Dom płomienia i cienia to najnowsza książka Sarah J. Maas, trzecia część w serii Księżycowego Miasta. Po prawie dwóch latach od premiery drugiego tomu wracamy do historii Bryce, Hunta, Ruhna oraz ich przyjaciół. Czy warto było tyle czekać na premierę?
W poprzedniej książce Dom nieba i oddechu Bryce i Hunt wystąpili przeciwko Asteri, potężnym, prawie boskim istotom, które próbowały przejąć Midgard. Pod koniec książki Bryce została przeniesiony do innego świata. W Domu płomienia i cienia powracamy do bohaterki, która utknęła w dziwnym, nowym świecie i musi znaleźć sposób, aby wrócić do Midgardu. Tymczasem Hunt zostaje uwięziony przez Asteri i szuka pomysłu na ucieczkę. Bryce’a i Hunta próbują odnaleźć siebie oraz – ponownie – ocalić swój świat.
Bryce Quinlan nigdy nie wyobrażała sobie wyprawy poza Midgard, ale teraz, gdy poznała inny świat, jedyne, czego pragnie, to wrócić do domu. Wszystko, co jest jej drogie, znajduje się w Midgardzie: jej rodzina, przyjaciele, ukochany. Uwięziona w nieznanej krainie, musi polegać na swoich wyostrzonych instynktach, aby znaleźć drogę powrotną. To onieśmielające zadanie, gdy nie jest pewna, komu może zaufać. Hunt Athalar stawił czoła wielu przeciwnościom losu, ale ta sytuacja może być dla niego najcięższa w dotychczasowej historii. Po przelotnym posmaku błogiej wolności zostaje ponownie uwięziony w lochach Asteri, nie mając pojęcia o losach ukochanej Bryce. Pragnie jej pomóc, jednak jest związany kontrolą Asteri, a jego wolność jest odległym marzeniem.
W tej kontynuacji uznanych bestsellerów „Dom ziemi i krwi” oraz „Dom nieba i oddechu” Sarah J. Maas wynosi serię Księżycowe Miasto na nowy, ekscytujący poziom. Na ponad TYSIĄCU stronach zagłębiamy się w pełną akcji historię, która momentami mrozi krew w żyłach, a momentami przyprawia o łzy. W typowy dla autorki sposób, w czasie lektury czytelnicy będą się śmiać, płakać, złościć, walić pięściami w materac i krzyczeć w poduszkę. Tutaj muszę wspomnieć, że polska wersja książki została wydana w jednym tomie, w przeciwieństwie do poprzedniczek CC podzielonych na dwa tomy.
Dom płomienia i cienia zapewnia mocne wrażenia narracyjne. Wykracza poza poprzednie części, Dom ziemi i krwi oraz Dom nieba i oddechu. Podczas gdy ta pierwsza skupiała się na wewnętrznym uleczaniu i murder mystery z odrobiną akcji, druga oferowała głównie akcję, ale czasami wydawała się powolna, to trzecia część CC stanowi ciąg nieprzerwanej akcji oraz nie ma w niej straconej chwili. Fabuła rozwija się szybko, ale nie przytłacza ilością informacji. W przeciwieństwie do przypadków żmudnego zrzucania informacji na czytelnika, tutaj każde odkrycie wydaje się naturalne i płynnie wplecione w narrację. Choć dla niektórych mnogość postaci i często zmieniające się punkty widzenia mogą być zniechęcające, wg mnie wzbogaca to serię, a każda postać wnosi jakiś wkład w strukturę opowieści. Niedoskonałe, ale przystępnie rozpisane postacie, budzą prawdziwe emocje, dzięki którym nie sposób im nie kibicować.
Podobnie jak poprzedniczki, Dom płomienia i cienia podzielone jest na części:
- Część 1 zagłębia się w folklor, historię. Przedstawia Bryce nowe miejsca i twarze, znacznie wzbogacając budowanie świata. Bardzo mi się podobała ta sekcja, ponieważ odsłoniła główne rewelacje i ustanowiła kluczowe powiązania. Powrót pewnego stworzenia wywołał intensywne wspomnienia i wprawił mnie w osłupienie.
- Część 2 przyspiesza akcję, płynnie opierając się na informacjach z części 1. W pewnej chwili wydawało mi się, że trochę się dłuży, jednak uważam ją za niezwykle wciągającą. Role Lidii i Ruhna były szczególnie fascynujące, a część kończy się przejmującym cliffhangerem, który zmusza do dalszego czytania.
