Zombieland Doubletap Roadtrip to gra towarzysząca drugiej części radosnej komedii o takim samym tytule. W tym radosnym dziele zniszczenie przyjdzie nam się wcielić w jednego z 4 bohaterów podczas podróży przez opanowane przez nieumarłych USA. Czy autorom gry udało się uchwycić czarny humor filmu i połączyć go z grywalną rozwałką zombiaków, czy raczej jest to skok na kasę napędzany nostalgią i dobrymi aktorami? Zobaczmy.
Fabuła
Startujemy w Kalifornii, stanie słońca, plaży i serfowania, a wiemy to tylko dlatego, że mapa tak wskazuje. Czwórka naszych bohaterów wybiera się na wyprawę przez całą Amerykę w celu hm, do końca nie jestem pewien, ale chyba ma to coś wspólnego z wyborami i ambicjami prezydenckimi Tallahassee’ego. Po drodze przyjdzie nam odpierać hordy nieumarłych, napotykać coraz to nowe ich rodzaje i pomagać babciom w ich codziennych sprawach takich jak odwiedzanie znajomych czy przechodzenie przez ulicę.
Struktura misji w Zombieland jest bardzo prosta. Dojdź z punktu A do punktu B, znajdź klucz, idź do punktu C i wybroń się chwilę przez nawałnicą ruchomych zwłok. Innym przykładem może być pilnowanie babci – czyli konwój z punktu A do B. Pilnujemy babunie, zwalczamy zombiaki, a na końcu może trafić się jakiś boss, czy większa grupka truposzy połykających kule jak tik-taki. Kolejnym typem misji jest uruchomienie czegoś – czyli postanie chwilę bez ruchu i możliwości obrony przy konsoli. Tutaj poległem najwięcej razy – bo czasu potrzebny na taką akcję ciągnie się w nieskończoność, a truposzom się śpieszy dołączyć cię do swoich szeregów.
Podczas misji nasi bohaterowie rozmawiają ze sobą i strzelają sucharami na lewo i prawo. Warto zauważyć, że głosu użyczyli tej małej produkcji aktorzy z filmu. Kłótnie, kawały, zasady i rozważania ubarwiają nam mordowanie trupków i jednocześnie posuwają cienką jak bibuła fabułę. Po skończonej misji nie pamiętam za bardzo o czym rozmawiali, ale pamiętam, że „Karetki zabijają”, albo „Należy omijać toi-toie” bo te reguły są zabawne i mają zakotwiczenie w mechanice gry, gdzie zombi namnażają się w plastikowych wychodkach na masę.
Rozgrywka
Zombieland jest grą mega prostą w tym co oferuje. Ma dosłownie garstkę mechanik i minimalistyczne podejście do tematu posyłania nieumarłych pod ziemie. Nasza postać może chodzić, strzelać, rzucać granatami, znajdować inne bronie, aktywować konsole i używać super umiejętności po naładowaniu się paska. Nasza postać NIE może – skakać, walczyć wręcz, posiadać więcej niż jedną broń, odpychać zombi, robić uniki czy biegać szybciej. Pętla gry sprowadza się do przeszukania bagażnika auta lub skrzyni w nadziei na zdobycie lepszej broni i wymordowaniu watahy zombi w ilości równej pojemności naszej pukawki przy jednoczesnym przesuwaniu się do celu poziomu. Gra co jakiś czas generuje fale zombi, posyła na nas nieumarłych sprinterów zza rogu lub zasłania przejście karetkami czy toi-toi’ami które trzeba wysadzić. Podczas gdy radosne nawalanie we wrogów z miniguna jest zawsze fajnym doświadczeniem, to brak uniku, odepchnięcia czy alternatywnej broni bardzo denerwuje. Podniosłeś akurat kałasznikowa, więc strzelaj do pusta albo zmień na coś innego po drodze. Nie można dopasować broni do przeciwniki. Wielkie grube zombi śmieją się nam w twarz kiedy strzelamy do nich z uzi, ale już taki strzał z dwururki robi na nich wrażenie. Wiec jeśli nie mamy obok pojemnika na zmianę broni to albo strzelamy cały czas z uzi, albo ze strzelby. Biednie.
Różnorodność broni jest dość standardowa. Zawsze mamy do dyspozycji glocka z nielimitowaną amunicją ale znaleźć możemy uzi, strzelbę, kałacha, colta czy miniguna. Arsenał różni się od siebie i łatwiej jest ustrzelić truposza z AK-47 niż uzi, ale tak naprawdę nabiera to znaczenia przy dużych wrogach którzy mogą więcej wytrzymać. Standardowi biegacze, rzygacze, klauni czy inne chuderlawe pokraki giną tak samo szybko z początkowej pukawki jak i z karabinu. Istnieje jeszcze broń białą w postaci katany, gitary czy wideł – wszystko zadaje spore obrażenia, ale z uwagi na liczebność niemiluchów lepszym rozwiązaniem jest trzymanie ich na dystans i strzelanie cofając się.
