The Valiant w języku angielskim oznacza dzielny, mężny lub też odważny i właśnie o odwadze będzie ta gra. Rycerski epos dalej żyje i tym razem będziemy mogli poznać nową historię o dzielnych rycerzach tym razem w formie gry strategicznej w czasie rzeczywistym.
W The Valiant wcielimy się w rolę krzyżowca, który podczas swojej misji w ziemi świętej zostaje zdradzony przez przyjaciela, po tym jak odnajdą tajemniczy artefakt. Rycerz powraca do swoich włości i tam stara się zapomnieć o zdradzie i koszmarach wojny, jednak pewien mnich przychodzi do niego któregoś dnia i zaczyna wspominać, że były przyjaciel głównego bohatera poszukuje pozostałych części tego artefaktu. Ten może sprawić, że zdrajca otrzyma zbyt władzę jak na jednego człowieka i wiedząc, jakim draniem on jest, główny bohater wyrusza na wyprawę rycerską po drodze zbierając sojuszników oraz siły potrzebne do walki z wrogiem. Fabuła w The Valiant jest epicka, czuć w niej epos rycerski, a bohaterowie nie raz będą się wykazywać wielką odwagą i siłą w nadchodzących wyzwaniach. Gra zdecydowanie zasłużyła na swoją nazwę. Można powiedzieć, że pod względem klimatu i historii przypomina Polskie Ancestors Legacy, jednak w porównaniu do tego tytułu, trzeba przyznać że The Valiant jest znacznie krótszy i mniej rozbudowany, a do tego brakuje mu pewnych cech, które posiadał polski RTS. O tym jednak porozmawiamy za chwilę.
Sama rozgrywka w The Valiant to gra w czasie rzeczywistym, w której pokierujemy grupą rycerzy oraz podległych im jednostek. W trakcie misji będziemy skupiać się jedynie na prowadzeniu paru oddziałów, które będziemy mogli uzupełniać w zdobywanych na mapie punktach. Brzmi znajomo? Rozgrywka w The Valiant była wyraźnie inspirowana grą Warhammer 40 000: Dawn of War 2, oczywiście są różnice bo brakuje nam bolterów i jetpacków, a cała zabawa w większości przypadków skupia się na czystej walce wręcz. Nasi bohaterowie oprócz punktów życia, posiadają też coś co nazywa się hartem i można nazwać to morale – żeby zacząć zadawać obrażenia wrogom trzeba najpierw zbić im hart do zera. Na hart oddziałujemy trochę inaczej niż na surowe obrażenia – przykładowo odpowiednio kontrując wrogów (np. włóczników na kawalerię) sprawiamy, że hart spada znacznie szybciej w walce. Hart do tego się regeneruje i możemy go leczyć za pomocą niektórych umiejętności. Oprócz tego mamy wigor, który po prostu oznacza manę i pozwala na używanie umiejętności.
Fascynujące są jednak oznaczenia na interfejsie i ekranie przedstawiającym pole bitwy. Każdy oddział ma swój znacznik nad głową i na nim pojawiają się różne statuty – przykładowo, kiedy bohater naładuje swoja zdolność ostateczną, to znacznik zacznie się świecić, kiedy zagrozi mu rozbicie, to będzie przyciemniony i zakrwawiony, kiedy oddział jest wyłączony z walki, to znacznik wygląda jakby był popękany. Dodatkowo obok niego zobaczymy wszystkie pozytywne i negatywne efekty, więc dzięki temu szybki rzut okiem na ekran sprawi, że wiemy na czym stoimy. A jest to potrzebne, bo o ile przez większość czasu przy ostrożnym planowaniu będziemy iść jak burza i nawet pokonywać przeważające oddziały wroga, to pewne momenty mogą nas wybić z rytmu i sprawić, że nagle poziom trudności wskoczy na jakiś olbrzymi poziom, by chwilę później znowu zmienić tryb na spokojne granie. Ta nierówność poziomu trudności była dosyć męcząca, bo wiele razy przechodziłem grę płynnie i bez strat, by wpaść na bandę elitarnych, dobrze rozstawionych wrogów, którzy w chwilę wykrwawią nasze oddziały. Do tego kwestia dodatkowych celów za misję została chyba źle zbalansowana. Za nie właśnie otrzymamy doświadczenie i awansujemy bohaterów po bitwie, ale jeszcze nigdy nie udało mi się zdobyć punktów za przetrwanie bohaterów, czyli po prostu nie otrzymywanie przez nich obrażeń. Paradoksalnie jednak wszystkie pozostałe cele miałem zrealizowane na 100%, co sugeruje, że musiałbym grać w jakiś szczególny sposób, by realizować cele na przetrwanie – może np. klikając wycofanie się wszystkich oddziałów w momencie, kiedy spadnie któremuś z bohaterów hart do zera, bo jeżeli wycofamy jednego z nich, to nieraz pozostałe będą narażone na zbyt duże straty – pamiętajcie, że przez większość czasu mamy około 5 oddziałów w grze, więc wycofanie nawet jednego bohatera zmniejsza drastycznie siłę bojową całej grupy.
