Głosy są najgorsze. Szepty nachodzą ze wszystkich stron. Czasem są miłe i starają się nam pomóc. Częściej jednak z nas drwią, szydzą, rzucają błędne podpowiedzi. Najgorzej kiedy wszyscy o tobie zapominają. Ojciec zamyka cię w domu i oskarża o plagę która zniszczyła wioskę. Matka popełniła samobójstwo. Rodzina nie chce cię wypuścić z pokoju, boją się że ciemność skrzywdzi innych mieszkańców. A jedyna osoba która tobie ufała zostaje zamordowana podczas ataku wikingów. I w twojej głowie pojawia się nowy głos, głos twojego ukochanego, który chciał ci pomóc. I wiesz co trzeba zrobić – pójść do piekła i wyrwać duszę ukochanego z rąk Hel – bogini śmierci. Taka przygoda czeka Senuę z gry Hellblade: Senua’s Sacrifice.
Ta choroba to nie żarty
Senua jest poważnie chora i wyrusza do piekła aby uratować swojego ukochanego. To właśnie fabuła oraz klimat jest największym, potężnym atutem gry Hellblade: Senua’s Sacrifice. Tak naprawdę, od początku nie wiemy co jest prawdziwe, a co jest wymysłem umysłu chorej bohaterki. Czy wrogowie z którymi walczymy są prawdziwi, czy są to postacie z wojen w których brała udział Senua? Czy są to omamy, a my tak naprawdę walczymy z duchami przeszłości? A może cała gra jest tylko wizją chorego umysłu? Musicie wiedzieć, że aby opanować swoje demony, Senua przebyła trening wojownika i została jedną z mieczniczek ojca jej ukochanego. Dzięki temu mogła panować nad ciemnością w niej mieszkającą. Ciemnością, która teraz powraca.
I to właśnie jest najważniejsze w tej grze. Klimat jest potężny, głosy z głowy bohaterki na bieżąco starają się nam pomóc lub z nas szydzą. Jeden z nich jest narratorem całej gry. Najciekawsze jest to że gra nie ma żadnego interfejsu. Nie pomaga też w żaden sposób, nie ma tutaj żadnych komunikatów w stylu „wciśnij spacje żeby przeskoczyć nad kłodą”. Jak sam na to nie wpadniesz to będziesz sobie przy tej kłodzie stać, a twoje głosy będą z ciebie się śmiać. I to także bardzo duża zaleta gry – jej poziom i to że nie trzyma za rączkę. Horror osoby chorej na psychozę przeżywamy w tej niecodziennej przygodzie.
Hellblade: Senua’s Sacrifice to walka z duchami przeszłości
O fabule powiedziałem wystarczająco dużo. Wystarczy wam wiedzieć, że niczym w starym, dobrym Dark Souls, nic tutaj nie jest jasne i większość części układanki musimy sami połączyć. To co najbardziej mi się podoba, jeżeli chodzi o przebieg rozgrywki w Hellblade: Senua’s Sacrifice, to walki. Są proste w swoim przebiegu, ale bardzo wymagające. Z uwagi na brak interfejsu, nie ma tutaj wskaźników punktów życia, mapy oraz znaczników tego gdzie znajduje się wróg.
A więc co możemy zrobić kiedy ktoś atakuje nas po za naszym wąskim polem widzenia? To bardzo proste, w większości przypadków to właśnie nasze głosy powiedzą że ktoś nas atakuje od tyłu. Możemy w takim przypadku spróbować zrobić blok lub unik. Blok jest bardziej wskazany, ponieważ zastosowany w odpowiednim momencie daje nam możliwość wyprowadzenia potężnej kontry. Znajdzie się jednak paru wrogów których blokowanie nic nam nie da – są to berserkerzy oraz wojownicy z tarczą. Blokowanie ich uderzeń nic nam nie da, ponieważ pierwszy posiada zbyt potężny atak abyśmy mogli go skutecznie zablokować, a drugi kryje się za tarczą i tylko flankowanie lub użycie lustra pomoże nam na przełamanie jego obrony.
Lustro to jedyna specjalna zdolność jaką posiadamy. Dzięki wykorzystaniu skupienia które ładujemy w trakcie walki, czas spowalnia, wrogowie tracą swoją tajemniczą obronę, a Senua wyprowadza potężne ataki. Nieodzowna zdolność przy walce z niektórymi wrogami, przy całej reszcie może nam uratować życie, zwłaszcza jeżeli zostaniemy otoczeni i nie będziemy w stanie wyprowadzać bloków.
Gra daje nam olbrzymie pole do popisów, a walki są satysfakcjonujące oraz mimo swojej prostoty, dają możliwości na rozwój i udoskonalanie swojej strategii. Już teraz, pod koniec gry, nie mam problemu z idealnym blokowaniem ataków wrogów atakujących zza pleców. Wiem już po jakim czasie od ostrzeżenia głosów nastąpi atak i prawie zawsze idealnie trafiam z blokiem, tworząc prawdziwy taniec śmierci ze swoimi wrogami i tarczę niemożliwą do przebicia. Niestety, system walki zasługuje na więcej niż jemu dano w Hellblade: Senua’s Sacrifice.
Tylko w słuchawkach i w ciemnym pomieszczeniu
W tą grę wolno grać tylko w słuchawkach. To znaczy nie musicie, ale to tak samo jakby grać bez monitora. Bez sensu. Gra jest wspaniale udźwiękowiona i ma doskonałą narrację, doskonale wykorzystującą technologie dźwięku przestrzennego. Właściciele słuchawek z wyższej półki będą zachwyceni, ponieważ drużyna z Ninja Theory wykonała fantastyczną robotę z udźwiękowieniem. Ciągłe szepty, krzyki, przejścia, ale i dźwięki terenów w których dzieje się akcja, odgłosy deszczu czy trzeszczących desek pod nogami. Uff, gra jest pięknie wyreżyserowana, ma wspaniałą scenografię oraz doskonałe udźwiękowienie.
