł, gdzie tylko jedna będzie chciała zniszczyć nację Pandoran, natomiast jedna z pozostałych frakcji będzie próbowała koegzystować i zrozumieć, a ostatnia połączyć się z nimi w ramach fanatyzmu religijnego. Co ciekawe, do bardzo zaawansowanego punktu możemy rozwijać reputacje we wszystkich frakcjach zyskując dostęp do ich technologii.

Gniazda wyglądają ciekawie, ale to jeden z niewielku interesujących terenów gry.

No dobra, sam rozstrzał między frakcjami jest ciekawy i tak samo ich technologie, o ile nie potrafię zrozumieć ich przesłanek. No bo cholera jasna, ci obcy zniszczyli ludzkość, ja bym z nimi nie gadał, tylko do nich strzelał. Z drugiej jednak strony, rozwój technologiczny jest totalnie bez sensu. Od samego początku będziemy mieć dostęp do najlepszych broni oraz pancerzy, a te stosowane przez inne frakcje mają tylko drobne różnice w statystykach. Co w takim razie rozwijamy? np. możemy łapać obcych i za badanie dostajemy dodatkowy bonus do obrażeń na danego wroga lub też zastrzyk zasobów. Możemy używać inżynierii wstecznej i dodawać do naszej puli produkcji sprzęt stosowany przez inne frakcje. I to w zasadzie większość technologii, mało przez nią odblokowujemy. Nie ma tak jak w serii XCOM, że poznajemy technologie obcych i ją wdrażamy do naszego arsenału lub też rozwijamy nasze technologie na bazie doświadczeń polowych. Cholera, jak mi tego brakowało – tego poczucia, że stajemy się lepsi.

Lepsi stają się za to nasi żołnierze i cały system zarządzania personelem jest pierwsza klasa. Żołnierzy rekrutujemy tylko w obozach sojuszników i oprócz zwykłych, podzielonych na trzy klasy (szturmowiec, ciężka broń oraz snajper) to każda frakcja oferuje paru żołnierzy specjalnych. Są oni absolutnymi specjalistami w swojej dziedzinie, trochę nierównymi wobec siebie, ale zastosowani w odpowiednim momencie mogą zrobić niesamowity pogrom w szeregach wroga. Najciekawszy jest tutaj inżynier, który będzie naszym oddziałowym medykiem oraz wsparciem co postawi wieżyczkę. Dodatkowo, do każdej klasy możemy dobrać drugą i o ile najczęściej nie jestem fanem takich rozwiązań, tutaj sprawdza się wyśmienicie, bo dzięki temu ciężki żołnierz może otrzymać sprint szturmowca otrzymując darmowy ruch, co jest ważne, bo strzelanie z karabinu snajperskiego kosztuje trzy na cztery punkty akcji. Takich zagrywek przy składaniu postaci jest wiele i sprawdzają się one wyśmienicie. Szkoda że nie można tego łączyć razem z lepszym lub bardziej wykwalifikowanym wyposażeniem, bo do samego końca gry będziemy stosować w większości tego samego sprzętu.

Fabułę oraz niuanse świata poznajemy z takich notek oraz krótkich, słabych filmików. Nie czułem klimatu nic a nic.

Świetnym urozmaiceniem są pojazdy, które zajmują aż trzy miejsca w drużynie, ale już na samym początku zabawy dają nam olbrzymią przewagę. Salwa rakiet z początkowego łazika to potężne wsparcie ogniowe, do tego może strzelać na drugi koniec mapy. Oczywiście trójka wyspecjalizowanych weteranów jest cenniejsza, no i pojazd nie wszędzie wjedzie (słabo się sprawdza w ciasnych gniazdach pandoran). Czasami jednak może bardzo nam ułatwić misję, np. podczas odzyskiwania zasobów, żeby rozwalić grupę Pandoran na drugim końcu mapy.