Są tutaj też walki z bossami i te także przypominają starcia z Dawn of War 2. Pojawi się wielki znacznik punktów życia, epicka przemowa przeciwnika o tym, jak będzie nas wgniatać w ziemie i zacznie się zabawa. Większość bossów stanowi akceptowalne i wymagające wyzwanie, jednak niektórzy z nich posiadali dosyć dziwne mechaniki, na tyle dziwne, że zastanawiałem się czy nie są efektem buga. Jeden z bossów, dziki germański berserker, których co chwilę na nas ryczał w na tyle wkurzający sposób, że pierwszy raz od kiedykolwiek wyłączyłem dźwięk dialogów w grze, posiadał bardzo szybką regenerację hartu, a jednocześnie non stop dostawał posiłki. Walka z nim była frustrująca, bo ten sam boss używał też granatów zatruwających, które podobnie jak w Dawn of War 2, zmuszały nas do przesunięcia oddziałów. I o ile w Dawn of War 2 nie mieliśmy z tym problemów, to bohaterowie w The Valiant są dużo bardziej ociężali i wolniej reagują na polecenia, często są zamknięci w animacji walki, co dodatkowo utrudniało reagowanie na pojawiające się znaczniki w terenie.
Misje w The Valiant są bardzo zróżnicowane i czuć tutaj dużą ewolucję w stosunku do Dawn of War 2 – każde z zadań jest skrajnie inne, a cele będą zmieniać się w miarę rozgrywki. Przykładowo – w jednej z misji wyruszymy do pewnego portu, by zdobyć okręt, ale szybko się okaże, że nasz wróg był tu szybciej i dogadał się z przedstawicielami miasta. Będziemy musieli się przebijać do statku, jednocześnie kombinując w jaki sposób poradzić sobie z wieżyczkami i zamkniętymi bramami, by wreszcie dotrzeć do statku, który zostanie spalony przez wrogów, w międzyczasie otrzymamy katapulty, które pomogą nam w walce, a finalnie wróg podpali całe miasto w taki sposób by to na nas zwalić winę za tą katastrofę i czeka nas walka z bossem – przywódcą straży miejskiej, któremu się wydaje że to my doprowadziliśmy do tej tragedii. I tak właśnie wygląda każde zadanie i można śmiało powiedzieć, że każda misja w The Valiant to całkowicie nowa przygoda rodem z poematów rycerskich.
Graficznie The Valiant wygląda ładnie, przynajmniej do momentu, kiedy nie będziemy zbliżać gry. W oddaleniu widzimy szumiące lasy, a w misjach gdzie jest śnieg nasi bohaterowie zostawiają ślady. Niestety na zbliżeniach lub też w filmikach zrobionych na silniku gry widać toporne tekstury oraz brak animowanych twarzy. Kolejne porównanie do Ancestors Legacy, które wygląda o niebo lepiej od The Valiant. Warto jednak pochwalić bardzo dobre dialogi oraz dobrane głosy bohaterów. Aktorzy podkładający dźwięk wcielili się w swoją rolę i wykonali naprawdę dobrą robotę. W The Valiant pojawią się też błędy, ale nic co zepsuje rozgrywkę – najśmieszniejsze były lewitujące ciała w filmikach pchających fabułę do przodu.
The Valiant to całkiem przyzwoity tytuł, w który warto zagrać jeżeli dobrze bawiliście się w Ancestors Legacy oraz Dawn of War 2, jednak musicie mieć świadomość, że jest to jednocześnie gra trochę słabsza od tych tytułów. Inspiracja Dawn of War 2 wyszła grze na dobre, a The Valiant posiada nawet kultowy tryb Last Man Standing, przy którym w Dawn of War 2 spędziłem dziesiątki godzin. Niestety zabrakło czegoś więcej, by sprawić, żeby The Valiant stał się naprawdę bardzo dobrym tytułem, obecnie jest to zwykłe gierkadło, w które chętnie gram i szybko zapomnę po ukończeniu zabawy. Niestety, szybciej powrócę do Dawn of War 2 lub też Ancestors Legacy niż do The Valiant.
Grę Valiant do recenzji przekazał wydawca – THQ Nordic. Dziękujemy!
Podsumowanie
Pros
- Ciekawa i wciągająca rozgrywka dająca solidne i rosnące wyzwanie
- Dobrze dobrane dialogi i zrobione nagrania, czuć klimat gry
- Zróżnicowane misje i wyzwania
- Walki z bossami przypominają starego, dobrego Dawn of War 2
- Dobrze rozplanowany interfejs
Cons
- Nierówny poziom trudności
- Ładna, ale wyglądająca zdecydowanie gorzej niż polski Ancestors Legacy
Brak komentarzy