Spider-Man: Far From Home miał zakończyć tak zwaną trzecią fazę MCU (Marvel Cinematic Universe). Jakkolwiek nie słyszałem nigdy wcześniej o poprzednich dwóch fazach, to nowy Spider-Man nie spowodował że naczelnik prowadzący miał jakąś fazę po seansie i pilnie oczekuje czwartej fazy.
Szczerze mówiąc, to całe odbieganie od głównego nurtu który pamiętam z komiksów czy też kreskówek niezbyt mi się podoba. Niestety dla mnie, Spider-Man: Daleko od domu poszedł w jakimś absolutnie szalonym i abstrakcyjnym kierunku, kiedy to można było zrobić naprawdę fajne wprowadzenie do kolejnej fazy MCU (jakie kurła fazy?), a zamiast tego zrobiono dosyć dziwny film, ze specyficznym przebiegiem scenariusza. Recenzja tradycyjnie będzie zawierać spoilery, jesteś spoiler freakiem, to nie czytaj.
Spider-Man: Daleko od Sensu
Zacznijmy jednak od pewnego sprostowania – jako całość i poziom jakości, film Spider-Man: Daleko od Domu bardzo mi się spodobał, stąd wysoka ocena, a w recenzji wypowiem się też o naprawdę fajnie zrobionych elementach. Patrząc jako jednak na fragment całości, to wydaje mi się, że ten film jest po prostu słaby i blado wypada w porównaniu do poprzednich filmów ze stajni Marvela. Moje odczucia końcowe są bardzo ambiwalentne.
Zacznijmy od fabuły. Peter Parker wyjeżdża ze swoją klasą na wycieczkę do egzotycznej Europy. O tym tajemniczym kontynencie krążą różne legendy i historie (o czym świadczą także niektóre rozmowy bohaterów). Oczywiście są to tylko żarty, które zresztą mi się bardzo podobały. Spider-Man Daleko od domu bardzo fajnie rozluźnia napięcie po bardzo jednak smutnym i poważnym (jakkolwiek film o superbohaterach może być poważny) Avengers: Endgame. Spider-Man Daleko od Domu jest obfity w różne żarty, czy to z samych bohaterów, czy też z naszej Europy, trzymają one fajny, lekki poziom i naprawdę powodowały u mnie chociaż uśmiech np. scena, kiedy to Peter przez przypadek za pomocą drona prawie rozwalił gościa który zarywał do MJ.
W każdym razie Peter Parker oprócz na podbój Europy, chce także podbić serce swojej wybranki – MJ jedzie oczywiście z nimi. Na ich drodze do szczęścia stanie oczywiście przystojny gość, który także postawił sobie za cel dobrać się do brunetki. No tak, bo MJ w filmie jest brunetką, zapomnijcie o wrednym rudzielcu (chociaż może w kolejnych częściach przemaluje włosy). To tak jak już rozmawiamy o odchodzeniu od oryginału. Swoją drogą, jedna z osób odpowiedzialna za Spider Man: Daleko od Domu wypowiedziała się także za tym, żeby zrobić z Petera Parkera geja. MJ musiałaby mu wejść wyjątkowo mocno za skórę. Zostawię ten pomysł bez komentarza.
Wracając jednak do fabuły. Pojawia się Nick Fury, który ma problem kadrowy, bo zapewne pamiętamy z Endgame, że Avengers się rozpadło. Pod ręką ma tylko Spider Mana na wakacjach. Więc on go poniekąd zmusza do tego, by wraz z tajemniczym Mysterio, który przybył z innego wymiaru, pomógł pokonać złe żywiołaki zagrażające całemu życiu we wszechświecie.
Wiecie co, wyczułem nosem multiversum i to byłby po prostu zajebisty sposób na rozwijanie MCU (i nie byłaby do tego potrzebna kapitan marvel). Nawet liczyłem, że w pewnym momencie pojawi się inny Spider Man, który wspólnie z głównym bohaterem będzie walczyć z Mysterio. Niestety, dosyć szybko moje marzenie zostało zniszczone, gdy okazało się że tak naprawdę mysterio jest byłym sfrustrowanym pracownikiem Starka, który wraz z innymi byłymi sfrustrowanymi pracownikami Starka planują zemstę poprzez zostanie …. nowym przywódcą Avengersów. Aby to zrobić używają hologramów, efektów dźwiękowych oraz świetlnych generowanych przez drony.
