Destiny 2: Upadek Światła – Recenzja – Koniec Legendy


Destiny 2: Upadek Światła to już siódmy dodatek do najlepszej strzelanki MMO, jaka jest obecnie dostępna na rynku. Jest to oczywiście kwestia subiektywna, bo jesteśmy olbrzymimi fanami serii, jednak chyba i nawet nas zmęczyła ta formuła i mamy po prostu dość.

Zastanawiam się, czy jest to kwestia jakiś zwolnień oraz zmiany osób odpowiedzialnych za Destiny, czy też po prostu cała formuła nam się zmęczyła. Przy rozgrywce w Destiny 2: Upadek Światła czułem się  trochę, jakbym grał w Wo Long: Fallen Dynasty – tak bardzo podobne do uwielbianego przez nas Nioh 2, a jednak tak bardzo różne, że aż nieznośne. Dokładnie tak samo jest z Upadkiem Światła – to wszystko już znamy i widzieliśmy, cała struktura nie jest dla nas zaskoczeniem. A jednak drobne zmiany lub nawet podobieństwa do poprzednich dodatków sprawiają, że Upadek Światła chyba jest naprawdę ostatnim dodatkiem, w jaki zagram jeżeli chodzi o Destiny 2. Czas przejść na emeryturę stary druhu.

Neomuna jest ładna, ale obnaża też wiek Destiny 2 – zwróćcie uwagę na brzydkie zniszczenia, gram na maksymalnych detalach.

Destiny 2: Upadek Światła zabiera nas na Neomunę, zaginione miasto na Neptunie, które od wieków rozwija się w swoim tempie i jest nieznane ludzkości, która walczy z siłami ciemności na ziemi. My właśnie trafiamy na tą planetę podczas próby obrony Wędrowca przed tajemniczym Świadkiem. Niestety jednak cała walka nie przebiega po naszej myśli i nagle się okazuje, że siły Świadka, dowodzone przez Calusa, muszą zdobyć jeszcze bardziej tajemniczy Całun, by wreszcie zrobić z Wędrowcem coś, czego gra nie potrafi nam wytłumaczyć. Całość jest wybitnie zagmatwana i zakręcona w sposób typowy dla Destiny, niemniej jednak muszę przyznać, że historia mnie bardzo rozczarowała. Przede wszystkim dlatego, że nie zrobiła prawie żadnego postępu w wątku historii świata Destiny i tak naprawdę, po pokonaniu ostatniego bossa fabuła ruszyła się tylko o krok. Gracie w pełnoprawny dodatek, a tak naprawdę niektóre sezony popychały historię świata bardziej niż ta pełna produkcja. Jedynym plusem jest punkt wyjścia dla całej historii, który sprawia, że chcemy się dowiedzieć co będzie dalej – jednak jeżeli tak będzie to teraz prowadzone, to ja chyba dowiem się tego na YouTube.

Nowa umiejętność, struna, jest niezła, ale brakuje mi w niej głębi jaką odnalazłem w Stazie i Solarce.

Kolejny zarzut to Neomuna. O ile samo miasto wygląda naprawdę pięknie, zwłaszcza jeżeli lubicie Fortnite, to osadzenie go w naprawdę złożonej historii Destiny jest śmiechem na sali. Po pierwsze, strażnicy od dekad latają po układzie słonecznym i nikt nie wpadł by zobaczyć ruiny starej arki kolonizacyjnej? A w samym mieście nie ma żadnych mieszkańców, ponieważ wszyscy z nich są podłączeni do tutejszej sieci i po prostu nigdy się z niej nie odłączają. Dlatego też spotykamy jedynie dwóch NPC, tak zwanych strażników chmur i są to jedyni cieleśni mieszkańcy miasta, którzy zresztą wcale nie są zaskoczeni istnieniem ziemskich strażników. Pod względem jednak eksploracji, mogę śmiało powiedzieć, że trailery kłamią. Nowa moc – struna, o ile fajna to wcale nie daje nam takich możliwości jak na trailerach. Nie czekają nas więc majestatyczne skoki po dachach wieżowców za pomocą liny Indiany Jones, a jedynie zwiedzanie monotonnych i pustych ulic tego miasta duchów. Szczerze mówiąc, jest to chyba najgorsza lokacja ze wszystkich dodatków Destiny – gorsza nawet od Wenus, który wybitnie mi się nie podobał.

Calus, największy kolos w grze, a właściwie gladiator przebrany za kolosa.

Nowością w mechanice Destiny 2: Upadek Światła jest klasa ciemności – struna, która podobnie jak Neomuna wzięła się w grze znikąd. Sama mechanika jest całkiem ciekawa, bo pozwoli nam na podnoszenie wrogów w powietrze lub też tworzenie kul, które stają się cennym zasobem w walce – możemy nimi rzucić jak bombą lub w nie strzelić by je zdetonować, co zadaje fajne obrażenia. Niemniej jednak cała ta mechanika jest też kłamstwem, ponieważ huśtanie się między wieżowcami i w walce, tak jak to było przedstawiane przez misje kampanii po prostu tu nie występuje i w zderzeniu z nowymi klasami, które były zmieniane w ostatnich miesiącach, struna wypada bardzo słabo. Moc solarna i stazy dalej rządzi u łowcy, przynajmniej u mnie.

