„Wdzięk, to coś takiego, co budzi u obcych ludzi natychmiastową sympatię i zaufanie, niezależnie od tego, co ten roztaczający wdzięk człowiek knuje.”
Tą historię rozpocznę słowami Kurta Vennegut, amerykańskiego pisarza i publicysty, kojarzonego głównie z fantastyką. Dlaczego akurat tą frazę wybrałam? A no dlatego, że według mnie idealnie odzwierciedla charakter Sarii – Odrodzonej z Zatoki Latarni, która to omamia przeciwników swoim wdziękiem i delikatnością. Powoli z wrodzoną gracją i niewinnością jest w stanie swoimi umiejętnościami zgasić oponenta.
Przyszła na świat w pięknym nadmorskim mieście, gdzie wszędobylskie promienie słońca zaglądają w nawet najmniejszą szczelinę. Radości nie było końca, była bardzo oczekiwanym dzieckiem. Gdy Syrena wzięła pierwszy haust powietrza napełniając nozdrza zapachem rodzinnego domu, zaczęła głośno płakać i już jako noworodek miała wszystkim tak wiele do powiedzenia. Członkowie rodziny i zgromadzeni dalsi kuzyni wiedzieli już, że będzie kimś wyjątkowym, obdarzonym niezwykłymi mocami. Stała się oczkiem w głowie swojej matki i to po niej odziedziczyła wdzięk. Była dziewczynką przecudnej urody; jej falowane, gęste włosy oraz śniada karnacja robiły wrażenie. Oczy miała również przepiękne, wiadomo było, że zawojuje nimi świat i podbije niejedno męskie serce nie koniecznie w szczytnych celach. Dorastała w swoim rodzinnym mieście, mieszkała sama z matką, musiały więc walczyć o swoje i nie dać się żadnym zewnętrznym wpływom, które czyhały na nie praktycznie na każdym kroku.
Z charakteru była raczej typem flegmatyka, była spokojna, miała analityczny umysł, na co dzień działania i decyzje podejmowała łagodnie i z rozwagą co jak się okazało dostarczało jej sporo profitów. Gdy Syrena dorastała, uroda rosła i dojrzewała wraz z nią, stawała się coraz piękniejsza i coraz bardziej kobieca. Chłopcy zaczynali się za nią oglądać bo gdy widzieli dziewczynę tak cudnej urody, serce biło dwa razy mocniej. Lecz ona nigdy szczególnie nie zwracała na to uwagi. Szła do przodu z podniesioną głową, nie zważając na to co dzieje się dookoła niej. Miesiące mijały a Saria wraz z matką żyły sobie co prawda nie w bogactwie ale w spokoju, że są razem i nikt im tego nie odbierze. Saria stawała się kobietą, a jej mamie niestety nie ubywało lat, dzieci rosną a rodzice się starzeją. Matka Syreny słabła z dnia na dzień, miała coraz mniej siły lecz obdarzała córkę ogromną dozą miłości. Sielanka i permanentny spokój nie trwały jednak zbyt długo, mama Sarii odeszła prawdopodobnie z powodu nie wykrytej odpowiednio wcześnie ciężkiej choroby. W domu i sercu Syreny zagościł smutek i rozgoryczenie, bardzo ciężko było jej się pogodzić z odejściem najważniejszej w jej życiu osoby. Jednak musiała żyć dalej, była upartą kobietą i ta cecha osobowości nie pozwoliła jej się poddać.
Z biegiem lat, Saria zmieniła się nieco, zaczęła ubierać się bardziej kobieco, chodziła najczęściej w sukienkach ubranych w koronki, z którymi współgrały stonowane kolory. Nie zapominała również o biżuterii, stałym elementem jej stroju były perły, iście królewski, wymagający surowiec zwany również jako łzy aniołów. Nosić go mogły tylko wyjątkowe kobiety, które odpowiednio dbały o te kamienie. A szyja Sarii była godnym miejscem dla pereł. Żyjąc w pojedynkę z czasem udoskonaliła swoje umiejętności życiowe i nabrała nowych. Aby osiągnąć co chciała działała podstępnie i w ukryciu, stała się mistrzynią w tej kwestii. Była łapaczką serc, wykorzystywała kochających się w niej mężczyzn do zdobywania rzeczy których pragnie, a tych, którzy z początku nie zwracali na nią uwagi, skutecznie przekonywała swoim wdziękiem i niesamowitym, hipnotyzującym spojrzeniem. Syrena była przeciwniczką jakichkolwiek form agresji, sama od niej stroniła i tego samego wymagała od osób z którymi współpracowała. Jej sposobem na pozbycie się chandry, i nabranie nowego sposobu na ogląd rzeczywistości było siedzenie w ulubionym miejscu.
Udawała się nad zatokę, przy której stał dość dużych rozmiarów kamień idealnie wyprofilowany do siedzenia na nim i kontemplacji. Potrafiła spędzać tam naprawdę dużo czasu, gdy tak spoglądała na zatokę i wsłuchiwała się w szum wody, godziny biegły niemiłosiernie szybko. Ilekroć przebywała tam, zawsze widywała kruka który przesiadywał na drzewie tuż obok jej głowy. Siedział nieruchomo niczym posąg. Miała dziwne wrażenie, jakby rozumiała jego głos a on doskonale wiedział o czym ona rozmyśla. Z czasem choć to dziwnie brzmi zaprzyjaźniła się z tym ptakiem. Wieczorami siedzieli nad zatoką rozmyślając nad życiem i sprawami bieżącymi, a kruk nie zagrzewał miejsca na drzewie, tylko na jej ramieniu. Ta przyjaźń była dla niej ważna, ponieważ na co dzień nie otaczała się ludźmi, no może z wyjątkiem mężczyzn i ich zazdrosnych kobiet, które po cichu niszczyła dla swoich celów. Z czasem jednak do kruka dołączyła sowa i zobaczywszy, że Saria ma serce do zwierząt i ich nie krzywdzi, latała za nią krok w krok i czuła się odpowiedzialna za swoją towarzyszkę. Syrena postanowiła pożegnać stare przyzwyczajenia obecne w jej domu, nieco zmieniła jego wystrój na bardziej odpowiadający sobie a na strychu z myślą o zwierzętach zrobiła dla nich ciepły kąt.
Saria dalej wykorzystywała naiwność innych ludzi (mężczyzn) i manipulowała nimi bez ich wiedzy. Przeszła ciężką szkołę życia i to nauczyło ją takiego postępowania. Co nie zmienia faktu, że gdzieś głęboko pozostało ukryte dobro i chęć obcowania z ludźmi. Dzięki takiemu scenariuszowi, jaki został napisany specjalnie dla niej dostała od życia dar w postaci rzadkich umiejętności i celowania w sam środek słabszych punktów ludzi. Co więcej nie każdy rodzi się tak piękny, że ma szansę to wykorzystać. Życie wiele jej odebrało, ale dwa razy więcej oddało, tylko ona wiedziała jak wykorzystać te dary.
Kurta Vennegut? Serio?
Serio