Marka Warhammer 40000 ostatnimi czasy bardzo fajnie radzi sobie w elektronicznej rozgrywce. Potwierdza to także ostatni dodatek, a właściwie samodzielne rozszerzenie o nazwie Warhammer 40,000 Inquisitor Prophecy.

O ile sama podstawowa wersja gry była dla mnie zbyt wolna bym zatrzymał się przy niej na dłużej, to już Inquisitor Prophecy pokazuje absolutnie inne karty. To jest bardzo ciekawe, bo to drugie recenzowane przeze mnie DLC w tym tygodniu i podobnie jak to było przy Mutant Year Zero: Seed of Evil o którego chodzi, tak samo przy Inquisitor – Prophecy widać wyraźnie że twórcy wynieśli lekcje i bardzo poprawili tytuł. A nie można było od razu na premierę?

Duch Maszyny szuka herezji

Głównym elementem który wprowadza samodzielny dodatek Inquisitor Prophecy, jest całkowicie nowa klasa postaci – Adept Maszyny (Techpriest), wyszkolony naukowiec Adeptus Mechanicus, specjalista od robotów i zaginionych artefaktów będzie jedną z nowych klas dostępnych w grze. Co takiego Techpriest może szukać w inkwizycji? To bardzo proste, techherezji – zakazanych urządzeń często opartych na technologii xenos. I właśnie od tego będzie zaczynać się wątek fabularny w grze.

YouTube player

Subskrybuj nasz kanał na YouTube

 

Otrzymaliśmy zmodyfikowaną kampanię fabularną, która zaczyna się w momencie, kiedy nasz kapłan maszyny traci swoją załogę na planecie opanowanej przez roje tyranidów. Nie przerywa jednak swojego zadania i wyrusza na poszukiwanie techherezji, która znajduje się na tajemniczym okręcie Martyr. W pewnym momencie fabuła zaczyna się zazębiać i wraca na właściwe tory, jednak ten wstęp sprawia że dużo lepiej poznajemy przesłanki naszego inkwizytora i co nim kieruje, a także wiele o samym Adeptus Mechanicus. Gra oczywiście zakłada, że wiesz czym są te frakcje i w bardzo skąpy sposób tłumaczy poszczególne niuanse, więc osoby niemające styczności z Warhammer 40000 mogą czuć się trochę zagubione.

Jeden z nowych bossów w kampanii. Progenitor jest jednym z nich.

Fabuła kampanii jest praktycznie identyczna do tego co znamy, szybciej przechodzi do bardziej zaawansowanego momentu z Pariasem Alfa w epicentrum. Questy z kampanii skalują się do naszego poziomu, więc nic nie stoi nam na przeszkodzie by zająć się czynnościami pobocznymi bez gonienia zadań. A tych jest tutaj pełno. Głównie opierają się na losowo generowanych misjach. Są one oparte na pewnych celach jak Search and Destroy, wybicie wszystkich wrogów czy odbicie zakładników. Jest jednak parę elementów losujących. Tutaj na pomoc przychodzi talia tarota, która została bardzo zmieniona od momentu premiery. Po wyborze misji jesteśmy w stanie wybrać parę kart, które modyfikują niektórych wrogów lub np. naszą ilość żyć. W zamian otrzymujemy większe nagrody oraz szanse na unikatowe przedmioty. Dzięki temu, każda tego typu misja stanowi wyzwanie i możemy ją w łatwy sposób modyfikować wybierając elementy z którymi chcemy się zmierzyć lub usuwając te, które są naszą piętą Achillesową. Fajna przeciwwaga dla trybów udręk z Diablo 3.

Czasem pogramy jako Imperialny Rycerz, ale nie wspominam tej misji dobrze – optymalizacja była skopana i nie dało się grać.

Adept Maszyn – legiony na moje rozkazy!

Cała rozgrywka jako kapłan maszyny polega na utrzymywaniu bandy robotów. Mamy ich parę rodzajów, które dalej możemy modyfikować w dowolny sposób zmieniając im broń bardziej odpowiednią do sytuacji. Jeżeli np. walczymy z Tyranidami, to dobrym wyborem może być miotacz ognia dla robota Kastelan. I to jest bardzo ciekawe, gdyż to przed misją wybieramy konfiguracje dostępnych robotów. Przykładowo, osobiście grałem posiadając aż dwa roboty Kastelan (trzeba mieć odpowiedni build, ale jest to możliwe) i dwa oddziały vivisektorów walczących w zwarciu. Łącznie 8 robotów, dodatkowo perk na 5% większy dmg za każdego robota i można się bawić. Ale można np. zmienić ten build na wieżyczki, z czego dwie wieżyczki będą miały miotacz ognia a dwie wyrzutnie rakiet albo boltery. Pick Your Poison. Sprawia to, że gra Adeptem Maszyn jest bardzo zróżnicowana w porównaniu do poprzednich klas postaci i wiele czasu przygotowujemy nasze maszyny, rozwijamy je itp.

