Minął prawie rok od przeczytania pierwszego tomu Bram Światłości. Zdążyłem zapomnieć i nawet zniechęcić się do serii. Bo ile można czekać? Jeżeli tworzymy książkę w stylu Netflixowym, kiedy akcja przerywa się w kulminacyjnym momencie, to chęć oczekiwania szybko zostanie zastąpiona przez rezygnacje i może nawet obojętność. Bo dlaczego bym miał czekać? Na szczęście rok minął i powstał drugi tom Bramy Światłości. Z lekkim fochem zabrałem się za jego lekturę. Po zakończeniu jednak pomyślałem że równie dobrze mogłem tego nie robić.
UWAGA! Recenzja jest bezspoilerowa. Czytajcie spokojnie. No może znajdziecie parę nawiązań do fabuły, które i tak nie zdradzą wam nic istotnego. Będzie także parę luźno wspomnianych wątków z pierwszego tomu.
Indiana Jones = Daimon Frey
To nie była książka na którą czekałem. To prawda, akcja rozpoczyna się w momencie zakończenia pierwszego tomu i pierwsze chwile są bardzo miłe. Czas spędzony z początkowymi rozdziałami Bramy Światłości to był czas przyjemny i klimatyczny, dobrze oddający ducha stworzonego w pierwszym tomie. Potem coś się popsuło.
O to nasz dzielny Abaddon zamiast skupić się na swym zadaniu, trafia do dżungli gdzie spędza większą część książki. Poznaje tam nowe postacie, przyjaciół, wrogów i dawno zapomniane przez wszystkich bóstwa, które są bardzo złe przez to że zostały zapomniane i wyparte przez Jasność. Olbrzymi las w sferach po za czasem to rezerwat takich zapomnianych bóstw. Im dalej w strefy, tym bardziej zapomniane postacie spotyka Daimon. Wydaje się ciekawe? Było.
Sama książka była bardzo wciągająca, napisana w stylu typowym dla Pani Kossakowskiej i bawiłem się naprawdę wyśmienicie. Ale zmieniła się cała koncepcja. Daimon już nie szuka Jasności. Zgubił się w dżungli i szuka swojej ptaszynki. Spotykają go przy tym naprawdę dziwne przygody, nawiązane nie raz do dawno zapomnianych kultur. Książka wyjaśnia, w jaki sposób na przykład Jasność potraktowała wszystkie pogańskie bóstwa i gdzie one tak naprawdę trafiły. Może to będzie ważne dla całego cyklu? Może bez tej wiedzy nie uda nam się zrozumieć zakończenia książki? Nie wiem, w każdym razie chciałem kontynuować podróż Daimona, a nie zwiedzać dżunglę. Manewr autorki był po prostu dziwny.
Co dalej?
Kurcze nie wiem. Czekałem rok na tą książkę, dostałem coś innego. Moja irytacja została trochę uspokojona, bo to była dobra książka. Ale czuję się lekko oszukany, bo dostałem książkę która tworzy wątek poboczny w wspaniale rozpoczętej kampanii w pierwszym tomie. Jak już wcześniej wspomniałem, może wprowadzenie zapomnianych bogów będzie ważne, ale czy wymagało to poświęcenia dla nich całego tomu? Zwłaszcza że po głównej akcji, Daimon jeszcze trochę się kręci po lesie i spotyka jeszcze paru co dziwniejszych bogów. Końcówka książki była dziwnym zapychaczem, bez punktu kulminacyjnego z zakończeniem podobnym do tego z pierwszego tomu. No dobra, zakończenie było durniejsze, ale żeby samemu to ocenić to książkę musicie przeczytać. I tak to zrobicie, bo wszyscy wiemy że fani bandy Daimona nie odpuszczą żadnemu z tomów.
Podsumowanie
I znowu coś nie zagrało. Czy to był pociąg za pieniędzmi czy też chęć przedłużenia serii? Nie wiem. Bramy Światłości i ich drugi Tom to dobrze spędzony czas, bo naprawdę lubię Daimona i ten cały satyryczno fantastyczny świat zaświatów. Nie była to jednak książka, na którą czekałem. Miała być fantastyczna kontynuacja pierwszego tomu, który jakże skutecznie sprawił że uniwersum wykreowane przez Maję Lidię Kossakowską znowu wróciło do życia. A wyszło Deja Vu podobne do uczucia, kiedy czytałem kolejne tomy o Inkwizytorze mistrza Piekary. Kiedy skończyła się seria, mistrz zamiast kontynuować serię, zaczął tworzyć spin offy wątków pobocznych, które żałośnie wypadały przy głównym wątku. Mam olbrzymią nadzieję że Pani Kossakowska nie pójdzie tą samą drogą.
Brak komentarzy