Nie mam pojęcia, skąd się wzięło przeświadczenie, że Greedfall to nowy Gothic. Tak naprawdę, Gothica w nim jest bardzo mało. Bardziej bym powiedział, że twórcy inspirowali się serią Dragon Age lub też Mass Effect.

Nawet ja mówiłem na naszych live, że ta gra powinna przypaść do gustu fanom Gothica. I tak naprawdę na początku miałem takie skojarzenia, w prologu kiedy to zacząłem swoją trwającą kilkadziesiąt godzin zabawę z Greedfall. Finalnie gry jeszcze nie ukończyłem w momencie pisania tej recenzji (zostało mi dosłownie parę zadań), jednak mam już wyraźnie zarysowane zdanie, którego raczej zakończenie nie zmieni. Co dokładnie mi nie pasowało? Zapraszam do recenzji. Tekst będzie zawierać niewielkie spoilery z wątków pobocznych, jednak tym razem umyślnie pomijałem najważniejsze rozwinięcia wątków fabularnych. 

Subskrybuj nasz kanał na YouTube

Witamy w Teer Fradee

W grze wcielamy się w postać młodego szlachcica, który podejmuje się funkcji legata Konfederacji Kupieckiej. De Sardet, bo o nim mowa, od lat mieszka na starym kontynencie, który jest powoli, lecz skutecznie wyniszczany przez tajemniczą zarazę zwaną Malicor. Każdy może zachorować na tą paskudną chorobę i jest ona śmiertelna. De Sardet zostaje wysłany wraz ze swoim przyrodnim bratem Constantinem na malowniczą wyspę Teer Fradee. Jego brat zostaje gubernatorem, a De Sardet jego ramieniem dyplomatycznym z wszelkimi uprawnieniami z tym występującymi. I taki właśnie wydźwięk ma większa część gry – De Sardet na wyspie będzie podróżował i w imieniu Konfederacji Kupieckiej podejmował relacje z innymi frakcjami. Jako dyplomata, główny nacisk w Greedfall będzie postawiony na fabułę, rozmowy oraz relacje z postaciami, a nie na walkę. Takie miałem przynajmniej wrażenie.

Początek zapowiada się grobowo – stary kontynent trawi Malicor – paskudna i śmiertelna zaraza.

W Teer Fradee oprócz Konfederacji Kupieckiej, działają trzy duże frakcje. Dwie z nich także kolonizują wyspę – Theleme będące Państwem kościelnym oraz inkwizycją i Sojusz Mostów, będący Państwem skupionym na nauce oraz badaniach naukowych i inspirowanym krajami arabskimi. Do tego będzie jeszcze Yecht Fradi – frakcja tubylców. Warto tutaj mieć na uwadze, że tubylcy nie są jedną wielką frakcją – bardziej przypominają grupę różnych plemion, gdzie każde ma pełną swoją autonomię, a przez to i własne unikalne podejście do kolonizatorów. Mają wspólnego króla, ale to jest temat na koniec gry i nie warto się tym teraz przejmować. Są trzy duże plemiona i parę mniejszych które spotykamy na swojej drodze. Każde z nich ma swoje problemy i każde musi jakoś się ułożyć z kolonizatorami. Część z nich prowadzi wojny (posiadając przy tym naprawdę solidne przesłanki do walki) część stara się układać z kolonizatorami, a część nawet zdradza ziomków i inne plemiona by uzyskać np. traktaty handlowe z frakcjami.

Na pierwszego Nadaig – tajemniczego opiekuna z Teer Fradee natrafimy szybciej niż myślimy.

I właśnie tutaj wchodzi De Sardet, który nie raz jest rozjemcą i jego zadaniem oprócz znalezienia lekarstwa jest także zrozumienie tubylców, ustalanie z nimi traktatów handlowych, katalogowanie wyspy (dwa bardzo duże zadania tego dotyczące), ale także gaszenie sporów, gdyż wojna nie sprzyja handlowi. Jednocześnie nie będziemy mogli wtrącać się w sprawy wewnętrzne innych frakcji. Dlatego też Greedfall to bardziej Dragon Age, gdzie jesteśmy Szarym Strażnikiem z przywilejami i szukamy sojuszników do walki z plagą. W Gothicu wybieraliśmy jedną frakcję, tutaj już mamy wybraną. Ale to jest bardzo duży plus, gdyż dzięki temu fabuła została poprowadzona w sposób spójny.

