Sezon żerowania na sentymentach graczy trwa w najlepsze. Twórcy wyraźnie boją się rozpoczynać nowych tematów i albo odgrzewają non stop te same kotlety, albo też biorą niegdyś popularne tytuły i na ich podstawie próbują stworzyć coś nowego, licząc, że gracze sprawdzą grę, z uwagi na nazwę nowego tytułu, tak bardzo nawiązującą do ulubionej gry dzieciństwa. Tak właśnie jest z Disciples: Liberation.
Czy więc stworzenie nowej gry na podstawie dawno już nierozwijanego tytułu nie jest czymś dobrym? W końcu, niczym feniks z popiołów, powracają do nas stare i lubiane marki, a nam się łezka w oku kręci przypominając kolejne aspekty rozgrywki. Pytanie tylko zasadnicze jest takie, jak bardzo nowy tytuł powinien zmienić to co stare i czy jeżeli zrobi to zbyt bardzo, to nazywanie go tak jak poprzedników jest na miejscu? Disciples: Liberation ograłem tym razem na komputerze osobistym.
Disciples: Liberation przedstawia nam historię Avyanny, uciekinierki przed siłami imperium, która w toku nieszczęśliwych wypadków odkrywa dawno zapomniane, magiczne miasto Yllian. Avyanna wraz ze swoich towarzyszem będzie próbowała znaleźć swoje miejsce w świecie Disciples oraz stworzyć dom dla zagubionych dusz takich jak ona. W tym celu będzie wyruszać do kolejnych lokacji w poszukiwaniu sojuszników oraz zdobywania reputacji wśród czterech różnych frakcji. Sama gra stara się prezentować jako przedstawiciel Dark Fantasy, jednak szybkie zderzenie z rzeczywistością sprawiło, że gra posiada zbyt mocny kontrast między mrocznymi elementami, jak inkwizycja wybijająca całe wsie niewiernych oraz potężne byty tworzone z kości oraz krwi przez nekromantów, a samymi dialogami oraz reakcjami Avyanny. Dialogi, których jest tu całkiem sporo, zostały napisane w sposób bardzo nierówny i nieraz w momencie, kiedy należałoby zachować powagę czy też skupienie, Avyanna zaczyna żartować ze swoimi towarzyszami, na co oni też reagują zwykłymi żartami. Miałem także wrażenie, że z co trzecią postacią bohaterka może uprawiać seks i to często naprawdę trafiały nam się ciekawe obiekty. Przykładowo, lodowy elf, który opowie swoją mityczną historię o głodzie many i o tym jak tracił kontrolę przez setki lat trwania na posterunku zostało skwitowane przez Avyannę „aha, to chodźmy się teraz ruchać”. Może niedosłownie, ale taki był kontekst. Miałem wrażenie, że fabuła została napisana przez napalonego 15 latka, który totalnie nie zrozumiał idei dark fantasy. Kolejną irytującą kwestią jest to, że pomimo tak wielu dialogów, tylko niewielka część z nich jest nagrana. Dodatkowo, sporo postaci, które spotykamy w grze, nie ma nawet animowanych awatarów podczas rozmów, przez co tylko ruszają głowami, jakby byli w transie. Wygląda to irytująco oraz sztucznie.
Nierówność dialogów jest jednak zauważalna, ponieważ o ile sama główna bohaterka jest bardziej irytująca, niż inspirująca, to jej towarzysze mają wiele ciekawego do powiedzenia. Królowa Elfów, która od wieków była niewolona przez swój lud czy też nekromanta, próbujący wyrwać się spod władzy bogini nieumarłych mają wiele ciekawych spojrzeń na kwestię Ylian oraz świata Disciples. Tych bohaterów będziemy pozyskiwać w trakcie gry, która jest typową Heroes game. Będziemy sterować naszą bohaterką na mapie strategicznej świata i toczyć pojedynki ze spotykanymi hordami wrogów. W świecie gry będziemy zdobywać różne przedmioty oraz budynki produkujące surowce, a bohaterkę rozwijamy za pomocą drzewa umiejętności podzielonego na trzy kategorie oraz zdobywanych przedmiotów. Najfajniejszym jednak elementem świata gry, jest samo miasto Yillian i możliwość do jego powracania w dowolnym momencie. Tam będziemy mogli rozbudowywać budynki czy też zamieniać miejscami te, które nie są nam potrzebne. Zbierzemy surowce, pogadamy z towarzyszami, a nawet poznamy nowe zaklęcia. To jest prawdziwa oaza spokoju, w świecie zdominowanym przez wojnę.
