Stargate: Timekeepers – Recenzja – Inaczej niż się spodziewałem


Stargate: Timekeepers to pierwsza gra z kultowego uniwersum znanego wielu nam z młodszych lat. Czy twórcom udało się przenieść czar tej klasycznej serii Science Fiction na ekrany komputerów? Zapraszam do recenzji!

Historia w grze Stargate: Timekeepers jest podzielona na parę luźno powiązanych ze sobą rozdziałów. Formuła jest trochę podobna do tej znanej z serialu, czyli każdy odcinek będzie traktować o czymś innym, ale różne wątki będą się łączyć i prowadzić nas do finału sezonu. Całość się zaczyna od ataku na Antarktydę przez siły Goa’uld, a my weźmiemy pod władanie dwóch żołnierzy, którzy rozbili się podczas wymiany ognia z jednostkami wroga. Niestety cała historia będzie tylko luźno nawiązywać do serialu i na przykład we wspomnianej bitwie o Antarktydę będziemy próbować uratować oddział SG-1, niestety nie przyjdzie nam ich nawet poznać. Gra nie wykorzystuje potencjału swojej marki i nie pozwoli nam wcielić się w kultowych bohaterów czy też zwiedzić znane nam miejsca. Chociaż muszę przyznać, że historia przedstawiona w grze jest nawet ciekawa, ale jednak niesmak pozostaje, zwłaszcza jeżeli dobrze pamiętacie seriale. Ja nie pamiętam ich tak dobrze, a mimo to dziwnie się czuję nie widząc nigdzie O’neilla i Carter.

Zaczyna się naprawdę nieźle i nic nie zwiastuje tego co nadejdzie

Sama rozgrywka także nie okazała się tym, czego się spodziewałem. Okazuje się bowiem, że Stargate: Timekeepers to gra skradankowa w stylu Shadow Tactics czy też Desperados 3. To był dziwny wybór, bo do formuły bardziej by pasowała gra strategiczna z kierowaniem oddziału jak w Aliens: Dark Descent albo zwykła gra taktyczna z podziałem na tury. Tak czy inaczej poczułem spory niesmak, kiedy gra kazała mi krzyżować umiejętności by ogłuszyć i związać żołnierza Jaffa. Rozumiecie ten patent, jeden odwraca uwagę, drugi wali wroga po głowie. W trakcie gry oczywiście wyzwanie będzie rosnąć i trzeba będzie nie raz poradzić sobie z grupą wrogów, a część z nich może być odporna na zwykłe ogłuszenie lub też nawet trzeba będzie użyć na nich umiejętności dwa razy by ich pokonać. Tutaj chodzi głównie o opancerzonych Jaffa, których najpierw trzeba trafić jeden raz np. za pomocą karabinu snajperskiego i potem walnąć drugą serię z kultowego P90. I muszę szczerze przyznać, że pomimo początkowego rozczarowania zacząłem się wciągać i chętnie ukończyłem całość.

Jest sporo miejsc, które można wykorzystać do eliminacji wrogów. Punkt snajperski na wzniesieniu to jeden z nich

Twórcy wybrali dosyć oryginalny sposób dystrybucji gry, bo obecnie jest dostępne około 7 misji, z czego zrobienie każdej zajmuje około godziny, do nawet dwóch jeżeli nam nie idzie. Parę miesięcy po premierze jednak twórcy chcą dodać kolejne siedem misji, całkowicie za darmo w ramach już zakupionej gry. Jest to ciekawe, mocno serialowe rozwiązanie i jestem bardzo zainteresowany tym, czy gracze wrócą do gry po tym czasie. Osobiście mam taki zamiar, ale sami wiecie, nowe miesiące, nowe tytuły (a luty zapowiada się bardzo atrakcyjnie, sprawdźcie nasz przegląd premier lutego). Tak czy inaczej taki podział gry na rozdziały, które są ze sobą luźno związane ma jedną zasadniczą wadę – brak żadnego postępu jeżeli chodzi o rozwój bohaterów. Nasi bohaterowie będą mieli prawie zawsze taki sam komplet umiejętności, punkty życia, których nie rozumiem w grach skradankowych, bo i tak zawsze jak Ciebie odkryją to wczytujesz grę, czy też inne statystyki.