Kiedy ludzie ze starego świata dotrą do Teer Fradee, szybko zaczną go niszczyć w ten sam sposób co swój dom. Nigdy się nie nauczymy?

Fabularnie Greedfall to bardzo ładnie rozpisane fantasy, które posiada raczej sztampowy początek (poszukiwanie lekarstwa) jednak sytuacja bardzo szybko się zmienia. Nasze działania mają wpływ na przebieg sytuacji. I tutaj będzie spoiler o którym napisałem na początku tekstu. Jeżeli na przykład wykonałem zadania dodatkowe dla Kurta, jednego z naszych towarzyszy, to zyskiwałem jego zaufanie i kiedy doszło do przewrotu najemników, to ten stawił się po mojej stronie. Czytałem w internecie, że jeżeli odkładaliśmy zadanie na później, to Kurt nas zdradzał i musieliśmy go zabić. Dlatego lepiej nie odkładać zadań dodatkowych na później – robienie ich ułatwi nam życie w głównym wątku fabularnym. Tutaj jest kolejna różnica względem pozostałych gier fabularnych – wszystkie zadania są ze sobą połączone i nawet robiąc całkowicie coś trywialnego dla spotkanego plemienia, może się okazać parę zadań fabularnych później, że dzięki pomocy dla nich tamci będą skłonni wyjawić jedną z tajemnic Yecht Fradi i ułatwić nam wykonanie głównego zadania.

Tajemnice w Teer Fradee są wszędzie, a świat jest bogaty w historie. Przymknij oczy na błędy w grze i chłoń cudowną historię Teer Fradee.

Ogólnie to twórcy zaprojektowali coś na kształt języka Yecht Fradi, którym posługują się na przemian ze wspólnym. Oczywiście także nie wszyscy tubylcy znają wspólny, więc z nimi nie porozmawiamy. Nie raz jednak będą oni opisywać tymi słowami rzeczy, które dla nich są jasne, dla nas niekoniecznie bo takiego słowa nie ma w naszym języku. Bardzo fajny zabieg twórców. Nádaig na przykład oznacza strażnika, obrońcę, ale nie jest do końca tym co nam się wydaje i dowiemy się tego dopiero w trakcie gry. Mogę pisać jeszcze wiele o fabule w Greedfall, ale wtedy ta recenzja miałaby 5000 słów. A uwierzcie mi – jest o czym pisać – klimat kolonizacji połączony z fantasy, szamanizmem, piratami itp. jest całkowicie niepowtarzalny w Greedfall. Nawet De Sardet, którego bardzo polubiłem (jest postacią wyraźnie zarysowaną, jak Shepard z Mass Effect) mówi z hiszpańskim akcentem.

Rozgrywka w Greedfall

Nie samą fabułą człowiek żyje, jednak jeżeli bym skończył recenzję w tym miejscu, to by była dycha. Teraz jednak będzie jednak sporo narzekania, które będzie wynikać z niczego innego, jak z ograniczonego budżetu twórców. Bo Greedfall to nie jest gra AAA, brakuje jej szlifu, posiada wiele błędów oraz leniwych rozwiązań, gdzie wyraźnie widać, że twórcy poszli na skróty.

Podczas ładowania gry będziemy mogli przygotować się w obozie. Świetne udogodnienie, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że gra i bez tego ładuje się bardzo szybko. Pozdrawiamy Control i zachęcamy Remedy Entertainment do brania przykładu od mniej doświadczonych kolegów ze studia Spider.