- Część 3 jest pełna ważnych rewelacji. To taki dekadencki deser po przepysznym obiedzie. Szczególnie zaskoczyli mnie Ithan oraz, co zaskakujące, Jesiba. Zakończenie jest niezwykle satysfakcjonujące i sprawia, że nie mogę się doczekać przyszłych części.
Ważną częścią CC3 był crossover z serią Dworów. Wiedziałam, że będzie miał miejsce, ale nawet przy czytaniu ostatnich stron Domu nieba i oddechu miałam ciarki na całym ciele. Przez „Witaj Bryce Quinlan. Jestem Rhysand”, które było ostatnim zdaniem i jednocześnie fabularnym zakończeniem drugiej książki, miałam ochotę krzyczeć. Crossover był jednak całkiem przyjemny i uważam, że Maas poradziła sobie z nim umiejętnie. Czas Bryce w Prythianie był dość krótki, spędzony głównie z Nestą i Azrielem. W rezultacie powieść stara się w pełni wykorzystać międzywymiarową podróż Bryce. Zostaje połączonych wiele wątków i scenerii, oferując przelotne wglądy w każde z nich. Co dla mnie ważne, pomimo wzajemnych powiązań światów zachowują one swoją odrębność. Segment dotyczący ACOTAR był w sam raz i nie przyćmił znacznej części książki, ponieważ pozostaje ona przede wszystkim częścią CC.
Moim zdaniem to właśnie Nesta i Azriel skupiają w tej książce uwagę. Uwielbiam ich indywidualnie i jako parę. Ich fabuła kończy się odrobinę zbyt schludnie jak na mój gust… oraz jak na charakterystykę tych postaci. Włączenie Nesty i Azriela jako przedstawicieli Prythianu było jednak strzałem w dziesiątkę i szczerze podobała mi się relacja tej dwójki. To prawdziwa, szczera przyjaźń i nie mogę się doczekać żeby zobaczyć jak sprawy się rozwiną w następnej książce Dworów (która PODOBNO ma dotyczyć właśnie Azriela).
Klasycznie już, przy czytaniu recenzji zauważyłam pewne rozczarowanie w związku z kreacją Bryce – kwestia powtarzająca się zarówno wcześniej jak i w tej książce. Choć były momenty, w których byłam nią sfrustrowana, głównie jej współczułam. Wydawało mi się naturalne, że czuła się zdenerwowana w tak nieznanym otoczeniu. Uważanie na obcych i próba ucieczki to logiczne reakcje. Nawet jej pozornie irracjonalne działania wynikały z racjonalnych intencji. Wiele osób znalazło wytłumaczenie dla okrutnego zachowania Nesty, wiec nie rozumiem dlaczego w tym przypadku Bryce stanowi taki problem.
Dla mnie Bryce jest postacią, z którą mogę się identyfikować. To pierwsza od dawna bohaterka, która wywołuje we mnie tak bliskie uczucia. Może dlatego, że potrafię ją zrozumieć, może dlatego, że na pewnym etapie byłam taka jak ona i dokładnie wiem co czuje i czym się kieruje. Szkoda, że więcej osób nie dostrzega jej decydowanego ducha i bezgranicznej miłości do swoich bliskich. Pośród chaosu magii i chaosu Maas umiejętnie wprowadza delikatne momenty, które podkreślają prawdziwą stawkę narracji. Niezachwiane oddanie Bryce rodzinie – zarówno wybranej, jak i krwi – sprawia, że można z nią niezwykle łatwo się utożsamić. Jest oczywiste, że Maas specjalizuje się w portretowaniu podnoszących na duchu tematów, takich jak trwała miłość i siła przyjaźni. Bryce uosabia talent autorki do tworzenia ujmujących i pełnych wad, a jednocześnie czarujących głównych bohaterek.
Nie zmienia to faktu, że Bryce często działała mi na nerwy. Przez całą historię jej zachowanie wydawało mi się nie na miejscu. Uważam, że źle traktowała Hunta, nie biorąc pod uwagę jego tortur trwających wiele dni. Wymagała od niego pełni sił dla swojej sprawy, nie biorąc pod uwagę jego traumy. Dopiero na końcowych stronach zaczęła odkupywać swoje winy a jej słowa i czyny doprowadzały mnie do łez.