Sami wrogowie mają mentalność stadną. Lecą prosto na nas, chyba ze akurat pojawią się za nami wtedy udają zasadzkę. Mniejsze trupki szwendają się, rzygają z daleka lub znienacka wyskakują zza rogu. Grube ich odmiany wytrzymują więcej kul, niektóre wybuchają, inne mają tarczę. Niby ta różnorodność jest spora, ale styl gry się nie zmienia – trzymasz ich na dystans i strzelasz. W przypadku SWAT, okrążasz i strzelasz. Większym zagrożeniem staję się teren,bo zaklinować się łatwo, czasem sceneria zasłania bohatera, czasem nie widzisz zombi, a przy innej okazji klaun rzuca w ciebie nożem przez ścianę. Otoczenie jest zabójcze z powodu jego niedopracowania. Istnieją co prawda elementy które można wysadzić albo użyć w celu przetrzebienia goniącej cię hordy, ale nie ratuje to gry.
Rozwój postaci, a raczej jego szkieletowa forma sprowadza się do nudnych procentowych ulepszeń. Biegasz 3% szybciej, zadajesz 5% więcej obrażeń. Wpływ na rozgrywkę ma to praktycznie żaden. Ot, doczepione na siłę rubryczki, coby coś tam rosło.
Tryb Hordy
Tę grę chyba po to zrobiono. Wybierasz lokacje i masz przetrwać od 10 do 25 fal zombiaków. Fale są zróżnicowane, w jednych trzeba zabić określoną liczbę trupków, w innej przetrwać 5 min, jeszcze w innej wysadzić w powietrze toi-toie. Fajne. Atakują nas stopniowo coraz bardziej różnorodne i liczebne masy wrogów. Manewrowanie między nimi nabiera znaczenia, a nasza super zdolność przydaje się całkiem często. Tutaj spędziłem chyba najwięcej czasu podczas ogrywania tytułu, ta część Zombieland sprawiła mi niezłą frajdę i byłbym skory do niej wrócić, gdyby nie fakt, że przy grze wieloosobowej śmierć jest na zawsze. Nie ma reanimacji, podniesienia, ocucenia. Kto umarł, ten nie żyje, czyli patrzy się w ekran i liczy na potknięcie innych graczy. A szkoda. Fajnie by dobić do ostatniej fali we dwójkę. Albo nawet czwórkę, jeśli macie więcej padów.
Grafika
Wizualnie Zomiland jest średniakiem co lada dzień spadnie na półkę niżej. Poziomy są powtarzalne a modele zombi i postaci sztywno animowane. Ilustracje na ekranach ładowania i podczas odkrywania nowych rodzajów truposzy są ładniejsze niż świat w którym się poruszamy. Podoba mi się chyba tylko jedno – animacja wybuchających samochodów z kłębami dymu i ognia.
Muzyka i dźwięk
Tutaj się postarano. Bronie brzmią jak powinny, wybuchy i alarmy samochodowe są odpowiednio głośne. Nasi bohaterowie szczekają do siebie jak i do zombiaków fajnymi wstawkami nagrywanymi przez filmowych aktorów. Niekiedy nawet uda się dopasować ich frazę to rozegranej sytuacji. Miło. Każda misja ma też porządnie nagrane dialogi wprowadzające i niekiedy jakiś przerywnik. Podczas mordowania trupich tabunów towarzyszy nam niezła ścieżka rockowa z gitarą prowadzącą. Zanucić raczej nie zanucę, ale dobrze się słucha podczas walki.
Podsumowanie
Zombieland jest biedny w tym co oferuje. Monotonią mordowania tych samych trupów z tych samych broni na tych samych ulicach może doprowadzić do śpiączki. Jedynym momentem podnoszącym puls jest bluzg rzucony w kierunku ekranu kiedy zaklinujemy się na barierce i coś nas zeżre. Tryb Hordy trochę ratuje tę pozycję, ale nieprzemyślane decyzje twórców gry zabijają spory potencjał kanapowej kooperacji. Nie polecam, chyba ze do piwa i tylko w trybie hordy.
Podsumowanie
Pros
- dialogi aktorów
- tryb hordy
Cons
- jednowymiarowa
- niedopracowana
- jedzie na nostalgii i popularności filmu
Brak komentarzy