Zacznijmy od walki. De Sardet może wybrać parę strategii pojedynków – może to być walka w zwarciu oparta na unikach i parowaniu, walka dystansowa z użyciem strzelb, pistoletów lub karabinów czy też magia kontynentalna (tubylcy posiadają własną magię, niestety nie możemy jej rozwijać). Ja wybrałem hybrydę między ciężkimi mieczami, bronią dystansową oraz pułapkami, totalnie olewając magię. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to totalnie skopane hitboxy przy unikach. Nieraz teoretycznie dobrze wykonany unik nie był wystarczający i otrzymywałem obrażenia, postać nie raz się blokowała między wrogami. W połowie gry jednak zauważyłem, że parowanie ataków jest bardzo proste i skuteczne. Polega to na tym, że De Sardet przez około sekundę zasłania się bronią, czym blokuje całe obrażenia, wytrąca wroga z równowagi, a jeżeli zrobimy to w ostatniej chwili, przewraca go na ziemię i zadaje mu dodatkowe obrażenia. Zrozumienie tego, sprawiło że zmieniłem poziom trudności z normalnego na ekstremalny, a jedyne co się zmieniło to ilość punktów życia wrogów oraz zadawane przez nich obrażenia. Sorry, kilkaset godzin w Dark Souls zrobiły swoje i gra była dalej za łatwa. Brakowało mi solidnych kill room, kiedy wrogów było wielu i musiałem wykorzystać taktykę do ich pokonania. Właściwie taka sytuacja pojawiła się raz – pod sam koniec pobocznego wątku dla Coin Guards i wtedy musiałem trzy razy podchodzić do walki. Słabo. Mamy aktywną pauzę, ale rzadko kiedy jest potrzeba z niej korzystania.

Nadaig z bliska jest jeszcze bardziej przerażające. W trakcie gry raczej nie będziesz często się cieszyć widokiem potwora z takiej odległości.

Błędów jest wiele i niektóre z nich skutecznie zepsują nam dzień. Na jednym z nagrań live, podszedłem do walki z Nadaig (są opcjonalni nadaig oraz obowiązkowi, ten był opcjonalny). Okazało się, że moi towarzysze zbugowali się przed wejściem i musiałem walczyć sam. Wroga pokonałem, całe nagranie wraz z moimi wiązankami przekleństw obejrzycie poniżej. Pokonałem sam, na extreme. Nie uważam, że jestem wybitnie dobrym graczem, po prostu nauczyłem się parowania, co także wyraźnie widać na nagraniu. Akcja się zaczyna od 1:49:30, przewińcie sobie. Jeżeli graliście wcześniej w jakieś Soulsy, to będzie dla was jak spacer po lesie.

 

Subskrybuj nasz kanał na YouTube

Kolejnym mocno irytującym elementem w Greedfall, który został bardzo skopany, są strefy agresji wrogów. Kiedy odejdziemy parę metrów od leża potworów, to te automatycznie tracą nami zainteresowanie i regenerują punkty życia do 100%. Problem jest taki, że te strefy są bardzo malutkie i nawet atakując na dystans nie raz miałem sytuację, kiedy robiłem unik przed atakiem i wróg natychmiast się regenerował, by zaraz potem znowu mnie atakować. Sytuacja taka wystąpiła kilka razy i wszystko było nagrane, wraz z moimi cudownymi epitetami.

Najwięcej satysfakcji dawała mi walka z ludźmi – system parowania i uników jest dużo prostszy niż w soulsach, a przez to satysfakcja jest olbrzymia, bo ciężko coś zepsuć. Z drugiej jednak strony, jeżeli grałeś w soulsy to gra będzie dla ciebie za łatwa nawet na extreme.

Technicznie o Greedfall

Okej, więc teraz czas na technikalia. Po pierwsze, w Greedfall grałem na Playstation 4 Pro i na początku miałem spory problem z przyzwyczajeniem się do sterowania. Do dzisiaj myli mi się nawigowanie po ekwipunku (R1/L1 to zmiana zakładek rodzajów przedmiotów, np. pancerza, a R2/L2 to zmiana zakładek kategorii przedmiotów, czyli np. broni, pancerzy, przedmiotów użytkowych itp. Albo odwrotnie). No niestety, ale to jest specyfika grania na padzie. Do tego skróty umiejętności: strzałki to pierwsze cztery skróty, R2+trójkąt, kwadrat, kółko oraz x to kolejne cztery skróty. Z czasem wszystko mi weszło w krew, ale sterowanie na pewno nie jest intuicyjne. Taka specyfika grania na padzie, jednak w wielu innych grach lepiej to zostało rozwiązane, gdzie do tego złożoność była jednocześnie większa (Red Dead Redemption 2 żeby nie było). Rozumiem że to nie jest gra AAA, a twórcy nie mają takiego doświadczenia jak Rockstar, ale się da i fajnie by było gdyby się wzorowano na dobrych praktykach.

Ulepszanie pancerzy to świetna sprawa gdyż oprócz funkcjonalności, zmienia także wygląd.

