Podsumowanie
Pros
+ epickie pojedynki bohaterów znanych bardziej lub mniej
+ szybka i wciągająca rozgrywka
+ syndrom jeszcze dwudziestu partii
Cons
Czy niewinna Alicja z krainy czarów ma jakiekolwiek szanse w pojedynku z potężnym królem Arturem i jego pomocnikiem Merlinem? Dzięki wydawnictwu Ogry Games możemy stoczyć ten epicki pojedynek w Unmatched: Bitwa Legend, która szturmem wskoczyła na stoły w wielu domach i nie chce z nich zejść. Zapraszam do recenzji.
Unmatched to system taktycznych gier figurkowych, w której bohaterowie mniej lub bardziej znani z kart książek, szklanych ekranów, czy mitologii mierzą się w epickich pojedynkach. Bitwa Legend wita nas czterema znanymi postaciami : potężnym Królem Arturem, Sindbadem Żeglarzem, Meduzą i Alicją. Każdy bohater ma swojego pomagiera, mniejszą postać reprezentowaną przez żetony. Na planszy podzielonej na pola i regiony będziemy toczyć epickie pojedynki między bohaterami, którzy raczej nie mieliby okazji spotkać się nigdzie indziej. Zarządzanie kartami, ciekawe kombosy, duża doza taktyki i ładne figurki. Unmatched zachęca do zagrania wizualnie, a mechanika jest jeszcze lepsza.
Jak gramy?
Po wybraniu bohatera i rozstawieniu go na planszę wraz z jego pomocnikiem (lub pomocnikami) rozpoczynamy właściwą grę. Setup sprowadza się w zasadzie do otwarcia pudełka i wybraniu bohatera i jego elementów, więc jak przystało na dobry pojedynek wszystko zaczyna się szybko. Naszym celem jest zbicie punktów życia przeciwnika do zera. Nasi walczący, czyli bohater, jak i pomagier mają własne, dedykowane koła do oznaczania strat w zdrowiu.
W swojej turze możemy wykonać dwie akcje w dowolnej kolejności. Nie jesteśmy sztucznie ograniczani i mogą się powtarzać. Pierwsza z dostępnych to manewry, czyli możliwość poruszania się po planszy. Po zadeklarowaniu musimy pobrać kartę. Jest to o tyle istotne, ponieważ, gdy nie możemy jej dobrać dostajemy dwa obrażenia. Następnie sprawdzamy wartość ruchu na karcie bohatera i każda z naszych postaci może się o maksymalnie tyle pół przemieścić po mapie. Często dzięki manewrom dobieramy tylko karty, a nasze figurki się nie ruszają.
Druga opcja to fortel, czyli zagranie karty z ikoną błyskawicy. Nie ma ich, jednak zbyt wiele, żeby jakoś drastycznie wpływały na balans, ale te, które otrzymaliśmy są interesujące i mają fajne efekty. Zawsze robią też nieoczekiwane rzeczy i pozwalają na wyjście z wielu opresji.
Kolejną opcją jest zaatakowanie przeciwnika. Jeżeli walczymy wręcz musimy stać obok. Dystansowe postaci muszą znajdować się w tej samej strefie, czyli na polu tego samego koloru, na którym stoi wróg. Rozpatrując atak zagrywamy jedną zakrytą kartę z odpowiednią ikoną, dostępną dla naszego walecznego. Przeciwnik oczywiście może się bronić i także coś zagrać. Następnie odsłaniamy wszystkie karty i porównujemy wartości. Jeżeli atak się przebił, to zadajemy obrażenia i wygraliśmy daną walkę. Jeżeli obrońca zanegował wszystko, to on wygrał. Ma to znaczenie przy umiejętnościach niektórych kart. Część zdolności odpala się w momencie odsłonięcia, inne mogą być użyte w trakcie walki. Taka Finta, która jest świetna i jednocześnie frustrująca potrafi zanegować umiejętności z karty rywala. Mocna rzecz, ale szalenie irytuje, gdy przygotowaliśmy ładne combo.
Jeżeli chodzi o ogóle zasady, to nie ma ich więcej. Wejście w grę jest proste, szybkie i przyjemne, a każdy kolejny pojedynek lepszy od poprzedniego. Warto dobrze się zapoznać ze zdolnością naszego bohatera i starać się jak najszybciej złoić przeciwnika, bo zwycięzca może być tylko jeden.
Wykonanie
Już dawno nie widziałem gry, która została tak ładnie wydana. Zacznijmy od figurek, które dostajemy fabrycznie pocieniowane. Znam zwolenników i przeciwników takiego rozwiązania, ale jeżeli nie malujemy figurek, to na stole i tak prezentuje się to lepiej, niż szary plastik. Miło mnie też zaskoczył poziom szczegółowości bohaterów. W ogóle świetnie prezentują się podczas gry i są przyjemne dla oka. Jednak nie samym plastikiem żyje człowiek (podobno) więc kilka słów o kartach. O ile wcześniej byłem zadowolony to wykonanie kart jest wręcz niesamowite. Są grube, sztywne i aż chce się nimi grać. Każda z postaci ma swoją dedykowaną talię z pasującymi grafikami, na które aż przyjemnie popatrzeć. Dyski do oznaczania życia, plastikowe żetony pomagierów, wypraska która pomieści karty w koszulkach – wszystko jest na najwyższych poziomie i czuć, że dostajemy produkt klasy premium. Właśnie tak powinno się wydawać gry planszowe.