Bezbronność Hunta złamała mi serce. Trauma wywołana pierwszym buntem z Shahar pobudziła go w nieoczekiwany sposób, odsłaniając głębszą warstwę jego charakteru, która, moim zdaniem, mogła zostać bardziej zgłębiona. Dodatkowo powtarzający się cykl kłótni między nim a Bryce stał się męczący. Ich unikanie problemu, godzenia się, a następnie powtarzanie błędów od nowa stały się frustrująco przewidywalne. Nie zmienia to faktu, że jego niezachwiane oddanie towarzyszce było naprawdę niezwykłe. Pomimo trwałych tortur, które doprowadziły go na skraj śmierci, jego głównym zmartwieniem pozostała Bryce i ich przyjaciele. Był gotowy poświęcić się, aby zapewnić im bezpieczeństwo, nawet kosztem własnego dobra. Jego nieoczekiwane odkrycie wprawiło mnie w osłupienie, a jego konfrontacji z Celestiną była niezwykle satysfakcjonująca. Mówiąc prościej, sytuacja Hunta z dwoma „tatusiami” zapewniła komediową ulgę przy takiej ilości ciężkich tematów. Zabawne było obserwowanie, jak Apollion i Thanatos kłócą się o to, kto ma na niego większy ojcowski wpływ. Biedny Hunt zdawał się przechodzić kryzys egzystencjalny kilkukrotnie w całej książce.
Sarah J. Maas znana jest z tworzenia fascynujących romansów, które dodają kolejną warstwę do fabuły oraz chwytają czytelnika za serce. Niemal każda główna postać w Domu płomiena i cienia zostaje uwikłana w jakiś związek. Dla fanów romansów (w końcu jesteśmy w gatunku romantasy!) nie brakuje gorących przerywników. Maas umiejętnie równoważy ekscytację i autentyczność w związkach, zagłębiając się w mniej efektowne aspekty, takie jak spory i nieporozumienia.
Z zapałem pochłaniałam każdy rozdział z Ruhnem i Lidią. Zwłaszcza rozdziały Lidii były po prostu znakomite. Było wiele niespodzianek związanych z Lidią, które mnie zaskoczyły i pozostawiły szczękę na podłodze – nie będę dawać spoilerów i psuć zabawy, bo to rewelacja, która może wgnieść w fotel. Jeśli chodzi o Ruhna, pozostaje on moją ulubioną postacią w Księżycowym Mieście, a jego rola w tej książce tylko ugruntowała tę opinię. Sceny rozgrywające się w lochach wywołały u mnie emocjonalną rozpacz, ale ostateczne spotkanie Ruhna i Lidii wynagrodziło wszystko.
Kulminacyjne zakończenie książki zapiera dech w piersiach – klasycznie jest intensywne i emocjonalne. Zawiera wszystkie elementy pożądane w powieści fantasy, zwłaszcza tej stworzonej przez Sarah J. Maas. Zagorzali entuzjaści literatury tej autorki prawdopodobnie ogarną cały ten chaos, jednak wnikliwi czytelnicy fantasy mogą być mniej zachwyceni fantastyczną krainą stworzoną przez Maas.
Księżycowe Miasto 3 to szalona przygoda w każdym tego słowa znaczeniu. Dostarcza dokładnie to, czego pragną fani: akcji, romansu i oszałamiającego pokazu mocy. Wtajemniczeni ze skrótem RDCPOVF będą przeszczęśliwi.
Dom płomienia i cienia zamyka historię Bryce i Hunta, nie jest to ostateczne pożegnanie z Lunathionem. Sarah J. Maas zapowiedziała, że pracuje nad kolejną książką o Księżycowym Mieście. Choć wiele pytań znajduje odpowiedzi, niektóre teorie zostają potwierdzone lub obalone, apetyt na więcej pozostaje. Nie mogę się doczekać kontynuacji!
W treści znalazłam idealny cytat Finna podsumowujący tę książkę: “Flynn threw up his hands. “Am I the only one who feels like they’re on a bad acid trip?” Tharion scrubbed at his face. “I’m still on one, I think.”
Dziękujemy wydawnictwu Uroboros za udostępnienie nam książki do recenzji ❤
Brak komentarzy