Power Plants – recenzja – z życia magicznego ogrodnika!


ptr

Kilka podstawowych informacji o grze Power Plants:

Magiczne ogrody, czarodziejskie rośliny i jakieś kosteczki imitujące chochliki – brzmi jak temat z gry dla dzieci? Może coś w tym jest, ale nie dajcie się zwieść. Power Plants to gra, która pod kolorową okładką ( dla niektórych naprawdę ładną!) chowa zaskakująco złośliwą i pełną rywalizacji zabawę. Nie jest to spokojne sadzenie kwiatków na działce – mamy walkę o każdy skrawek planszy, bo dobre rozstawienie się oznacza cenne punkty. Dużo to interakcji, często tej negatywnej.

Czy faktycznie warto dać szansę magicznemu ogrodowi w Power Plants, czy to tylko kolejna kolorowa ciekawostka, która ładnie wygląda na półce? Sprawdźmy!

W Power Plants wcielamy się w czarodziejów, którzy rywalizują o kontrolę nad wspólnym, magicznym ogrodem. Jak to w życiu – działka jest mała, a chętnych na każdy skrawek ziemi sporo. Ten ogród rośnie w trakcie gry poprzez dokładanie kafelków roślin – każda z nich ma swoje specjalne właściwości. Uwielbiam modularne plansze budowane w trakcie rozgrywki, więc pierwszy plus.

Tura gracza jest bardzo prosta: dociągamy jeden z dwóch kafli roślin dostępnych w puli, dokładamy go do planszowego ogródka i odpalamy jeden z dwóch efektów. Kiełkowanie odpali efekt rośliny przy dołożeniu natomiast wzrost uruchomi efekty powiązane z przyległymi roślinami. Proste, banalne, a jednak przyjemne do pokombinowania. W ten sposób budujemy rozrastający się na prawo, lewo, w górę i dół ogród. Przy okazji umieszczamy w nim swoich pomocników, którzy zwiększają naszą kontrolę nad poszczególnymi obszarami. Gra kończy się w momencie, gdy wszystkie kafle zostaną wyłożone. Wygrywa czarodziej, który najlepiej wykorzystał potencjał roślin i strategicznie rozmieścił swoje pionki, a przekładając na planszówkowy – zdobył najwięcej punktów.

Magiczny ogród pełen kolorowych, baśniowych roślin – brzmi bajecznie i faktycznie tak wygląda. Każdy kafelek to inna roślina o unikatowej mocy: jedna przyciąga wróżki, inna wybucha magią, a jeszcze inna rozpycha przeciwników. Klimat jest tutaj lekki, familijny, trochę w stylu bajki na dobranoc. Czy temat łączy się z mechaniką? Raczej symbolicznie. To bardziej układanka z estetyczną warstwą ilustracyjną. Jednak przy stole, szczególnie w gronie rodzinnym, temat działa – ogród rośnie i to jest najważniejsze.

Największą siłą Power Plants są proste zasady i głęboka interakcja pomiędzy graczami. Nowo wyłożony kafel to potencjalny punkt sporny, a wybór jednego z efektów działania daje spore pole do kombinowania. Może to oczywiście prowadzić do małego paraliżu decyzyjnego.  Mechanicznie rozrastanie się planszowego ogrodu i szukanie swojego poletka działa znakomicie. Do tego dochodzi area control – walka o przewagi w poszczególnych obszarach. To sprawia, że gra jest emocjonująca i często prowadzi do psucia planów przeciwnikom. Minusy? Duża dawka chaosu – szczególnie przy czterech graczach. Nie da się planować na kilka tur do przodu, bo układ planszy zmienia się diametralnie pomiędzy naszymi ruchami. W dwie osoby rywalizacja staje się za to dużo bardziej taktyczna i wygląda jak wymiana ciosów pomiędzy dwoma graczami. Mniejsza zmienność, łatwiej coś zaplanować. Dodatkowo zauważyłem, że grę łatwiej się tłumaczy grając, niż pokazując coś przed właściwą rozgrywką.

Każda partia będzie wyglądała inaczej – kafle losują się w różnej kolejności, a ogród nigdy nie rośnie identycznie. Do tego dochodzi spory wybór roślin, które w każdej partii możemy miksować w różne zestawy, co wyraźnie zmienia układ każdej partii. Z drugiej strony – rdzeń rozgrywki pozostaje ten sam: dokładanie kafli i przesuwanie pionków. Dla niektórych po kilkunastu partiach pojawi się poczucie powtarzalności.

Power Plants oferuje wariant jednoosobowy, w którym mierzymy się z automą – sztucznym przeciwnikiem kontrolującym ogród w dość prosty, ale wymagający sposób. Solo to solidne uzupełnienie – można ograć tytuł, nawet gdy nie ma z kim usiąść do stołu. Nie jest to jednak wariant tak emocjonujący jak rywalizacja z żywymi przeciwnikami.

Power Plants to lekka, szybka gra area control, która łączy familijną pozycję z ciekawą układanką wymagającą nieco pozastanawiania się nad planszą. Nie jest to gra dla euro graczy lubiących ciężkie tytuły – bardziej dla rodzin i osób szukających czegoś prostszego, ale z nutką negatywnej interakcji i satysfakcjonującym poczuciem rywalizacji. Power Plants najładniej błyszczy przy 2–3 graczach, gdy chaos na grządkach jest do ogarnięcia, a każda decyzja naprawdę ma znaczenie. Jako gra rodzinna – świetny wybór. Jako poważna planszówka strategiczna – raczej dodatek do kolekcji, niż jej filar. Tak czy inaczej, warto sprawdzić!

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Alis.Games
za przekazanie gry do recenzji.

Może zainteresuje Cię nasza recenzja gry Voidfall?

Power Plants do kupienia tutaj.

 

Poprzednio Mafia: The Old Country - Jak zdobyć wszystkie bronie palne oraz która jest najlepsza? - Poradnik
Następny Fantastyczne światy, realne inwestycje: dlaczego gracze cenią sobie wirtualne towary