Graficznie Greedfall wygląda przeuroczo. Lasy Teer Fradee to piękna polska jesień – dominuje kolor żółty oraz zielony, trawka szumi, rzeczki płyną, a potwory żyją w cyklu dnia. Swoją drogą, kiedy śpią, to nic ich nie zbudzi – nie wiem czy to bug, czy tak miało być, w każdym razie nie musiałem się skradać przy nich jak spały. Wygląd postaci jest dla każdego z głównych charakterów unikatowy, gdzie dla naszych towarzyszy możemy jednocześnie zmieniać pancerz i dalej inwestować w ich wygląd oraz statystyki. Nie chcemy, żeby podwładni legata Konfederacji Kupieckiej pracowali w szmatach prawda?

Większość błędów po prostu śmieszy, ale niektóre z nich są krytyczne jak strefy walki wrogów. Liczę tutaj na twórców że szybko ogarną temat.

Dosyć wcześnie udało mi się zdobyć bardzo fajny pancerz, który służyć mi będzie do końca gry i który jest hmm. pancerzem N7 w Greedfall, wiecie tą zbroją docelową dla De Sardet. Bardzo mi się podobał wygląd pancerzy i uzbrojenia, ale nie ma tego dużo. Gra nie zarzuca nas lootem, większość wrogów ma podobny drop (trochę głupio jakby żołdak sypał diamentami) więc nie obłowimy się w sprzęt i Greedfall tutaj wyraźnie stawia na unikatowy, wysokiej jakości sprzęt, który zdobędziemy za zrobienie jakiegoś wyzwania stawianego przez grę – zabicie Nadaig lub wykonanie ciągu zadań pobocznych.

Oprócz trzech głównych frakcji współpracujemy także z dwiema organizacjami najemników którzy pracują dla każdego – Coin Guards, czyli najemni żołnierze oraz Nautowie, którzy jako jedyni znają sekrety nawigacji i zajmują się wszystkim, co związane z morzem.

Pominę temat błędów graficznych, bo one bardziej mnie śmieszyły niż przeszkadzały – czasami tekstura bohatera w trakcie rozmowy ładowała się gdzieś obok, innym razem głowa Nadaig zaczynała latać w niekontrolowany sposób. Rozumiecie? Takich rzeczy jest tutaj sporo, ale da się to ogarnąć patchem. Narzekano także w innych recenzjach na sztywne poruszanie oraz mimikę twarzy. Rzeczywiście, to nie jest poziom Red Dead Redemption 2, ale to nie jest też gra AAA i ludzie czepiają się dla zasady. Inna sprawa, to nieprzekraczalne krzaki – niektóre krzaki możemy przechodzić bez problemu, innym razem stanowią barierę nie do przejścia. Sprawia to, że nie możemy np. spaść z półki i się zabić, ale jednocześnie zakraść się do wroga bokiem, chyba że twórcy wyraźnie to przewidzieli w danej sytuacji.

Na szczęście nie musimy rozwijać towarzyszy – od początku do końca jest im przypisana rola. I bardzo dobrze, nie zrobisz z najemnika Kurta kolejnego maga do drużyny

Parę jednak rozwiązań zasługuje na medal z wyróżnieniem. Po pierwsze, podczas ładowania gry przebywamy w niewielkim hubie – małym obozie gdzie jest kupiec, wszyscy towarzysze, stół do tworzenia przedmiotów itp. Słowem – możemy spokojnie się przygotowywać do zwiedzania wyspy bez marnowania czasu między misjami, a w trakcie ładowania map (a podróżujemy wiele). Dziwne jest, że nikt na to nie wpadł wcześniej. Pancerze jak już mówiłem są śliczne, ale dzięki ich ulepszeniom jeszcze bardziej będziemy mogli je ozdobić, dzięki czemu wszelkie ozdoby są także funkcjonalne. Działa to po prostu super, a ulepszeń nie ma dużo – właściwie skupiamy się na jednym z trzech ulepszeń w każdym miejscu, które może być dalej ulepszone względem naszego poziomu rzemiosła.

Kolejny lewitujący zwierzak. W pewnym momencie da się przyzwyczaić.

