Sword Art Online: Alicization Lycoris to kolejna odsłona serii gier przedstawiających popularne marki mang oraz anime. Czy gra sprosta wyzwaniu i spodoba się nie tylko fanom franczyzy, ale też pozostałym graczom?
Wcześniej miałem okazję zagrać jedynie w Sword Art Online: Fatal Bullet, które było całkiem przyzwoitą grą akcji. Nie była to gra wybitna, ale dawała pewną przyjemność i całkiem cieplutko ją wspominam. Spędziłem przy niej około 15 godzin i chyba do niej kiedyś wrócę. Nie powiem tego samego niestety o Sword Art Online: Alicization Lycoris, przy której także spędziłem tyle samo czasu, ale niestety ciężko jest powiedzieć, że były to przyjemnie spędzone chwile. Grę testowałem na platformie Playstation 4 Pro.
Recenzję możecie też obejrzeć na YouTube. Dziękuję za subskrypcje 🙂
Sword Art Online: Alicization Lycoris to egranizacja ostatniego sezonu sławnego anime, a sama gra została wydana na platformy PC, Xbox One oraz Playstation 4. Wcielamy się w niej w Kirito, który budzi się bez pamięci w tajemniczym świecie o nazwie Underworld. Naszym zadaniem będzie dowiedzenie się tego, co robi tutaj główny bohater oraz czym tak naprawdę jest ten świat. Sama gra teoretycznie opierać się będzie więc na eksploracji Underworld podzielonego na poszczególne lokacje, robieniu zadań pobocznych, zdobywaniu doświadczenia oraz finalnie walce ze złym Architektem. Brzmi dobrze, prawda? Niestety, to nie jest prawda. Fabuła niestety została rozciągnięta przez niekończące się filmiki oraz dziesiątki wątków pobocznych, które tylko obserwujemy w pokazach slajdów i nie mamy żadnej możliwości uczestniczenia w tych zabawach.
Czym jest slajd w Sword Art Online: Alicization Lycoris? To ten obrazek, gdzie dwie osoby ruszają ustami i pojawia się tekst który czytamy. Całe szczęście, że została także nagrana ścieżka dialogowa. Tych slajdów są tutaj miliony. Dawno nie byłem tak zirytowany konstrukcją gry, co zresztą widać było na gameplayach, gdzie dochodziło do paskudnie kuriozalnych sytuacji. Uwierzcie mi, kiedy po 20 minutach słuchania dialogów, nagle jedna z postaci mówi „Uwaga Gargulce, musimy je pokonać!” to miałem łzy w oczach, że wreszcie mogłem coś zrobić. Niestety walka polegała na pokazaniu się napisów „ciach, wsiuu, łubudu” i potem wróciliśmy do słuchania oraz czytania kolejnych setek slajdów.
O ile sam początek zabawy był całkiem spoko, gdyż mogliśmy zwiedzić parę lokacji, nauczyć się walczyć, zrobić parę zadań czy też poznać podstawy craftingu (wyjątkowo słaby system, ale nie będę się już pastwił), to zaraz potem trafialiśmy do szkoły, gdzie mieliśmy się uczyć na Rycerza Integracji. Niestety od tego momentu zdecydowana większość gry to pokaz slajdów oraz dialogów przedstawiających szkolne życie Kirito i jego przyjaciela. Totalna beznadzieja, bo ta fuszerka trwała prawie 10 godzin przerywana krótkimi sekwencjami walki (w których oddawaliśmy po 3 – 4 ciosy) czy też nawet bezczelnie przerwanymi wstawkami, byśmy mogli podejść do słupka i zapisać grę. Bo jeżeli przerwiecie 40 minutowy monolog Kardynała w połowie, to będziecie musieli odpalić wszystko od nowa. Oczywiście jest możliwość przewijania filmów, ale nie po to gram w grę JRPG, żeby pomijać fabułę. Można było to rozwiązać na setki, tysiące sposobów w bardziej angażującej gracza formie znanej z innych gier JRPG (np. Final Fantasy VII Remake żeby daleko nie szukać).
Wydaje mi się, że przez 15 godzin spędzonych z Sword Art Online: Alicization Lycoris, faktycznie miałem okazję pograć może maksymalnie 5 godzin. Reszta to filmiki oraz pokazy slajdów, przedstawiających np. problemy nastolatków związane z wykluczeniem. Mogę tutaj powiedzieć parę miłych słów o grze, gdyż eksploracja, mimo swojej prostoty, to naprawdę przypadła mi do gustu. Lokacje które odwiedzamy na początku gry są pełne zieleni, szumiącej trawy czy też płynących rzek. Questy są zrobione po najniższej linii oporu: zabić parę potworków, czasem wyjątkowego bossa, zebrać jakieś materiały itp. Relaksująca i niezobowiązująca gra można powiedzieć i szkoda że Sword Art Online: Alicization Lycoris nie był taki do końca.
