Podsumowanie
Pros
- sporo trybów multiplayer, każdy daje inne wyzwania oraz emocje
- nie musisz umieć strzelać by dobrze się bawić
- dużo możliwości modyfikacji pojazdów oraz postaci
-
Cons
- okazyjne błędy tu i tam
Battlefield V zawitał na moim komputerze dosyć niedawno i tak naprawdę od początku popychał mnie coraz bardziej do testowania gry. O ile single player pozostawia wiele do życzenia, to już tryby multiplayer są praktycznie najwyższej jakości.
Jak zapewne wiecie, jam jest samotny wilk i nawet w uwielbiane przeze mnie Destiny 2 gram tylko solo. Wynika to z wielu powodów o których mówiłem dziesiątki razy (głównie – ciężko się zgrać ze znajomymi). Dlatego tym bardziej doceniam Battlefield V, bo grając w multi nawet jako pojedynczy noobek (mistrzem strzelectwa to ja nie jestem) bawiłem się naprawdę wybornie. Ale zacznijmy może od mniej przyjemnych rzeczy, czyli od trybu single player.
Battlefield V – Kampania Single Player
Tryb dla pojedynczego gracza w Battlefield V opiera się głównie na kampanii podzielonej na cztery niezwiązane ze sobą etapy, nazwane tutaj Opowieściami Wojennymi. W pierwszej z nich wcielamy się w rolę bandyty który miał pecha zostać złapanym przy kolejnym napadzie na bank i otrzymuje możliwość rehabilitacji jako jeden z pierwszych komandosów w służbie armii Angielskiej. Kolejny z war stories opowiada o kobiecie będącej członkinią Norweskiego ruchu oporu. Trzecia opowieść mówi nam o mieszkańcach kolonii francuskich sprowadzonych do walki w drugiej wojnie światowej. Czwarty natomiast będzie opowiadał o Niemcu będącym jednym z ostatnich oficerów kierujących jedną z najpotężniejszych jednostek pancernych drugiej wojny światowej – Tygrysem. Ostatnia z historii nie została jeszcze wydana i dostaniemy ją do rąk w formie darmowego DLC jakoś na początku grudnia.
Sama kampania dla pojedynczego gracza zajęła mi obecnie około 6 godzin. Bardzo mało, ale nie spodziewałem się więcej. Historia jest napakowana akcją, głównie w małej skali polegającą na partyzantce i wysadzaniu obiektów. Tutaj gra nie błyszczy jeżeli chodzi o oryginalność celów. Otrzymujemy do zrealizowania kilka celów na bardzo dużej mapie, można powiedzieć że jest to taki trochę open world który w jakiś sposób reaguje na nasze działania. Co ciekawe, cele możemy realizować na różne sposoby, czasami są one sugerowane nam przez wyzwania dodatkowe przypisane do danej misji, jak np. w pierwszej opowieści zamiast niszczyć obiekty bombami, możemy ukraść samolot i się pobawić (latanie jest trudne, nie ogarniam).
Niestety jednak, wszystkie te historie mają swoją różną jakość. Zdecydowanie najciekawsza była historia w Norwegii – śnieg i góry wyglądają obłędnie, a nasza bohaterka może poruszać się na nartach, co jest fantastycznie przydatne do szybkiego przemieszczania się i ogólnie traktuję jako fajny bonus. Jeżeli chodzi o pierwszą i trzecią kampanię, różne elementy w niej zawarte były dla mnie bardzo irytujące. Z jednej strony prolog pokazuje nam że gra będzie bardzo wyniosła, będziemy odkrywać nasze największe zalety i będziemy musieli polegać na naszych braciach którzy wykrwawiają się razem z nami. Z drugiej jednak strony, moment kiedy sędziwy oficer śpiewa jakąś starą piosenkę, podczas gdy nacierają na nas kolumny pancerne i eskadry myśliwców (film jest uwieczniony poniżej, polecam), był co najmniej dziwny. Może na początku mnie to bawiło, ale etap był naprawdę trudny bo rozwalenie czołgu bez odpowiedniej broni wymaga wiele kombinowania.