W mieście zrekrutujemy jednostki wszystkich frakcji, ale żeby uzyskać dostęp do najsilniejszych z nich, będziemy musieli rozwinąć reputacje z daną frakcją. Reputacja pozwoli nam także na zakup specjalnych umiejętności bohaterki, dzięki którym bardzo wzmocni swoje jednostki z danej frakcji. Ciekawostką jest możliwość posiadania tylko czterech budynków rekrutacyjnych jednocześnie. Jeżeli jednak chcemy zmienić budynek, to zawsze możemy go przefazować (w grze nazywa się to phase out), dzięki czemu zwolni się miejsce, a my będziemy w stanie przywołać lub też zbudować od zera inny budynek. W taki o to sposób, twórcy zachęcają nas do testowania oraz mieszania jednostek różnych frakcji, a w przypadku strat po bitwie, będziemy w stanie nie tylko bez problemu zrekrutować i rozwinąć utracone jednostki, ale spróbować także czegoś nowego, wymieniając np. nieumarłe wilkołaki na elfickie leopardy, które nie są tak wytrzymałe, ale posiadają dodatkowe wzmocnienia dla naszych wojsk.
Same walki taktyczne są kolejnym mocnym elementem gry, chociaż nie będą stanowić takiego wyzwania jak w oryginalnych Disciples. System jest oparty mniej więcej na zasadach z trzeciej części, więc bohaterka będzie mogła zabrać na pole bitwy paru bohaterów oraz standardowych jednostek. Fajnym bonusem jest możliwość ustawienia części jednostek na zapleczu, gdzie będą nas wspierać w różny sposób zależny od jednostki. Nekromanci czy też inne zombie będą atakować jednostki wroga, a jednostki elfów oraz kapłanki ludzi zajmą się leczeniem naszych jednostek. W bardzo ciekawy sposób rozszerza to możliwości taktyczne i zachęca do mieszania armii, gdyż na przykład nieumarli mają duży problem z leczeniem, ale dodanie paru jednostek elfów, które się na tym znają, znacznie pomoże w walce wytrzymałym wojownikom walczącym w zwarciu, czym doprowadzą wrogów do szału – zabicie wojownika szkieleta jest naprawdę trudne, a jeszcze dodatkowe wzmacnianie jego wytrzymałości czy też leczenie dodatkowo poprawi jego przeżywalność. Disciples: Liberation przez to w każdej bitwie zachęca do testowania i posiadania wielu jednostek zapasowych do wymiany.
Niestety pomimo tych wszystkich ciekawych elementów, gra bardzo szybko robi się powtarzalna. Fabuła jest odpychająca, główna bohaterka irytująca, a przepiękne obszary gry, które na początku nas ciekawiły, szybko okazują się bardzo puste i wcale nie takie pełne skarbów i sekretów. Samo Disciples: Liberation jest całkiem niezłą grą, jednak patrząc na nią przez pryzmat arcydzieła, od którego czerpie tylko nazwę i parę elementów fabuły, jest po prostu słaba i nudna. Walki stają się nudne, przestają stanowić wyzwanie, gdyż bardziej liczyła się siła, niż kompozycja jednostek, przez co i z czasem testowanie nowych konfiguracji traciło na znaczeniu. Coraz częściej łapałem się na tym, że wkurzał mnie brak możliwości pominięcia niektórych pojedynków, a sam grałem by tylko zaliczać kolejne cele misji i rozwijać moje miasto. Samą fabułą już dawno straciłem zainteresowanie. No i gra ma sporo denerwujących błędów. Oprócz standardowego wyrzucania się do windowsa, lubi się zawiesić podczas animacji walki, przez co nie wiemy, czy musimy czekać, czy też resetować grę. Czasami odblokuje się po minucie albo dwóch, a czasami i nie. No i kolejny raz brakuje tutaj polskiej wersji językowej. Dialogi oraz opisy postaci są trudne, więc jeżeli nie znacie bardzo dobrze angielskiego, to nie ruszajcie tej gry.
Podsumowanie
Pros
Ciekawe (przynajmniej przez jakiś czas) bitwy taktyczne
Zróżnicowane jednostki oraz frakcje
Ładna grafika i wpadająca w ucho muzyka
Niektóre dialogi i wątki poboczne są ciekawe
Cons
Brak nagranych wszystkich dialogów oraz animacji w filmikach
Sporo irytujących błędów
Szybko robi się powtarzalna, a świat gry pusty i żmudny
Brak komentarzy