Dywersja i przebieranki to nowy styl w Stargate

A jeżeli już o postaciach rozmawiamy, to tutaj także nie wszystko zostało przemyślane. Jeżeli graliście we wcześniej wspomniane kultowe gry skradankowe, to pamiętacie, że każdy z tamtejszych bohaterów miał swój ściśle określony archetyp. Stargate: Timekeepers też próbuje to robić, ale jednocześnie wielu bohaterów ma dosyć podobne umiejętności, a Ci co się wyróżniają, są tak potężni, że nie potrzebują przez większość czasu towarzyszy. To dotyczy zwłaszcza gościa, który ma pelerynę niewidkę i może zagwizdać ściągając Jaffa do siebie i potem go natychmiast ogłuszyć, a także żołnierza posiadającego system maskowania pozwalający przejąć czyjąś tożsamość. No i ma zata, który jak pamiętają fani, jednym strzałem ogłusza, drugim zabija, a trzecim dezintegruje ciało. Jeżeli też pamiętacie, to w pewnym momencie serialu każdy z SG-1 miał taki przy sobie przy każdej okazji, a tutaj ma go tylko jeden bohater, pomimo, że akcja dzieje się już po rozbiciu sił Anubisa.

Podział na odcinki nie jest głupi i robi serialowy klimat.

Jeżeli chodzi o elementy audiowizualne, to tak naprawdę nie mam do czego się przyczepić. Gra wygląda ładnie, a kolejne rozdziały są bardzo zróżnicowane. Oprócz Antarktydy trafimy także do sporej wielkości wioski Jaffa czy też na pole bitwy, gdzie będziemy się przekradać między walczącymi. Mapy zawsze różnią się od siebie i są bardzo dobrze zaplanowane, nie raz pozwalając nam na różne podejścia do wykonania misji. Nie jest to jeszcze poziom kultowych skradanek, ale jakiś punkt wyjścia już jest. Warto też zwrócić uwagę na dialogi wrogów, które możemy podsłuchać i fani serii powinni ich poszukiwać, bo to jedyna forma jakiegoś opisywania świata, która została zaprezentowana przez twórców. Niestety brakuje tutaj jakiegoś biegania po wioskach, szukania starych pism czy też rozmawiania z tubylcami by dowiedzieć się czegoś więcej, a to wielka szkoda, bo Stargate jest niesamowicie bogatym uniwersum, które zasługuje na lepsze przedstawienie.

Prawdą jest, że nie mogę ocenić Stargate: Timekeepers negatywnie, bo pomimo wszystkich wad i niedociągnięć, to jest całkiem niezła gra i o ile nie zawsze rozumiem rozwiązania, które zastosowali twórcy, to nie mogę powiedzieć, że było tutaj coś, co by mi przeszkadzało w grze. Gra działa bardzo stabilnie, błąd zdarzył mi się tylko raz, kiedy to po wczytaniu gry wcześniej ogłuszony i związany wróg pojawił się na swoim miejscu, ale wystarczyło wczytać wcześniejszy zapis i ponowić całą akcję pacyfikacyjną by problem rozwiązać. Do tego całość jest na tyle wciągająca, że mimo tego nieprzyjemnego lekkiego posmaku gramy dalej chcąc się dowiedzieć, jak potoczy się dany rozdział historii. Nie zapominajmy też o potrzebie wykazania się, która napędzać będzie graczy do skutecznego eliminowania Jaffa w coraz to trudniejszych konfiguracjach. Jednym słowem, Stargate: Timekeepers nie jest kolejnym Desperados czy też Commandos, ale jednak nie jest złą grą. Subiektywnie, nie wszystko trafiło w mój gust, obiektywnie, to przyjemna pozycja, której warto dać szansę.


Klucz recenzencki w wersji Steam dostarczył nam Slitherine Software. Dziękujemy!

Podsumowanie

Sporo elementów mi tutaj nie do końca pasuje, ale jednak od Stargate: Timekeepers ciężko się oderwać.
Ocena Końcowa 7.0
Pros
- Im dłużej gram, tym bardziej się wciągam
- Ciekawe wyzwania nie pozwalające się nudzić
- Ładna grafika, a sama gra działa stabilnie
- Zróżnicowane postacie, niestety część z nich do niczego się nie nadaje
Cons
- Brak jakiegokolwiek uczucia rozwoju
- Skradanie nie do końca pasuje do Stargate
- Nie zawsze przemyślane mechaniki
- Brak kultowych postaci oraz miejsc
Poprzednio Disney Dreamlight Valley - Wszyscy bohaterowie i jak ich odblokować? - Poradnik
Następny Cudowny chłopak. Biały ptak - Co wiemy o kontynuacji hitu z 2017 roku?