No poważnie, tak durnego planu już dawno nie słyszałem. Zwłaszcza że w oryginale (przynajmniej w tych komiksach i bajkach które oglądałem) Mysterio był chorym człowiekiem i iluzjonistą, który potrafił używać swoich umiejętności w niecnych celach, wrobił Spider Mana w zbrodnie itp. No ja nie wiem. W Spider-Man: Daleko od Domu Quentin Beck (czyli Mysterio) nie był nawet iluzjonistą, a zwykłym gościem który stracił pracę i został niedocenionym przez szefa, przez co zebrał grupę osób też niedocenionych i wspólnie z tymi gośćmi zaczęli tworzyć odpowiednie efekty, by wyglądało że Beck jest superbohaterem. Ja pie&*%^(,
Zakochana para!
Jednak główny wątek to najsłabsze co oferuje nam Spider Man Daleko od Domu i wcale nie najważniejsze. Film przedstawia drogę, kiedy to Peter Parker będący dzieckiem próbuje znaleźć swoje upragnione miejsce wśród Avengers. Jak pamiętamy z pierwszej części o Spider Manie, Peter bardzo chciał zostać jednym z nich jednak jego przygoda z Avengers ochłodziła jego zapał i jedyne czego chciał, to odsunąć się w cień, zostać, jak on sam o sobie mówił Spider Manem z , a nie kolejnym Iron Manem (chociaż pancerz do tego celu już miał). Finalnie jednak decyzji nie podjął, a jedyne co się okazało, to to że Beck wkręcił Spider Mana w swoje morderstwo i teraz nie będzie on ulubionym bohaterem. Na scenie pojawił się też Daily Bugle, więc w następnych filmach może wreszcie usłyszymy jakieś znęcanie się nad spider manem przez prowadzącego.
Para Peter Parker i MJ to jeden z tych niewielu filmowych romansów, które naprawdę ciężko nie polubić. On – ciamajdowaty, boi się kobiet, typowy nerd. Ona – piękna, inteligentna, jednocześnie zamknięta w sobie, boi się ludzi, przez to broni się sarkazmem. Relacja Petera i MJ okraszona była masą różnych gagów (jak przybyła na pomoc z maczugą – piękna scena), by finalnie wszystko mogło zostać wystawione na próbę w scenie po napisach. Bardzo fajny wątek, a para aktorów Tom Holland oraz Zendaya (Zendaya Maree Stoermer Coleman) to świetna para i miło się ich ogląda. Ogólnie to wydaje mi się, że Zendaye czeka w przyszłości olbrzymi sukces filmowy – ona jest po prostu świetną aktorką i widać że świetnie bawi się na scenie oraz swoją rolą.
Podsumowanie
Jak napisałem na wstępie, recenzja jest przewrotna i niespodziewana. Wylałem trochę swoich żalów, zwłaszcza dotyczących najważniejszego elementu, czyli wątku głównego. Co ciekawe, dla mnie to wątki drugorzędne ratują Spider Mana i dzięki nim będę miło wspominać film licząc na kolejną część, gdzie Peter Parker nie zostanie gejem. Bo kto by chciał, żeby taka piękna para się rozstała?
Jeszcze nie oglądałem, ale coraz częściej zastanawiam się czy w ogóle jest sens iść do kina, czy może poczekać, aż będzie w internecie 😛
MJ występująca w filmie to nie Mary Jane Watson, tylko Michelle Jones. To dwie różne postacie. Ogólnie kto pisał tą recenzję XDD
No tak, ale nie napisałem nigdzie że to Mary Jane, tylko że nie jest ruda, tak jak się przyzwyczailiśmy 🙂 Przynajmniej przejrzałem jeszcze raz tekst ale takich błędów nie znalazłem. Może korekta już wcześniej znalazła, jeżeli tak to przepraszam.
Swoją drogą czy w komiksach i innych dziełach ze spider manem pojawiała się Michelle Jones? To bardzo nieintuicyjne dla widza, bo przez cały film wołają ją MJ.