Seven: The Days Long Gone – Recenzja – Śmietnik Historii


Podsumowanie

Seven: The Days Long Gone to dobry miks gry fabularnej oraz skradanki. Znajdzie się parę błędów, ale gra zdecydowanie wciąga.
Ocena Końcowa 80%
Pros
- Interesujący główny bohater
- Wciągająca fabuła
- Oryginalne podejście do tematu RPG
- Dobre kombo skradanki i gry fabularnej
- Wielopoziomowy świat pełen sekretów
Cons
- Błędy graficzne
- Problemy ze sterowaniem

Seven: The Days Long Gone zainteresował mnie już przy pierwszych wzmiankach jakie odkryłem na temat tej gry. Po pierwsze, robią ją Polacy, specjaliści od gier komputerowych i twórcy takich perełek jak Euro Truck Simulator oraz Superhot. Po drugie, twórcy bardzo chcieli podejść do kwestii gier RPG inaczej niż pozostali twórcy. Próbują wytaczać nowe szlaki i ustalać nowe trendy. Czy to się uda? Nie wiem, oceni to historia gier komputerowych. Na obecną chwilę zapraszam natomiast na recenzję w której rozwieje wasze wątpliwości jeżeli chodzi o zakup lub też jego brak.

Seven: The Days Long Gone – RPG inne niż wszystkie

Całe tło fabularne to w moim odczuciu sprytne połączenie klimatów cyberpunk oraz postapokaliptycznych. Nasz protegowany jest złodziejem w świecie zniszczonym przez brutalne wojny oraz zjednoczonym potem przez imperatora. W skutek pewnych wydarzeń z samouczka, trafia on na wyspę gdzieś hen daleko na oceanie, gdzie dotrzeć może tylko pojazd latający. Otrzymuje on ważną misję oraz tajemniczy implant który pozwala mu się porozumiewać z duchem. Należy pamiętać że w tym świecie technologia jest w mocnej regresji, gdzie jednocześnie występują wszędzie po niej pozostałości. Dlatego właśnie tubylcy nadają maszynom i technologiom magiczne zdolności.

W świecie tym, a właściwie na wyspie w której dzieje się akcja, działają dwie organizacje z ramienia nadania Imperatora oraz kilka mniejszych, mniej lub bardziej oficjalnych. Z dwóch głównych organizacji znajdziemy Technomagowie, czyli miejscową policję która trzyma w pieczy odzyskaną technologię, oraz Biomantów, czyli ramię tutejszego kościoła, który tak różnie od swoich technologicznych towarzyszy, nawraca ludzi na wiarę w imperatora, a także jednocześnie naciska na nich by pozbyli się technologii i żyli w zgodzie z naturą.

Jeżeli myślicie że naszym celem będzie dołączenie do jednej z organizacji to srogo się zawiedziecie. Nasz bohater jest tutaj ma swoje powody by przebywać na wyspie i lawiruje on między dwoma organizacjami by osiągnąć cele. Dołączenie do którejkolwiek z nich, nawet jeżeli chcemy, będzie tylko jednym z środków osiągnięcia celu, czy aby najlepszym? Wątpię, jako wolny strzelec z kleptomańskimi zwyczajami lepiej idzie nam kradzież niż dogadywanie się.

W grze standardowo robimy zadania główne i poboczne, poznajemy nowe postacie, zbieramy i ulepszamy ekwipunek i nie zdobywamy poziomów doświadczenia. Dobrze przeczytaliście, nie zdobywamy żadnego EXPa. Nasz bohater był już kozakiem zanim wskoczył na wyspę, a wszystkie modyfikacje naszej postaci opierają się na systemie wszczepów, ulepszeń ekwipunku oraz jakości tegoż ekwipunku, a także na broni którą używamy. Naszą postać ulepszamy poprzez podróże po świecie gry, odkrywanie nowych szczepów, schematów oraz ekwipunku.

Wielopoziomowa podróż po strefach

Gra ma olbrzymi nacisk na eksploracje. Gra jest pokazana w rzucie izometrycznym, poruszamy się za pomocą klawiatury i myszki, jednocześnie używając otoczenia do wspinania się oraz przemieszczania do nowych terenów, co fajnie widać na filmiku który sporządziłem. Wielopoziomowość gry jest jednocześnie jej największą zaletą oraz wyróżnikiem, jak i olbrzymią wadą z uwagi na brak przemyślanego wdrożenia tego systemu.

Chodzi mi o to że kamera świruje i nie zawsze pokazuje odpowiednio to co jest obok nas. Dochodzi także do wielu błędów, kiedy na przykład skradamy się po dachu, zeskakujemy niżej aby hakować panel, ale system nie złapał że jesteśmy już na niższym poziomie i nie możemy w żaden sposób aktywować panelu. W takim wypadku trzeba kombinować i najczęściej wczytać grę lub szukać innej drogi. Najczęściej do celu prowadzi ich kilka.