Kapłan Maszyny posiada nawet cztery oddzielne drzewka rozwoju skupiające się tylko na swoich robotach. I nie da się, po prostu nie da, grać na przyzwoitym poziomie trudności bez rozwijania tych drzewek. Tam odblokowujemy nowe umiejętności dla naszych robotów (np. wiwisektory walczące w zwarciu mogą skakać) albo nowy sprzęt dla maszyn pod naszym dowództwem. Chcemy więc mieć jak najwięcej tych umiejętności. Zabraknie nam jednak punktów na pozostałe umiejętności, głównie obronne. Najsłabszym punktem naszej małej armii jest właśnie kapłan maszyny. Nie raz często pada przy okazji dostając zbłąkaną rakietą czy wchodząc w bajorko trucizny pozostawione przez tyranidów. Totalnie zmienia to ciężkość poziomu trudności – co z tego że mamy armię potężnych maszyn, skoro nasz naukowiec tak szybko umiera.

Roboty mają swoje oddzielne menu ulepszeń i działa to bombowo!

Nie podobają mi się stroje naszego kapłana maszyny. Nosi on przez większość gry (nie trafiłem na inne kostiumy) elegancki tupecik który absolutnie nie pasuje do naukowca rzeźnika jakim jest nasz bohater.

Rozgrywka

Twórcy postarali się o większą przystępność jeżeli chodzi o zadania dodatkowe. Już nie musimy jak debil latać po całym wszechświecie i szukać zadań pasujących na nasz poziom. Mamy teraz oddzielne okno, gdzie wszystkie zadania są bardzo ładnie posortowane i dostępne w każdym momencie przebywania na mostku naszego okrętu wypadowego. To jest duży plus, zwłaszcza jeżeli przypomnimy o skalowaniu głównych zadań – nic nam nie stoi na przeszkodzie by np. zrobić maksymalny albo wysoki poziom i dopiero wtedy zająć się głównym zadaniem.

Nasz inkwizytor jest po prostu słaby i łatwy do zabicia. Musi polegać na maszynach.

Sama optymalizacja jest jak należy z drobnymi wyjątkami. Przez większość gry grałem na ultra z oknem bez ramek i gra była bardzo płynna. Problemem były niektóre misje z kampanii, np kiedy jako imperialny knight (bo i takie zadania są) musimy pozbyć się armii tyranidów. Miałem duży problem z tą misją właśnie przez bardzo duże lagi. Brak płynności gry skutecznie utrudniał wykonanie tego zadania.

Tarot sprawia, że misje stają się niesamowicie regrywalne. Przekrocz swoją granicę Inkwizytorze, wyzwanie nie ma końca.

Podsumowanie

Inquisitor Prophecy to bardzo solidnie zrobiony dodatek, wyraźnie widać że twórcy bardzo popracowali nad jej ulepszeniem i gra w stosunku do starej wersji jest znacznie szybsza i jednocześnie przystępna. Sprytny system zarządzania poziomem trudności, który jednocześnie stawia wyzwania, jak i jest bardzo transparentny pokazując co dostaniemy za dodatkowe wyzwania sprawia, że chce się nam starać i zdobywać więcej oraz zaliczać kolejne wyzwania. Gorąco polecam, zwłaszcza fanom Warhammer 40000 oraz Diablo 3.

 

Podsumowanie

Bardzo dobry dodatek z świetną i klimatyczną klasą postaci. Warto zagrać.
Ocena Końcowa 8.0
Pros
- przyspieszona rozgrywka
- bardzo ciekawa klasa adepta maszyny
- dobrze przepisany główny wątek fabularny
- łatwy dostęp do zadań dodatkowych
- klimat Warhammera 40000
Cons
- niektóre misje są źle zoptymalizowane
- niektóre stroje kapłana maszyny psują nastrój i nie pasują do niego

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Najdziksze newsy ostatniego tygodnia - Sierpień #2
Następny The Boys - Recenzja ze spoilerami - Stalowe Serce dla Amazona