Oprócz tej głupoty, pojawiały się także błędy, bo to chyba już jest standard w naszej branży. Zostawmy dziwne zachowanie zwłok i niektórych broni oraz budynków (można je niszczyć, o tym za chwilę). Nasi towarzysze w trzecim rozdziale są tak głupi, że szkoda gadać. Większość czasu przebiegamy sami, a oni albo stoją w miejscu, albo celują, ale w inną stronę niż idą wrogowie. Nie chcę nikogo obrażać, ale czy w Afryce nie nauczyli się jakoś działać w grupie? Wrogowie są za to całkiem sprytni. Zachodzą nas z paru stron i używają swoich wzajemnych silnych i słabych stron – osłaniają się, przywracają itp.
Zostawmy jednak tak szumną kwestię politycznej poprawności oraz zgodności z historią. Battlefield V to pierwsze traktuje bardzo poważnie i temat grania w grze murzynem lub kobietą wcale, a wcale mi nie przeszkadza, a jeżeli bojownicy o brak przesadnej politycznej poprawności tak bardzo boją się kobiet w grach, to przypominam o takich paniach jak Lara Croft lub Furia ze zdobywającego właśnie popularność Darksiders III. Kwestia zgodności z historią także jest wątpliwa, bo jeżeli kampania prezentuje nam różne listy oraz informacje na temat tego co się dzieje, to już sam sprzęt w grze jest czasem bardzo futurystyczny. Wspomnijmy chociażby kolimatory na karabinach. Sam jednak tryb kampanii nie jest do szczęścia nam potrzebny, zdaje się że został on zrobiony tylko jako dodatek do głównego dania – trybu multiplayer. A tutaj Panie i Panowie, Battlefield V błyszczy niesamowicie.
Battlefield V – Multiplayer
I tutaj dopiero zaczyna się zabawa. Mamy dostęp do kilku trybów multiplayer podzielone na małe i duże konflikty (32 i 64 graczy). W przypadku tych pierwszych mi najbardziej do gustu przypadł tryb Wielkich Operacji, gdzie gramy kilka map pod rząd i każda ze stron ma swoje cele do zrealizowania. Sukces lub porażka w poprzednich walkach skutkuje dodatkowymi bonusami w kolejnych mapach. Ale nie zamyka przed nami możliwości w kolejnych grach, zawsze możemy nadrobić stratę. A jeżeli będzie iść nam wyjątkowo dobrze, to natrafimy na specjalny tryb battle royale, gdzie dwie drużyny po 30 osób będą walczyć do ostatniego żywego.
I muszę powiedzieć, że ten tryb jest fenomenalny. Totalnie zmienia się podejście do walki, bo mamy tylko jedno życie. Taki battle royale jest super, ale dane mi było zagrać w niego tylko raz, co zresztą udokumentowałem na poniższym materiale (pod sam koniec). Osobiście jak debil wybiegłem przed szereg i mnie snajper zdjął. Co poradzić?
Wracając jednak do tematu, w multiplayer nacisk na rozgrywkę jest totalnie inny niż w wielu pozostałych grach tego typu. Jest olbrzymi nacisk na małe, czteroosobowe grupy uderzeniowe, czyli drużyny graczy. Po pierwsze możemy się odradzać na naszym towarzyszu z drużyny, o ile nie jest w walce. Po drugie, za wykonywanie wspólnych akcji jak przejęcie punktu lub jego obrona dostajemy dodatkowe punkty, po trzecie, każda drużyna zbiera punkty dla siebie i może je przeznaczyć na wezwanie potężnego czołgu lub nawet rakiety V1 która spokojnie potrafi wyczyścić spory obszar i nabić nam kilkadziesiąt potwierdzonych trafień.