Sama walka także nie jest zła, a nawet posiada wiele ukrytych mechanizmów pozwalających nam się doskonalić, a bez których zrozumienia nie będziemy w stanie pokonać trudniejszych przeciwników, gdyż robienie odpowiednich combo będzie budować nasz mnożnik ataku. Im bardziej widowiskowe combo zrobimy, najlepiej w połączeniu z atakami innych postaci, tym więcej obrażeń zadamy i więcej własnej satysfakcji uzyskamy, gdyż efekty graficzne towarzyszące atakom są cudowne. Niestety walce brakuje precyzji, a target lock nie spełnia swojego zadania. Niektóre ataki powodują np. wyskok Kirito do przodu i nie raz się zdarzało, że ten lądował gdzieś obok wroga, a atak mijał, mimo że przeciwnik stał w miejscu. Prawdziwa masakra się zaczyna, kiedy zawalczymy z latającym przeciwnikiem, wtedy to target lock wariuje razem z kamerą i walka jest ekstremalnie trudna oraz niesatysfakcjonująca.
Po pięknych łąkach oraz lasach trafiliśmy także do jaskiń oraz pałacu Architekta. To jak wygląda gra w tych lokacjach sprawiło, że szczęka mi opadła. Pokoje były puste, a z bliska widać było wyraźnie piksele tekstur, jakby były w naprawdę niskiej rozdzielczości. Nawet te nieliczne elementy przerywające dziesiątki minut slajdów z dialogami okazały się w pewnym momencie po prostu brzydkie. Zdaje sobie sprawę, że od pewnego etapu gra na pewno nabierze tempa i będzie można normalnie się bawić, ale wydawało mi się, że stanie się to po szkole, a niestety potem było jeszcze gorzej (40 minut monologu z Kardynałem totalnie wyssało ze mnie chęć zabawy z tą grą). Z drugiej jednak strony, same modele postaci wyglądają całkiem nieźle. A w kolejnych latach zmieniają także swoje stroje oraz wygląd. Miły, ale nieistotny przy wadach tej gry szczegół.
Nawet podczas slajdów oraz filmików pojawiają się problemy, gdyż kolejne etapy nieinteraktywnych sekwencji są przerywane przez liczne ekrany ładowania. Na mojej konsoli (Playstation 4 Pro) nie było tak źle, każdy z nich trwał około 10 sekund, ale w trakcie 30 minutowej sekwencji w której tylko wciskałem x by przewinąć kolejny męczący dialog, mogło takich ekranów pojawić się nawet 10. Jakie to było irytujące. Po Final Fantasy VII Remake, takie przedstawienie JRPG totalnie do mnie nie przemawia i gra jest po prostu strasznie męcząca. Żeby jeszcze troszkę poznęcać się nad grą, to dodam że w tych nielicznych etapach, gdzie mogliśmy eksplorować oraz walczyć, zauważałem częste spadki FPS. Często się zdarzało nawet, że gra bezczelnie zaczynała rwać, co w sumie było dziwne, bo Sword Art Online Alicization Lycoris przez sporą część zabawy wyglądała raczej bardziej na gierkę z Playstation 3, niż pozycję wydaną na koniec generacji konsol.
Podsumowując, Sword Art Online: Alicization Lycoris skończył się dla mnie po 15 męczących godzinach slajdów oraz rozciągniętej fabuły, gdzie samej rozgrywki było po prostu za mało. Nie wiem, czy musiałbym poświęcić kolejne 15 godzin czy też tylko 5 godzin, żeby wreszcie móc zacząć normalnie grać. Nie wiem nawet, czy będzie to możliwe (chociaż gra oferować ma wiele broni, to pewnie tak). Ja tego się nie dowiem. Uważam, że zmarnowałem czas ze Sword Art Online: Alicization Lycoris i do tej gry nie będę chciał już więcej wracać. Mogę grę polecić chyba tylko największym fanom franczyzy. Pozostali, niech lepiej spróbują swoich sił z innym tytułem.
Podsumowanie
Pros
Sama eksploracja nie jest taka zła
Przyzwoite modele postaci
Cons
Beznadziejne tekstury terenu
Nieprecyzyjna i chaotyczna walka
Rozciągnięta, niewciągająca fabuła
Liczne ekrany ładowania
Spadki FPS
Brak komentarzy