A Working Man/Fachowiec – recenzja – typowy film Stathama?


fachowiec

W najnowszym filmie akcji „Fachowiec”, Jason Statham po raz kolejny udowadnia, że istnieje tylko jeden przepis na film z jego udziałem. Dlaczego tak bardzo lubimy oglądać jak łysy Brytyjczyk demoluje kolejne pomieszczenia?

Przyznam bez bicia, uwielbiam filmy z Jasonem Stathamem i tak, jestem w pełni świadoma, że zazwyczaj oglądam dokładnie ten sam film, tylko pod różnymi tytułami. W czasach, gdy świat jest pełen niepewności, Jason Statham jest moją emocjonalną kotwicą. Zaczynam seans i wiem, że w ciągu pierwszych dziesięciu minut ktoś popełni fatalny błąd drażniąc byłego najemnika/płatnego zabójcę/kierowcę/nurka/agenta specjalnego, który chciał tylko spokojnie żyć. Uwielbiam też ten moment, gdy Jason pierwszy raz marszczy brwi. To ten szczególny rodzaj marszczenia, który sugeruje, że właśnie trafił bosą stopą na klocek LEGO, ale jest zbyt twardy, żeby krzyknąć.

Jestem też pod wrażeniem jego konsekwencji modowej. Niezależnie czy walczy z rosyjską mafią, chińskim kartelem, czy kosmitami – zawsze ma na sobie ten sam elegancki czarny garnitur. A gdy nadchodzi MOMENT, ten garnitur znika… Potem Statham patrzy w kamerę tym swoim intensywnym spojrzeniem, jakby oceniał moją zdolność do przetrwania w dziczy i nie był pod wrażeniem wyników. Kto by nie chciał oglądać, jak łysy Brytyjczyk z wyrazem twarzy zirytowanego buldoga demoluje całe pomieszczenia przy użyciu przedmiotów codziennego użytku? To lepsze niż terapia.

Także widzicie, Statham znajduje specjalne miejsce w moim sercu. Nie zmienia to faktu, że jego filmy naprawdę są takie same.  W pierwszych scenach poznajemy Jacka lub Johna – byłego agenta specjalnego/żołnierza sił specjalnych/zabójcę na emeryturze z mroczną przeszłością i jeszcze mroczniejszym wyrazem twarzy. Bohater próbuje wieść spokojne życie, co trwa dokładnie 3 minuty filmu, zanim jego stary wróg/były szef/kartel narkotykowy nie porywa jego córki/dziewczyny/starego przyjaciela. Statham reaguje w jedyny znany sobie sposób: marszcząc czoło tak mocno, że mogłoby to spowodować trzęsienie ziemi, i mamrocząc groźby głosem, który brzmi jakby jadł żwir na śniadanie przez ostatnie 20 lat.

fachowiec

Jak oprócz tego wygląda klasyczny film Jasona Stathama? Zawiera przynajmniej 10 scen, w których aktor zdejmuje koszulę bez żadnego powodu (nie mogę narzekać), liczne wymyślne kopnięcia w twarz, kilka eksplodujących samochodów, sceny samochodowe, gdzie fizyka jest tylko niewiążącą sugestią oraz moment, kiedy bohater mówi złoczyńcy swoje motto: nie szukasz kłopotów… kłopoty szukają ciebie (lub podobną głęboką mądrość). Złoczyńca, grany przez aktora z wyraźnym europejskim akcentem (bo naprawdę źli ludzie nigdy nie są Amerykanami), ma jakiś skomplikowany plan, który z jakiegoś powodu wymaga porwania właśnie osoby bliskiej Stathamowi, zamiast po prostu zabicia go kiedy miał okazję.

W kulminacyjnej scenie Statham, mimo odniesionych ran postrzałowych i dźgnięć nożem (których nie odczuwa dzięki swojej supermocy: byciu łysym?), pokonuje gromadę uzbrojonych przeciwników używając jedynie śrubokręta, W ostatniej scenie postać ratuje zakładnika, zabija złoczyńcę (zrzucając go z dużej wysokości/powodując eksplozję/obydwa naraz) i odchodzi w stronę zachodzącego słońca, prawdopodobnie w poszukiwaniu filmu z dokładnie tym samym scenariuszem, ale innym tytułem. Dlaczego to tak uwielbiam?!

Fachowiec mało się różni od generycznego motywu. Film opowiada historię Levona Cade, byłego operatora sił specjalnych, który porzucił swoje niebezpieczne życie, aby wieść spokojną egzystencję jako pracownik budowlany i samotny ojciec. Jego szef, Joe Garcia i jego rodzina są dla niego jak bliscy. Spokój Levona zostaje zburzony, gdy córka Joe, Jenny, zostaje porwana. Policja jest bezsilna, więc zrozpaczony szef prosi Levona o pomoc, wiedząc o jego przeszłości. Ten początkowo odmawia, chcąc trzymać się z dala od swojego dawnego życia. Jednakże, czując silną więź z rodziną Garcii i pamiętając obietnicę daną Jenny, postanawia wykorzystać swoje dawne umiejętności, by ją odnaleźć.

