Pierwszy sezon Tate no Yuusha no Nariagari zakończył się tydzień temu i mogę powiedzieć tylko jedno – o cholibka.
Dawno żadne anime nie zostawiło w moim sercu pustki jak po dobrej książce. Ostatnio chyba było to Tengen Toppa Gurren Lagann, do którego wracam regularnie, średnio raz w roku. Do tej listy dorzucę chyba drugi tytuł, jednocześnie mam nadzieję na bardzo szybki drugi sezon. Manga jest, to i może doczekamy się szybkiej kontynuacji? Od razu mówię, że będę się rozpływać w zachwytach. W recenzji tradycyjnie pojawią się spoilery, ale najlepsze kąski zostawię po za tekstem, dzięki czemu nie zepsuję Wam zabawy. W recenzji będę na przemian używać nazwy oryginalnej, czyli Tate no Yuusha no Nariagari oraz nazwy przetłumaczonej: The Rising of the Shield Hero.
Tate no Yuusha no Nariagari – co to jest?
The Rising of the Shield Hero kontynuuje tradycję tworzenia anime, których to akcja dzieje się w grze komputerowej. Zaczęło się od jednej z ikon współczesnych anime: Sword Art Online oraz różnych jego kontynuacji, potem był kapitalny Overlord, gdzie główny bohater był tym złym, a teraz porozmawiamy właśnie o Tate no Yuusha no Nariagari, które to jest najbardziej klasycznym tytułem fantasy jaki można sobie wyobrazić. Główny bohater, Iwatani Naofumi, zostaje przyzwany do magicznego świata inspirowany grą MMORPG. Wraz z trójką innych bohaterów zostaje jednym z wybrańców, bohaterem tarczy. Dostaje we władanie potężny artefakt z którym nie może się rozstać i który staje się symbolem jego profesji.
Szybko się okazuje, że Tarcza jest najmniej lubianym z czwórki bohaterów (jest jeszcze włócznia, miecz oraz łuk), a wobec niego będzie tworzyć się koalicja antybohaterów (antytarczowa?). Pozostali właściciele broni także nie grzeszą bystrością i szybko zaczynają traktować Naofumiego jako kogoś gorszego. Ten jednak będzie twardo stąpać po ziemi, uczyć się, analizować i bardzo szybko zdobędzie większą siłę niż pozostali bohaterowie. Mimo praktycznie samych umiejętności defensywnych, stanie się jedyną nadzieją podczas fal, które to mają zniszczyć świat i do których to pokonania zostali wezwani bohaterowie. Gość, który ma za zadanie brać na siebie ostrzał, zacznie być także głównym źródłem obrażeń.
Z uwagi na fakt, że bohater od samego początku jest zdradzany, to będzie miał problem z skompletowaniem drużyny (każdy z bohaterów ma swoją własną drużynę). Bez pieniędzy i sprzętu będzie polegać na szczodrości innych ludzi, a jedyną szansą by zdobyć kogoś kto da radę walczyć z potworami, jest pozyskanie niewolnika. Udaje mu się zakupić dziewczynę będącą pół ludziem na skraju śmierci.
Anime oprócz wykluczenia, które to jest największą przykrością jaką spotyka dosłownie co chwilę tarczę, mówi także o rasizmie. Ale nie tym śmieszkowym, tęczowym do którego próbują nas przekonać różne organizacje, że to niby niektóre grupy są szykowane. Tutaj półludzie są niewoleni, bici i mordowani, traktowani jako gorszy gatunek. Problem jest realny, nie wyimaginowany i bardzo wiele czasu jest mu poświęcane przez anime. Temat pojawia się od samego początku do końca.
Wykluczenie i zaufanie – potężne problemy w chińskiej bajce
Oglądam poważne seriale na Netflixsie które tak mocno próbują być mądre i nie mogę żadnego skończyć. Nuda albo słaby przekaz. Ostatnio odbiłem się od tak wychwalanego Dark. Dałem radę obejrzeć tylko trzy odcinki, ale już w momencie kiedy główny bohater dowiedział się, że jego była dziewczyna spotyka się z najlepszym kumplem zrozumiałem, że mam do czynienia z słabizną. Bo wiecie, robić tragedię dla gościa, który udaje że wyjechał na parę miesięcy za granicę (a naprawdę zmarł mu ojciec) i zrywając kontakt z kobietą, a potem płacząc że znalazła kogoś innego. No sorry, ale jak nie mówi się o swoich problemach dla drugiej połówki, a ucieka bez komentarza to tak może się stać. Zostawmy jednak durnotę scenarzystów i reżyserów dzieł z netflixa i wróćmy do naszej bajki dla dzieci.
Więc dzieci w The Rising of the Shield Hero dowiedzą się co to znaczy być wykluczonym przez wszystkich, zwłaszcza przez tych na których powinniśmy liczyć. Pójdzie nawet o krok dalej, bo bohater tarczy będzie musiał się nauczyć w pewnym momencie ufać ludziom. Oczywiście nie będzie to łatwe po tym co przeżył, bo niby dlaczego ma teraz ufać tym którzy z niego szykanowali, okradali i próbowali go nawet zabić? To samo zresztą dotyczy postaci niezależnych w drużynie tarczy. Każda z nich została wykluczona lub nie była rozumiana przez swoje otoczenie. Każda z postaci ma solidny problem z innymi bohaterami, dochodzi do tego ignorancja i brak próby zrozumienia drugiego człowieka, co przewija się praktycznie w każdym odcinku, a podsumowanie takiego zachowania widać na samym końcu serialu. Taką mamy więc chińską bajkę dla dzieci.
The Rising of the Shield Hero – jaki to jest świat?
Znalazłem w sieci parę wzmianek, że jest to dark fantasy. To nie jest do końca prawda – dark fantasy to bardziej Goblin Slayer czy też Berserk. The Rising of the Shield Hero ma w sobie sporo mroku, to prawda, ale jednak zawsze akcja kończy się happy endem. Co ciekawe, sama prezentacja postaci nie jest jakoś specjalnie mocno ekspresyjna, tak jak w innych anime. Zachowują się one naturalnie, nie pojawiają się zbliżenia z dużymi głowami czy emotkami. Mimo że pojawia się wiele śmiesznych scen i bohaterowie potrafią się śmiać, to jednak anime nie jest w żadnym wypadku komedią.
Gdybym miał porównać do czegoś świat, to bym wybrał Final Fantasy XV, nie ma tutaj broni palnej oraz samochodów, ale za to są Chocobo oraz dziesiątki widowiskowych zaklęć oraz rozbudowanych drzewek rozwoju. Bohaterzy robią nawet skille łączone jak we wcześniej wspomnianej grze, co oczywiście jest okraszone epicką muzyką oraz super sceną po której łażą ciarki po całym ciele.
Muzyka i akcja także trzyma olbrzymi poziom, odpowiednio budując tempo bajki. Co ciekawe, bardzo fajnie zaprezentowano rozwój postaci, które z biegiem czasu zdobywają coraz bardziej widowiskowe i potężne umiejętności na które po prostu miło patrzeć. Od pewnego momentu także, w każdym odcinku dzieje się solidna i epicka akcja. Nie ma tutaj przerywników oraz odpoczynku od jazdy bez trzymanki.
Brak komentarzy