Predator nawiedził plemię Komanczów w poszukiwaniu najlepszego i najsprytniejszego łowcy w produkcji Predator: Prey. Po setkach lat tworzenia kultury łowieckiej wśród plemienia, nikt nie jest zaskoczony, że najlepszym łowcą będzie oczywiście kobieta, a właściwie nawet dziewczynka. Można by powiedzieć, nowa księżniczka. W końcu mamy do czynienia z filmem, który miał swoją premierę nie w kinach, a na platformie Disney+.
Parę dni zajęło mi zrozumienie, dlaczego w repertuarze naszych kin nigdzie nie mogę znaleźć filmu Predator: Prey, który bardzo chciałbym obejrzeć. Któregoś pięknego dnia zauważyłem na jakimś portalu z filmami, że ta produkcja otrzyma swoją premierę na platformie Disney+. Ucieszyłem się niezmiernie, gdyż płacenie 40 zł za popcorn w kinie jest grubą przesadą i mam nadzieję, że nadchodzi ten piękny czas, kiedy marże w wysokości 50 000% na jedzeniu w Heliosie i Multikinie doprowadzą do upadku korporacji. Zadowolony kupiłem popcorn za 1.59 zł w biedronce, zrobiłem dla mnie i mojej żony Mohito (odkrywam się w produkcji drinków) oraz zaszaleliśmy kupując poppadomsy, czyli takie smażone na głębokim tłuszczu naleśniki indyjskie, który kojarzą się z naszymi wakacjami na Malediwach. Tak czy inaczej film obejrzeliśmy w dniu premiery i muszę powiedzieć, że bawiłem się wyśmienicie. Recenzja będzie zawierała spoilery fabularne.
Predator: Prey opowiada historię Naru, członkini plemienia komanczów, która pomimo setek swoich talentów, o których wspomina film, uparła się by zostać łowczynią. Naru jest bohaterką typową dla folkloru disneya – jest piękna, jest czysta, posiada makijaż, proste włosy (pamiętajcie, że Ci ludzie myli się raczej przypadkiem, kiedy uciekali od lwa przez rzekę) oraz zawsze ma rację. Na potrzeby tej recenzji będziemy nazywać ją księżniczką. Naru już jest idealna, ale nikt jej nie wierzy. Jest to bohaterka bez skazy, z którą żadna kobieta nie może się identyfikować, bo wszyscy mamy jakieś wady nad którymi możemy pracować, by starać się być lepszą osobą każdego dnia. Specjalnie dla Naru przybywa na naszą piękną planetę drapieżca z kosmosu, łowca który będzie szukał najpotężniejszej zwierzyny oraz najwspanialszego trofeum. Naru będąc (oczywiście) doskonałym tropicielem trafia na ślady tego potwora, który póki co jest na etapie poszukiwań walcząc z wężami oraz wilkami. Nikt jej oczywiście nie wierzy, więc w praktyce sama musi znaleźć i pokonać Predatora. Po drodze oczywiście wpada w liczne tarapaty, z których w żadnym wypadku nie potrafi wydostać się sama, a wszyscy jej znajomi i rodzina umierają w jej ochronie. Finalnie jednak Naru użyczonym pistoletem udaje się zabić predatora i wraca do obozu by zostać wodzem wojny czy czymś takim.
Jakkolwiek wkurzająca była główna bohaterka, to sam plot filmu był fenomenalny i zrobiony z należytym zadbaniem. Pokazanie tajemniczego predatora jako potężnego łowcy oraz komanczów jako zwierzynę i trudna relacja między tymi dwoma statusami, które na dodatek lubiły zmieniać strony była bardzo angażująca i w praktyce film był ciężki do przewidzenia, a front zmieniał się regularnie, by to raz Predator był w potrzasku, a innym razem łowcy. Film będzie nas częstować piękną scenografia oraz bardzo ładnymi i czystymi strojami. To wszystko sprawia, że jest na czym zawiesić oko, a sam predator, który zamiast maski nosi czaszkę jakiegoś stwora (ale pod nią jest cała elektronika z podglądem ciepłym itp) wyróżnia się od tego co znamy z innych filmów oraz gier.
Pod względem tworzonego klimatu, film oddaje hołd oryginalnej twórczości opartej na filmach i komiksach z poprzedniego tysiąclecia. Predator nie będzie korzystać z zaawansowanych broni, a raczej podobnych do tych, które używają ludzie. Chociaż i tak można powiedzieć że oszukuje, bo niezniszczalna tarcza i zdalnie sterowane bełty to lekka przesada, ale kto tu jest łowcą? Predator będzie jednak skórować swoje ofiary, a film będzie nas cieszył popularnymi dźwiękami, które zapadły w pamięć zwłaszcza graczom kultowego Aliens vs Predator 2.
Musicie też wiedzieć, że Predator: Prey jest filmem wielojęzykowym. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, komanczowie mówili w języku angielskim, który UWAGA UWAGA, był przeplatany z ich ojczystym językiem. Do tego dochodzili Francuzi i zarówno słowa wypowiedziane przez komanczów, jak i francuzów nie zostały przetłumaczone. O ile samych najeźdźców możemy zrozumieć dlaczego nie rozumiemy (masło maślane), bo pewnie chodzi o to, że księżniczka ich też nie rozumie, ale dlaczego ta sama księżniczka mówi na zmianę po angielsku i … komanczowsku? powodowało u mnie pewne zakłopotanie. I jeszcze jeden bezsens, by nie otwierać nowego akapitu – predator lubił strzelać ze zdalnie sterowanej kuszy i regularnie gubił maskę. On jednak nie przestawał przez to strzelać i dziwne było, dlaczego pociski skręcają w inne strony. Takich bezsensów jest tutaj mnogo.
Niemniej jednak Predator: Prey pod samym względem bycia filmem akcji zwycięża złoto. Jest to film, który idealnie buduje napięcie oraz trzyma mocno w fotelu do końca seansu. Gdybym poszedł na to do kina byłbym rozczarowany, bo nawet sama produkcja trwała około 90 minut. Jednak będąc w dystrybucji VOD film zostawia znaczną część konkurencji daleko w tyle. Piękne ujęcia, niecodziennie poprowadzona akcja oraz warstwa fabularna, która nie potrafi w jednoznaczny sposób postawić nam odpowiedzi na pytanie – co będzie dalej? Prey zaskakuje na każdym kroku, nawet pomimo dziesiątek tekstów z biuletynów marszów Girl Power oraz wielu dziwnych decyzji twórców kłócących się z logiką i zdrowym rozsądkiem.
Brak komentarzy