Poszukiwania Jenny wciągają Levona w mroczny świat handlu ludźmi, gdzie odkrywa rozległą siatkę powiązań z gangsterami, mafią i skorumpowanymi urzędnikami. W swojej misji ratunkowej Levon musi zmierzyć się z wieloma niebezpiecznymi przeciwnikami, nie cofając się przed niczym, by sprowadzić Jenny do domu. Jego działania wywołują lawinę przemocy i demaskują spisek o wiele większy, niż mógł sobie wyobrazić, zagrażając jego nowemu życiu i wszystkiemu, na czym mu zależy.

David Ayer (ponownie współpracujący ze Stathamem po Pszczelarzu; swoją drogą – recenzję Pszczelarza też możecie u nas przeczytać) i Sylvester Stallone (współscenarzysta) serwują nam, gdzie dokładnie wiesz, czego się spodziewać. Jest to jakaś lekcja ekonomii. Po co marnować pieniądze na scenarzystów, skoro można użyć scenariusza z poprzedniego filmu, zmieniając tylko imiona i lokalizacje? Dlaczego wydawać na dialogi, skoro nasz bohater może po prostu mruczeć i cedząc przez zęby wypowiadać filozoficzne perełki typu: niektórzy ludzie zasługują, by umrzeć? Największym grzechem Fachowca jest właśnie scenariusz. Wątki są zawiłe, ale jednocześnie płytkie. Wewnętrzny konflikt emocjonalny między powrotem do przemocy a utratą opieki nad córką (w perspektywie dłuuuuuugiej batalii sądowej) został rozwiązany przez… wyciągnięcie teścia z płonącego budynku. Genialny ruch narracyjny, Sylvester…

fachowiec

Na szczęście, wszyscy wiemy po co przychodzimy na film ze Stathamem– dla tych chwil, gdy przestaje mówić i zaczyna działać. I tu Fachowiec się sprawdza: od sceny w przydrożnym barze z muzyką Dropkick Murphys w tle, przez pościg motocyklowy, aż po finałową rzeź, w której Levon eliminuje niezliczone zastępy rosyjskich bandytów, którzy najwyraźniej nigdy nie słyszeli o celowaniu. To tak ekscytujące, że dopiero po pewnym czasie zaczynacie się zastanawiać jakim cudem banda wyszklonych mafiozów nie umie trafić w chłopa jadącego na motorze.

Kiedy Jason wchodzi do pokoju pełnego zbirów, możesz niemal usłyszeć jęki ich kręgosłupów, zanim jeszcze dotknął kogokolwiek. To ten moment, gdy przestępcy powinni sobie przypomnieć, że mieli umówioną wizytę u dentysty na drugim końcu świata. Jego mimika ogranicza się do dwóch wyrazów twarzy: zaraz cię zabiję oraz właśnie zabiłem kogoś i zastanawiam się, kto następny. Dialogi również nie są skomplikowane, wypowiadane z miną sugerującą, że właściwie to bardzo chciał to zrobić i jest wdzięczny za okazję.

fachowiec

Film stara się też być poważny – porusza temat handlu ludźmi, ale jednocześnie jest tak przerysowany, że trudno brać go na serio. Postacie drugoplanowe są jednowymiarowe, złoczyńcy są karykaturalnie źli (i koniecznie z europejskim akcentem), a główna zainteresowana (porwana córka) zamiast być przerażoną ofiarą, zachowuje się jak miniklon Johna Wicka, co tylko podkreśla absurdalność całej sytuacji. Fachowiec jest dokładnie tym, czego się spodziewasz – kolejnym filmem akcji ze Stathamem, gdzie fabuła jest tylko pretekstem do pokazania, jak nasz bohater łamie kończyny złoczyńcom. Widać, że nie została poświęcona uwaga nawet tym „większym szczegółom” a to urządzenie śledzące z jasno migającą czerwoną diodą LED było wręcz żenujące.

Fachowiec ma swoje momenty, zwłaszcza jeśli chodzi o sceny akcji, ale jest też przewidywalny i miejscami nudnawy. Dla fanów Stathama film jest kolejną okazją, by zobaczyć jak ich ulubieniec robi to, co potrafi najlepiej – mruczy, kopie i niszczy. Dla wszystkich innych… cóż, zawsze zostaje możliwość obejrzenia czegoś ambitniejszego. A Jason? On po prostu robi swoje, jak zawsze, z tą samą kamienną miną i aerodynamiczną łysiną odbijającą światło lepiej niż granat błyskowy. I za to go kochamy. Chyba.

 

Zobacz też: Księgowy 2 – recenzja filmu – warto było czekać tyle lat?

Poprzednio Czy w Doom: The Dark Ages znajdziemy BFG? Jak zdobyć oryginalną kuszę?
To jest najnowszy artykuł.