Co ciekawe, w multi nie musisz umieć dobrze strzelać. Możesz być takim graczem jak ja, co niezbyt sobie radzi ze strzelaniem (chociaż w Destiny 2 i Overwatch jestem niezły, to tutaj mi za cholerę nie idzie, może kwestia wprawy?) i być naprawdę przydatnym i dobrym graczem, który będzie zdobywać masę punktów. Taki na przykład medyk ma cholernie słaby karabin. 1v1 przegrywałem z każdym, ale umiejętność podnoszenia i leczenia innych graczy jest na wagę złota i potrafi zmienić przebieg każdej potyczki. Inżynier natomiast buduje umocnienia i nagle w niekorzystnym do obrony miejscu powstają wały, miejsca strzeleckie oraz gniazda karabinów. Za każdy zbudowany taki obiekt dostajemy punkty. Ha! Nawet jak przygotujemy ciężki karabin lub działo i inny gracz z niego będzie skutecznie korzystać, to dostaniemy punkty za asystę. Oczywiście inżynier naprawi też pojazd, co jest cenne samo w sobie i inżynier w eskorcie czołgu to niesamowity skarb.
Skoro o czołgach mowa, to znaczenie pojazdów jest dużo mniejsze niż np. w Battlefront 2. Powiem nawet więcej – samotny tygrys to nie raz zniszczony tygrys. Piechurzy wroga mają sporo możliwości niszczenia pojazdów (my też) i bez eskorty, bardzo szybko tracimy nasz czołg. Dlatego też, dobrze używać pojazdu i prosić innych graczy o wsparcie i wspólnie atakować umocnione miejsca. Czołg zniszczy bariery i druty kolczaste, weźmie na siebie pierwszy ogień i zanim piechota wroga ogarnie się i zacznie mierzyć do nas z wyrzutni rakiet, to nasi towarzysze obok spokojnie ich wystrzelają dzięki osłonie którą daje ciężki sprzęt.
Byłem światkiem dziesiątek takich sytuacji, zarówno w eskorcie jak i w środku pojazdu i gra w drużynie jest totalnie inna. Oczywiście jak trafimy na idiotów, to nie ma zmiłuj, dlatego dobrze grać ze znajomymi w swojej czteroosobowej drużynie. Większość czasu jednak bawiłem się sam i bawiłem się przednio. Mapy są dosyć obszerne, a obiekty na nich są zniszczalne co także buduje dodatkowe możliwości taktyczne. Snajper was ostrzeliwuje z szopy naprzeciwko? Rozwal ją wyrzutnią rakiet, snajper spadnie z piętra wyżej i zostanie rozstrzelany przez towarzyszy. Czołgi na niektórych mapach służą właściwie tylko po to, żeby niszczyć osłony jakie dają budynki, żeby inni gracze mogli spokojnie pokonać przeciwników z środka.
Niestety multi posiada też błędy. Część z nich jest raczej niegroźna, jak na przykład dziwnie zachowujące się zwłoki. Pozostałe jednak mogą bezpośrednio wpłynąć na nasz sukces. Moim najbardziej irytującym błędem jest ten, kiedy zasiądziesz za celownikiem ciężkiego karabinu maszynowego, a on nie będzie obracać się z nami. Znaczy, tekstura będzie ciągle w miejscu. Spróbuj teraz wykorzystać narządy celownicze. Na szczęście patche wychodzą bardzo często i błędy znikają dosyć szybko.
Podsumowanie
W kampanie nie pograsz długo, ale jeżeli chcesz postrzelać z innymi ludźmi, to trafiłeś idealnie. Gra jest bardzo przyjazna nowicjuszom (sam nim jestem, nigdy nie byłem fanem serii Battlefield i wcześniej głównie grałem w Battlefront 2) i bawiłem się w nią naprawdę wyśmienicie. Drobne błędy nie psują radości z gry i po prostu będę do niej wracać chętnie. Bardzo mi się podoba fakt, że twórcy tak bardzo starają się by naprawiać błędy. Jednym słowem – tym razem Electronic Arts zdecydowanie dowiózł. I na koniec ciekawostka – jest w grze sklepik, ale nie ma tam absolutnie nic ciekawego do kupienia. Jednym słowem, twórcy nie połasili się o pieniądze. A gra mi się tutaj tak dobrze, że z przyjemnością kupię w przyszłości jakieś fajne DLC. Prawdopodobnie ich nie będzie i szczerze mówiąc nie wiem na czym twórcy zarabiają, z uwagi na fakt że Battlefield V ma formę gry usługi (w dobrym tego słowa znaczeniu), ale trzymam kciuki żeby ta gra była na rynku jak najdłużej i twórcy tego nie zepsuli.
Brak komentarzy