Phoenix Point ma jednak coś totalnie zajebistego, coś co musi być w następnej części XCOM jeżeli powstanie. Nasi żołnierze którzy wykonują rozwiązanie ogniowe, strzelają pociskami w ramach okręgu, którym możemy sami namierzać. Im bardziej zapełnimy okrąg, tym więcej pocisków trafi wroga. Koniec z pudłem z odległości oddechu, po za tym oferuje to absolutnie nowe możliwości taktyczne, bo warto jeszcze wspomnieć, że otoczenie jest praktycznie w pełni zniszczalne. Możemy np. strzelać przez drzwi, a z drugiej strony wykorzystać elementy które gra nie traktuje jako osłonę, np. metalowe rusztowania sterczące z ziemi. One nie są oznaczane jako osłona, ale stojący za nim żołnierz jest zakryty olbrzymią metalową belką i wróg ma bardzo mały fragment ciała do ostrzelania. I niech spróbuje pociskami przebić kawał stali. Korzystanie z pojazdów także daje nam kolejne możliwości, bo możemy wjechać w budynek niszcząc ścianę i odsłaniając pole do ostrzału dla sojuszników. Możemy także rzucić granat, rozwalić ścianę i zmasakrować wroga. Możliwości taktyczne są nieskończone.

Taki strzał prawie na pewno rozwali nogę dla przeciwnika. Wewnętrzne kółko jest w większości zapełnione obiektem w który strzelamy, w tym przypadku, kończyna.

Niestety jednak oprócz naszego phoenixowego łazika, mamy dostęp do trzech innych pojazdów frakcyjnych i to by było wszystko. Znowu czuję niedosyt, że narzędzi zniszczenia jest tak mało i nie możemy pozyskać nic nowego. Dodatkowo z niewiadomych dla mnie powodów, pojazd nie może przejechać przeciwnika, co jest po prostu głupie i niepraktyczne. Rozumiem wielkie kraby, ale litości nawet małego robaczka musi omijać.

Wizualnie gra niestety jest bardzo słaba. Grafika jest gorsza niż w XCOM 2, które ma przecież wiele lat na karku. Nawet concept arty które pokazują się w trakcie ładowania są rozmazane, jakby paleta kolorów była źle dobrana. No właśnie, każda bitwa to dosyć długie ładowanie gry, w większości tej samej mapy, która różni się szczegółami. Mamy około 10 różnych klimatycznie map (np. miasta różnych frakcji w których się bijemy wyglądają inaczej) i czuć straszną powtarzalność między nimi. Można się ich nawet nauczyć na pamięć, bo zasadzka czy też przechwytywanie materiałów to zdecydowanie większość naszych misji i większość z nich dzieje się na tym samym terenie. Nawet samo ładowanie gry jest skopane, bo oprócz tego że ładuje się długo, to jeszcze na koniec zawsze jest ta sama animacja lecącego statku. Zawsze. Ta sama. Śmiałem się na live, że są to ekrany ładowania po ekranach ładowania. Po co?

Już samouczek mnie irytował, co chwilę wyskakiwały podpowiedzi, blokowały ekran i nie pozwalały wykonać akcji. Co jest z tą grą nie tak?

O ile na początku byłem naprawdę zauroczony Phoenix Point, to finalnie jednak gra mnie zaczęła męczyć już po około 10 godzinach (tyle co widzieliśmy na live + drugi save trochę bez nagrywania). Gra mnie zaczęła irytować złym balansem oraz brakiem jakiegokolwiek progresu i szczerze, nie chce mi się jej kończyć. Szczerze, żałuję że grę kupiłem i lepiej było mi przejść jeszcze raz XCOM enemy unknown lub też spróbować XCOM 2 na konsoli Playstation 4. Phoenix Point to garść fajnych rozwiązań, które zostały źle zaimplementowane w finalnym produkcie. Naprawdę wielka szkoda. Mam nadzieję, że kolejna gra z serii XCOM zaczerpnie część tych mechanik i zrobi to po prostu lepiej.

 

Podsumowanie

Z wyjątkiem innowacyjnego strzelania, ta gra jest pod każdym względem gorsza od XCOM 1 oraz 2. Chyba jednak wolę procentowe szanse trafienia i dopracowany, przemyślany tytuł.
Ocena Końcowa 4.0
Pros
- interesujące i zróżnicowane frakcje
- zarządzanie personelem jest interesujące i łatwe
- system rozwoju bohaterów poprzez łączenie klas oraz elitarne specjalizacje
- pojazdy
- strzelanie z pierwszej osoby jest fantastyczne i tylko dlatego warto zagrać w tą grę
- otoczenie jest w pełni zniszczalne, w połączeniu z poprzednim punktem daje to nieograniczone możliwości taktyczne
Cons
- świat gry nie ma tajemnic, nie wciąga
- fabularnie znacznie gorszy od xcom
- system rozwoju technologicznego to pic na wodę. Tak naprawdę w tej grze w ogóle się nie rozwijamy
- mało uzbrojenia
- grafika raczej brzydka, ale to kwestia gustu
- ekran ładowania i ciągle ten sam lecący samolot
- dlaczego pojazd nie może przejechać nawet małego robaczka?