Grafika ma swoje błędne chwile, znalazłem parę błędów, na przykład przechodzenie przez niewidzialne drzwi, jednak były to sporadyczne przypadki i nic co zakłóciło moje doznania płynące z kosztowania Hellblade: Senua’s Sacrifice. Na zbliżeniach w trakcie gry widać rozmazane tekstury (gram na ultra przy rozdzielczości Full HD), co bardzo mocno kontrastowało z wyjątkową szczegółowością postaci oraz samej bohaterki. Ale zbliżeń przez całą grę było dosłownie kilka, więc nie powinno to rzutować na całość doznań graficznych.
Gra świateł i cieni jest ekstremalnie ważna w Hellblade: Senua’s Sacrifice. Na początku dodaje tajemniczości, pod koniec gry, w jednej misji oraz wspomnieniu, jest to ważny element który może nas zabić. No właśnie – śmierć Senui była tematem wielu dyskusji. Powiem szczerze że nie zainteresowałem się tematem, jednak słyszałem iż jest to ściema od producentów. Nieistotne z mojego punktu widzenia, ponieważ przez całą grę umarłem dosłownie 6 razy. I widać było że skażenie, które jest wyznacznikiem pozostałych liczby śmierci postępuje. Nie przejmuję się tym. Przy walce z Fenrirem, najtrudniejszym do tej pory przeciwniku, zmarłem tylko raz i to prawdopodobnie przez błąd gry. W każdym razie nie wiedziałem co źle zrobiłem, a śmierć została zaliczona. Za drugim podejściem pokonałem wroga bez ani jednego zaliczonego przez niego trafienia.
Gra na 10 godzin
Prawdziwym mankamentem gry jest jej długość. Tylko dziesięć godzin gry, to za mało nawet na tak ambitną i dopieszczoną pozycję. Ale czy na pewno dopieszczoną? Sporo czasu zajmowało mi słuchanie dialogów i stanie w miejscu (mogłem je ignorować i biec dalej). Często po walce z bossem lub ważnym wydarzeniu, należało cofać się po swoich krokach znowu zwiedzając puste lokalizacje lub po niewielkiej metamorfozie, ale jednak puste.
Sporo czasu zajęło mi rozwiązywanie niektórych zagadek, które na dłuższą metę były bardzo męczące i po prostu zapychały czas. Nie były one trudne, bardzo często polegały na np. dopasowaniu cienia w taki sposób aby stworzono odpowiedni znak runiczny potrzebny do otwarcia drzwi. Pierwsze zagadki tego typu zachwycały mnie swoją oryginalnością i wykorzystaniem obszarów, ale potem było coraz gorzej. Tak naprawdę ciągle powtarzały się dwa schematy – runiczne drzwi i dopasowywanie elementów terenów do odpowiednich symboli oraz bramy wymiarów które poprzez patrzenie przez nie powodowały zmiany w rzeczywistości.
Wcześniej wspomniani bossowie to najmilszy element gry. Nie ma ich dużo i nie są oni specjalnie trudni, pierwszy z którym się biłem wymagał ode mnie idealnego blokowania, co udało mi się opanować wcześniej. Drugi to zwykłe uniki, pokonałem go bez stresu. Trzeci, wspomniany już Fenrir był najtrudniejszy i najstraszniejszy jak do tej pory. Jednak i jego udało mi się pokonać już za drugim razem. Walka była trudna, ale po setkach godzin w Dark Souls wyrobiłem u siebie nawyk cierpliwości i atakowanie tylko wtedy kiedy wiem że trafię.
Wiem że w założeniach gra miała być bardzo tunelowa, ale mi to bardzo przeszkadzało. Piękne tereny pełne niewidzialnych ścian oraz płotków których nie można przeskoczyć. Bolało, zwłaszcza że naprawdę obszary robią wrażenie. Szkoda że są tylko tłem dla naszych ściśle określonych ścieżek. Możemy wybrać tylko kolejność wykonywanych niektórych etapów, ale na końcu i tak robimy je wszystkie.
Podsumowanie
Ciężko mi podsumować recenzję. Z jednej strony otrzymałem fantastyczną przygodę z doskonałym systemem walki. Z drugiej otrzymałem grę za krótką oraz sztucznie wydłużaną zbędnymi animacjami. Do tego nie pozwalała nam w żaden sposób na alternatywne ukończenie naszych przygód. Zawsze była jedyna droga. Ostateczna walka też była porażką. Nie powiem o co w niej chodziło, osoby które grały na pewno wiedzą. Powiem tylko że zanim załapałem o co chodzi, pokonałem ponad 200 wrogów i walczyłem prawie 30 minut. Nie powiem, byłem wściekły i nie czułem żadnego super epika którym niby cechowało się zakończenie gry.
Hellblade: Senua’s Sacrifice jest grą piękną oraz wspaniale brzmiącą, ale posiada swoje wady które nie każdemu pozostawią miłe wspomnienia.
Dziękujemy producentowi gry – Ninja Theory – za udostępnienie gry do recenzji
Podsumowanie
Pros
- prosty i dający satysfakcję system walki
- grafika oraz gra świateł i cieni
- intrygująca i ciężka do zrozumienia historia
Cons
- parę błędów nawet parę lat po premierze
- słabe zakończenie