Rozwój postaci także został sprytnie przemyślany. Mamy trzy zakładki. W pierwszej z nich są umiejętności wpływające na naszą biegłość walki i to od nas zależy czy jesteśmy mistrzem miecza i tylko nim, czy też gościem od wszystkiego, jack of all trades. Druga zakładka to statystyki podnoszące nasze pasywne cyferki jak punkty obrażeń w zwarciu i pozwalające nam nosić lepszy sprzęt, czyli standardowo siła, wytrzymałość, zręczność itp. Trzecie drzewko służy do eksploracji i dodatkowych elementów pomagających w grze. Charyzma przyda się zawsze i bardzo łatwo mieć ją pełną już na wczesnym etapie gry, co jest logiczne bo De Sardet to szlachcic będący wyszkolonym dyplomatą. To by było bez sensu gdyby przez całą grę był aspołecznym kretynem. Dodatkowo intuicja, nauka czy rzemiosło dają nam wyraźnie określone bonusy oraz czasem przydają się w trakcie gry – nauka np. pozwoli nam wykorzystać granat do rozwalenia ściany, a intuicja pomoże przy przechytrzeniu wroga. Rozwój postaci jest transparentny i sensowny, bardzo dobrze przemyślany i po prostu warto nad nim się zastanowić, a jednocześnie wszystko tutaj ma sens i nie ma durnych statystyk i perków które nie wiadomo do czego się przydadzą. Masz pomysł na swoją postać, tutaj go zrealizujesz.

De Sardet, czyli bohater którego polubiłem. Jest wykształcony i przygotowany do stawiania czoła zagrożeniom, a nie kolejny bezimienny from zero to hero. Nowy Shepard? Lubię te porównanie.

O towarzyszach nie będę pisać – uwielbiam ich i pisałem o tym w poradniku – Towarzysze w Greedfall. Kolejny tekst na 2000 słów. Możecie traktować go jako część tej recenzji.

Czy to początek kariery nowego Wiedźmina?

Mimo braku rewelacji i ucinania punktów za niedociągnięcia, to Greedfall zapamiętam i prawdopodobnie przejdę parę razy. Może nie tak jak Tyranny – jedyna gra którą przeszedłem dwa razy pod rząd, ale i tak zostanie ze mną w pamięci i będę miło wspominać. Jeżeli, tak jak dla mnie, liczy się dla was jakość fabuły, historii, narracji oraz świata, to zakochacie się w Greedfall. Jeżeli należycie do typów, którzy przewijają filmiki, to raczej gra nie przypadnie wam do gustu. Sam gameplay jest dosyć średni, ale fabularnie Greedfall masakruje większość nowych gier AAA. Jeżeli Spider, czyli twórcy, zarobią dość funduszy, to możemy w przyszłości spodziewać się kariery jak z Wiedźminem, gdzie pierwsza część była raczej niedopracowana, ale cudowna fabularnie, a ostatnia zapisała się na stałe w kulturze graczy. Bardzo chciałbym, żeby Greedfall stał się takim kolejnym Wiedźminem. Świat wykreowany przez twórców ma na to potencjał.

Podsumowanie

Dobra gra fabularna z problemami technicznymi. Seria ma jednak potencjał na coś wielkiego.
Ocena Końcowa 7.0
Pros
- świetny wątek fabularny
- zadania poboczne są połączone z główną osią fabularną
- De Sardet to nowy Shepard
- Teer Fradee wygląda pięknie
- świetnie i płynnie działa na Playstation 4 Pro
- fantastyczny klimat gry
- dobrze poprowadzona fabuła, czujemy na każdym kroku, że jako legat Konfederacji Kupieckiej, ciąży na nas odpowiedzialność i częściej będziemy rozmawiać, niż walczyć
- system obozu podczas ładowania gry
- świetny i funkcjonalny system ulepszania przedmiotów, który także wpływa na wygląd 🙂
- towarzysze których polubiłem, więcej w poradniku dotyczącym towarzyszy
Cons
- dziesiątki błędów graficznych oraz technicznych
- strefy bojowe wrogów - kiedy odejdziesz parę metrów od przeciwnika, ten się resetuje i regeneruje wszystkie punkty życia. Mi to przeszkadzało tylko parę razy, ale gdybym grał postacią dystansową to chyba bym rzucił tą grę w kąt.
- hitboxy - zrobisz unik, a i tak ciebie trafi
- prosta nawet na exteme
- bardzo nieintuicyjne sterowanie

1 komentarz

  1. Robert Stogniew
    25 września 2019
    Odpowiedz

    Grafika do mnie trafia 😀 Jak i to, że z sensem można rozwinąć swoją postać 🙂

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Monster Hunter: World - Vaal Hazak - Jak pokonać bossa?
Następny The Surge 2 - Poradnik dla początkujących