8 komentarzy

  1. krzysiek
    19 grudnia 2019
    Odpowiedz

    wogule – żle, powinno być „w ogóle”

  2. Fenio
    22 stycznia 2020
    Odpowiedz

    Dobra recenzja. Gierka jest naprawdę słaba choć ma potencjał i dla fanów serii x-com to jest pozycja obowiązkowa.

  3. wyzimir
    9 lutego 2020
    Odpowiedz

    Nie rozumiem narzekania na XCOM, że w tej grze jest szansa na nietrafienie z broni palnej z niewielkiej odległości. Przecież to jest turowa symulacja walki i w rzeczywistości obcy i żołnierze nie stoją w miejscu czekając, aż inni wykonają swoje ruchy, tylko wszyscy ruszają się jednocześnie.

    • 10 lutego 2020
      Odpowiedz

      W takim wypadku nie powinna być turowa tylko w czasie rzeczywistym i bez widocznego określenia procentowo szans na sukces bo to także nie jest tak jak w życiu. Jako osoba planująca i lubiąca gry strategiczne działam tak, żeby maksymalizować szanse trafienia i krew mnie zalewa, kiedy nie trafiam ze strzelby z bliska. Z tego też powodu zwróciłem XCOM2 który kupiłem jakiś czas temu – pierwsza misja, wymiana ognia i bam pudło na 95% z bliska. Dobranoc.

  4. najezyn
    11 marca 2020
    Odpowiedz

    Brak jest fabuły opowiadanej filmami jak w XCOM-ie i tu zgoda z recenzentem, że do odbiera wiele uroku grze. Technicznie – też bywa kiepsko. Ale nie rozumiem, skąd teza, że się jako ekipa nie rozwijamy. Bzdura! Trzeba się nabadać i nabadać, by pozyskać nowe bronie, pancerze i temu podobne. Przy czym o ile w XCOM mamy praktycznie „sklejonego” żołnierza z jedną jedyną bronią, tutaj możemy strzelać ze wszystkiego każdym (choć przy niefachowcach marnie to wychodzi ) no i nie mamy jednej snajperki, tylko po odmiennej od każdej frakcji, swoją i nie wiem, może jeszcze jakąś inną. Żonglowania ludźmi, ich zdolnościami i bronią oraz pancerzami jest znacznie więcej niż w XCOM i tu nie wypada się czepiać.
    Mnie osobiście pojazdy zawiodły – jako „moździerz” strzela toto bodajże 3 czy 4 razy i kończy się amunicja, możemy zapomnieć że mamy ten pojazd. Z karabinem maszynowym z kolei jest to wielkie bydlę, w które każdy obcy trafia i które, wbrew pozorom, nie jest jakoś mocno pancerne i po paru seriach idzie z dymem. No i, jak w XCOM, nie ma sensu tym grać o tyle, że blokuje kilka miejsc żołnierzom a nie awansuje, więc oni się nie rozwijają, wóz się nie rozwija – czyli mamy zastój, a zastój w takiej grze zabija.
    Tak że ogólnie – gra trochę brzydka graficznie (jak na taką nówkę), ileś razy cięła mi się paskudnie, fabularnie może nie najlepsza, ale od strony rozwoju technologii, zaopatrywania się w broń no i bitew z nowatorskim systemem celowania – jest dobra i na pewno warta tak doszlifowania, jak i rozwijania jej.
    Przewaga na XCOM-em to także więcej baz, więcej drużyn z własnymi latadłami, no i bogatsza mapa, na której zwiedza się calutką planetę, łącznie z Antarktydą. Tak że nie jest źle. Mogłoby być lepiej, ale źle nie jest.

  5. Dzik
    22 lipca 2020
    Odpowiedz

    Całkowicie się zgadzam. Gra pozbawiona jest dramatyzmu i napięcia. Fabułę wymyślił chyba dziesięciolatek.
    Dodam jeszcze że naciągnęli ludzi na przedpłatę trzech dodatków z których wyszedł tylko jeden.

    • 23 lipca 2020
      Odpowiedz

      Może zostaną jeszcze wydane? Dla mnie to bez różnicy bo do gry na pewno nie wrócę.

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Zombieland Doubletap Roadtrip - Nintendo Switch Recenzja
Następny Paladyni Zachodniego Królestwa - Po Jednej Partii - pierwsze wrażenia