Destiny 2 Recenzja Salon Gier
Salon gier, szkoda tylko że wszyscy mieszkańcy są dla nas niewidzialni. Sprytnie Bungie, bardzo sprytnie

Destiny 2: Upadek Światła posiada rzeczywiście parę niewielkich mechanik i udogodnień, które pomagają w rozgrywce. Przykładowo, teraz posiadamy dedykowany ekran do wyboru modów oraz zapisywania zestawów, czego bardzo mi brakowało do tej pory. Inną mechaniką, która bardzo przypadła mi do gustu jest możliwość autozapisu podczas misji i ponownego rozpoczęcia zadania od miejsca, gdzie wcześniej opuściliśmy grę. Jako, że serwery Destiny nie słyną ze stabilności, a twórcy lubią je resetować w środku dnia, to jest bardzo przydatna funkcja podczas trwających nieraz godzinę misji kampanii.

Co do długich misji kampanii, to chciałbym się jeszcze pożalić na ostatnią misję w Destiny 2: Upadek Światła, a właściwie na walkę z ostatnim bossem. Wydaje się, że twórcy przegięli tutaj i po tylu latach przyzwyczajania nas do wysokiej jakości tworzonych bossów, tutaj otrzymaliśmy właściwie reskin kolosa i gladiatora, czyli dwóch podstawowych elitarnych wrogów należących do Czerwonego Legionu. Oprócz tego musieliśmy używać struny, by przemieszczać się szybko między platformami, a że kontroli podczas huśtania nie mamy żadnej, to częściej zdarzało mi się tutaj umierać przez spadanie w przepaść, niż od kul wrogów. Tym samym otrzymaliśmy wybitnie męczącą i frustrującą walkę z podrasowanym gladiatorem, których zabiliśmy do tej pory setki. Bardzo słabe zagranie.

Właściwie w całej grze spotykamy tylko jednego nowego wroga, cała reszta to dokładnie dobrze nam znany misz masz tego z czym walczymy od lat.

Pod względem audiowizualnym jest stabilnie – muzycznie to dalej majstersztyk i bardzo ładny soundtrack w grze, który puszczę sobie raz na jakiś czas na Spotify. Niemniej jednak graficznie gra już od lat stoi w miejscu i właściwie rozczarowuje swoim wyglądem. Neomuna nie jest zbyt atrakcyjnym wizualnie miejscem, a zniszczenia budynków tylko prezentują, jak bardzo przez te lata zestarzało się Destiny 2. Brakuje też wielu innych wyczekiwanych przez graczy funkcji, niby dostaliśmy np. LFG, ale dalej wszystko się opiera na poziomie mocy i frustrującym robieniu tych samych rzeczy co tydzień, tylko po to by wbić ten poziom.

Destiny 2: Upadek Światła pokazuje tylko, że nadszedł najwyższy czas na zmianę kierunku dystrybucji serii. Czas na nowe gry lub trzecią część, ponieważ widać wyraźnie, że twórcom kończą się pomysły na kolejną zawartość i próbują ciągnąć kupony z tego co pokochali gracze. Destiny 2: Upadek Światła jest dodatkiem słabym, jednym z gorszych jaki wyszedł do kultowej części Destiny 2 i dla mnie, jak już wspomniałem, będzie na pewno ostatnią przygodą jaką spędzę z tą serią. Spędziłem z Destiny 2 prawie 500 godzin i pamiętam jeszcze wczesną betę tej gry, dlatego czas pożegnać się ze starym przyjacielem i odłożyć go na półkę miłych wspomnień, wśród innych kultowych gier takich jak pierwsza część Guild Wars i nie psuć tych wspomnień wracaniem do tytułów dzisiaj. Tak postanowiliśmy.


Klucz recenzencki do gry Destiny 2: Upadek Światła na PC przekazała nam Cenega. Bardzo dziękujemy!

Podsumowanie

To chyba najgorszy dodatek do Destiny 2, jaki powstał do tej pory. Chyba czas zakończyć przygodę z tą serią.
Ocena Końcowa 4.0
Pros
- Niezły punkt wyjścia dla historii
- Parę ciekawych mechanik, które pomagają w grze
- Intrygująca relacja Świadka i Calusa
- Ciekawa mechanika Struny (która nie działa jak należy)
Cons
- Bardzo słaba fabuła
- Dodatek zrobiony po kosztach
- Neomuna to jakiś żart
- Bardzo słabe rozwiązanie historii dodatku

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Wystartowała beta Diablo 4. Niestety, problemów nie brakuje.
Następny Final Fantasy 16 - to nie będzie krótka gra