W grze na przemian walczymy oraz skradamy się. Nasz bohater nie jest wymoczkiem i zna sporo trików, jednak nie ma większych szans z grupą wrogów lub strażnikami technomagów. W takich wypadkach musimy salwować się ucieczką lub użyciem któregoś z atutu w naszym rękawie aby sprytem pokonać wrogów. Możemy użyć pułapek lub umiejętności takich jak spowolnienie czasu lub niewidzialność. Na początku wszystko wydaje się utrudnione oraz skomplikowane, jednak z czasem (po wielu śmierciach) zyskujemy dużą wprawę w używaniu naszych zdolności. Wtedy i satysfakcja z gry bardzo wzrasta, bo bez problemu kluczymy między strażnikami w pilnie strzeżonych kompleksach.

Świat gry Seven: The Days Long Gone jest podzielony na strefy, aby przejść do następnej musimy się do niej włamać lub też kupić/zdobyć specjalną pigułkę, która udostępnia nam kolejną strefę. Jest ich 7 i aby wykonywać kolejne zadania musimy odblokować je wszystkie. W tym celu zdobywamy lokalną walutę którą w pewnym momencie gry wymieniamy na odpowiednią pigułkę. Rozwiązanie innowacyjne, jednak w pewnym momencie irytujące z uwagi na fakt że nasz bohater od początku radzi sobie z większością przeciwników (z czasem gry jest po prostu łatwiej), to my nie możemy wykonać sporo zadań dodatkowych które wymagają od nas obecności w innych strefach. Chyba że do nich się włamiemy, jednak strażnicy bardzo nieprzychylnie patrzą na takich cwaniaczków.

Grafika, Dźwięk, Optymalizacja w Seven: The Days Long Gone

Graficznie gra wyraźnie nawiązywała do Borderlands. Wyraźne kontury, komiksowa kolorystyka, intensywne kolory. Oprawa graficzna mi się podoba, chociaż ma swoje wady, głównie taka intensywność powoduje że niektóre ciasne poziomy bardzo się ze sobą zlewają, co przy koszmarnej pracy kamery powodowało u mnie westchnięcia irytacji.

Dźwiękowo gra niestety nie zachwyca. Z wyjątkiem głównego motywu, cała reszta muzyki jest dosyć średnia. Dźwięki wydawane przez wrogów są mdłe, inna sprawa z użyciem broni takiej kuszy, wtedy dźwięk jest miły i soczysty. Większość postaci jest raczej nieciekawa, z wyjątkiem głównego bohatera oraz ducha który zamieszkał w naszej głowie. Ich dialogi są ciekawe, głosy są dobrze dobrane i dobrze intonowane. Gra jest z polskimi napisami oraz angielskim lektorem, więc możemy się cieszyć angielskimi dialogami które są wykonane nieźle.

Gra lubi się przyciąć i ładuje się długo, zdecydowanie za długo. Wynika to może z obszaru świata gry, jeżeli chodzimy w nim na piechotę to nie znajdziemy prawie żadnych ekranów ładowania, dopiero kiedy skorzystamy z szybkiej podróży to będziemy zmuszeni poczekać chwilkę. Na szczęście twórcy szybko reagują na błędy i na przykład, taki denerwujący problem jak cios w plecy który wystąpił parę dni temu został już naprawiony. Chodziło o to że taki cios wcześniej nie zawsze wchodził mimo że znajdowaliśmy się za wrogiem. Teraz pokazuje się specjalna ikona symbolizująca kiedy możemy wyprowadzić cios w plecy zabijający na miejscu lub zadający bardzo dużo obrażeń silniejszym przeciwnikom.

Podsumowanie

Grając w Seven: The Days Long Gone czułem się trochę jak w starym Gothicu. Wiele rzeczy wkurzało i irytowało. Było dużo błędów i dużo bezsensu. Ale lubiłem wracać do Górniczej Doliny. Tak samo jest teraz, gra ma swoje wady, ale po pierwszych chwilach złego wrażenia, szybko się rehabilituje i wciąga. Trzeba dać jej tylko szansę i obiecuję że na pewno nie rozczarujecie się. Świat jest ciekawy i głęboki, główny bohater interesujący, a fabuła tajemnicza i chętnie odkrywamy jej sekrety. Zdecydowanie warto.

Seven: The Days Long Gone to gra z wadami. Nie zmienia to faktu że jest to jeden z ciekawszych tytułów RPG tego roku. Warto dać szansę.


Grę można kupić na naszym sklepie internetowym – Seven The Days Long Gone Klucz Steam w sklepie popkulturalny.pl

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Łotry - Unboxing Gry
Następny Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi - Recenzja - Zabrakło Mocy