Wrażenia
Z niecierpliwością czekałem na premierę polskiej wersji Unmatched, od momenty ogłoszenia tej dobrej nowiny. I w. końcu, po wielu miesiącach dostałem grę w swoje ręce i całe to pokładane oczekiwanie mogłem skonfrontować z rzeczywistością. Po pierwszych partiach czułem, że jest dobrze. Każda kolejna gra tylko mnie uświadamiała w przekonaniu, że Unmatched to jedna z najlepszych gier, w jakie grałem i zapewne zagram w tym roku, a także mocny kandydat do mojego topu ulubionych gier.
Wejście w świat epickich batalii nie jest przesadnie skomplikowane i po lekturze krótkiej, acz treściwej i dobrze objaśniającej instrukcji, jesteśmy gotowi do boju. Początkowe, trochę niezgrabne i niekoniecznie najbardziej efektowne zagrania z czasem są coraz lepsze. Odrobina taktyki, zastanowienia się, czy warto teraz odskoczyć o kilka pól, czy może zostać i czekać na ruch przeciwnika, wybranie dobrego momentu na silny atak z zaskoczenia lub taktyczny odwrót. Z każdą kolejną partią coraz lepiej czujemy grę i możemy dostrzec ogrom taktycznej głębi jaka kryje się pod prostym bieganiu po planszy i zagrywaniu kart. Pomysł z kolorowymi strefami i polami również trafił w moje gusta. Niby banalny, ale w trakcie partii często ważne jest miejsce, w którym stoimy, bo taki Merlin, czy inny dystansowiec mogą nas ustrzelić. Wszystko to pozwala nam przyjemnie pokombinować i daje satysfakcję z udanych zagrań. Nic tak nie powoduje uśmiechu na twarzy jak wyczucie momentu i zadanie Meduzą ośmiu dodatkowych obrażeń.
Cały czas musimy też skupiać się na kartach, ponieważ to od nich zależą nasze możliwości. To paliwo naszych działać i warto pilnować, żeby cały czas jakieś mieć. Pusta ręka to najgorsza opcja, bo wtedy będziemy bezkarnie atakowani wszystkim, co przeciwnik ma najlepszego. Każdy atak, czy odrzucenie karty musi być dobrze przemyślany. Decyzji trochę jest, ale nie odczuwam jakiejś niechęci spowodowanej karaniem za nasze błędy. Po prostu kolejną turę musimy rozegrać lepiej, bo dostaniemy manto i przegramy.
Bardzo mi się podoba asymetryczność i indywidualny charakter każdej postaci. Faktycznie każda ma swój styl, ale nie jest on przytłaczający i trudny do załapania. Najtrudniejsza na początek i najbardziej „zwariowana” wydaje mi się Alicja przez jej ciągłą zmianę formy. Często nie będzie nam pasować, a bez odpowiedniego polecenia z jakiejś karty nic z tym nie zrobimy. Artur może nas mocno uderzyć, ale jest powolny i szybko wysypuje się z kart. Meduza jest typowym upierdliwcem i po jej ruchach powoli tracimy nasze zdrowie lub musimy odrzucać karty. Sindbad wzmacnia się przez specjalne karty podróży. Im więcej zwiedził, tym szybciej się rusza, a przy odpowiednich kartach może nam zrobić duże kuku.
Przy grach pojedynkowych ważna jest kwestia balansu. Oczywiście na początku może nam się wydawać, że któraś z postaci jest słabsza lub silniejsza. Po masie pojedynków wiem, że da się wygra każdą i wszystkie mają swoje mocne i słabe strony, które musimy wykorzystać. Opłaca się walczyć do końca, ponieważ nawet z beznadziejnych sytuacji da się wyjść z tarczą. Sytuacji, gdy ktoś wygrał, mając ostatni punkt życia miałem już sporo.
Unmatched to gra pojedynkowa najlepiej sprawdzająca się dla dwóch graczy. Oczywiście, pudełkowo możemy usiąść w czteroosobowym składzie i rozegrać pojedynek drużynowy, ale to bardziej ciekawostka. Pełna krasa i miód płynący z rozgrywki to potyczki jeden na jednego. Na taką partyjkę zarezerwujcie sobie około od 20 do 40 min. Oczywiście dodajcie czas potrzebny na rewanż. U mnie to już rutyna, że po przegranej trzeba się odegrać. Gra ma silny syndrom jeszcze jednej partii i wcale się temu nie dziwię.
Podsumowanie
Unmatched: Bitwa Legend to jedna z lepszych gier pojedynkowych i śmiało będzie walczyła w wielu rankingach na najlepsze tytuły tego roku. Angażujące pojedynki, pełne taktycznych rozważań zamknięte w małej planszy, ładnych figurkach i taliach kart. Bohaterowie z baśni i mitów oferują ciekawą i różnorodną rozrywkę, ale na koniec tylko jedna osoba sięgnie po glorię i chwałę. Alicja, Artur, Sindbad i Meduza czekają na odważnych śmiałków, gotowych stoczyć epickie pojedynki. Może też do nich dołączycie?
Brak komentarzy