Witajcie 🙂 dzisiaj dla odmiany ja przygotowałam dla Was recenzję filmu. I dla odmiany nie będzie to żaden film fantastyczny a komedia romantyczna osadzona w typowo świątecznym klimacie. Dlaczego, tak? Po prostu najzwyczajniej w świecie zapragnęłam pójść ze swoją rodzicielką do kina i obie gustujemy również w takich filmach. Mam nadzieję, że nasz blog czytają osoby również od czasu do czasu oglądające komedie romantyczne i nikt się nie obrazi.
Na pierwszych dwóch częściach również byłam w kinie, na jednej z mamą, na drugą zaś zaciągnęłam Adriana i o dziwo nie stawiał się za mocno. Mowa tutaj oczywiście o filmie Listy do M., który ma dwuznaczny tytuł bo nie chodzi tylko o listy do Mikołaja, ale też do Melchiora. Kto oglądał początki ten wie. Seanse filmu zwykle zaczynają się w kinach przed okresem świątecznym, kiedy to powoli na sklepowe półki wkraczają świąteczne słodycze, gotowe propozycje prezentowe a wnętrza sklepów wypełnia kolęda „Last Christmas”. Wtedy też wielu ludzi parzy sobie aromatyczne herbatki, zapala woski zapachowe, bądź świeczki o aromacie jabłka z cynamonem, szarlotki, czy też świątecznych pierniczków. I taki też jest ten film. Jest jak ciepły kocyk, wystające spod niego nogi ubrane w ciepłe, świąteczne skarpety konieczne z puszkiem, oraz zapach korzennych przypraw.
Na święta musi być rodzina i psia dupa.
Wybierając się na seans zastanawiałam się, czy ta część przegoni swojego poprzednika, czy też zostanie daleko w tyle. Powiem Wam, że nie zawiodła mnie, była nieco lepsza od poprzedniej. Pierwsze skrzypce gra Mikołaj Melchior, współczesny casanova, niepoprawny podrywacz i śmieszek, to chyba jego perypetie najbardziej mnie śmieszyły. Jak co roku zresztą. Melchior był Mikołajem najbardziej olewającym swój fach, ale jako rodzic nie zawiódł. Jego syn wraz z nim byli bardzo wiarygodni. Przeszli razem kawał drogi w celu poszukiwań jednego z członków rodziny, ale jakiego to już dowiecie się sami.
Tradycji stała się zadość
Dokładnie tak samo jak i w poprzednich częściach akcja filmu rozgrywa się w Wigilię Bożego Narodzenia, co wprawia w bardzo świąteczny nastrój i dało się poczuć, że to już niedługo. Podobnie rzecz ma się ze stacją radiową oraz galerią handlową, to również jest to samo. Ale drugiej takiej samej miłości nie zaznacie.
All I want for Christmas is You!
Akcja w filmie opiera się na poszukiwaniu miłości i rodzinnego ciepła bo przecież nikt nie może być sam w takim wyjątkowym dniu. Nie ważne są drogie prezenty, ale bliskość najukochańszych nam osób. Film pokazuje, że żadne błyskotki ani najdroższe na świecie sukienki nie dadzą nam tego co rodzina, na którą możemy liczyć. Według mnie ta część była chyba najbardziej wzruszająca ze wszystkich. Ja również uroniłam łzę i to wcale nie na scenie zakochania się, tylko jak na mnie przystało wtedy gdy bezdomny psiak ze schroniska dostał wspaniały dom. Na święta również psiej mordce zmienił się cały świat.
Kilkakrotnie podczas seansu bardziej wrażliwsi ludzie mogli się rozczulić, ze względu na to, że w filmie było bardzo dużo uczuć, empatii, śmiechu i serdeczności, takiej ludzkiej serdeczności. Nie obeszło się bez drobnych smuteczków, ale i one zostały szybko zażegnane. Widząc pary śmigające wspólnie na łyżwach po błyszczącej lodowej tafli w centrum Warszawy aż buzia się uśmiechała. Z jednej strony fajnie, z drugiej to jest bardzo idealny obraz świąt i trzeba mieć świadomość, że nie wszyscy w tak bajeczny sposób te święta spędzają.
Jeśli zaś chodzi o jakieś niedociągnięcia to niestety ciężko było się ich doszukać. Przenikało się tą atmosferą z filmu i ona skutecznie zasłaniała te niedoskonałości. Jak mam się do czegoś przyczepić to może jedynie do żartu na temat raka mózgu, do którego inspiracją była zapewne moda na takie żarciki obecna w internecie. Uważam, że to nie dobry temat do żartowania no, ale to może ja jestem sztywna.
Podsumowanie
Film Listy do M. mnie nie zawiódł, oczekiwałam miłosnych wątków, świątecznej atmosfery, wzruszeń oraz śmiechu i to też otrzymałam. Film jest serdeczny, życzliwy, bardzo przyjazny. Wątek o psiakach również na duży plus, pokazuje, że warto zabrać czworonoga ze schroniska, bo wtedy Wasz świat się nie zmieni, za to zmienicie świat tego psiaka. Ścieżka dźwiękowa też była w porządku, film bardzo barwny, kolorowy, bajeczny. Szczerze polecam parom, całym rodzinom bo jest odpowiedni nawet dla młodszych widzów. Merry Christmas!
Listy do M. to bardzo dobra komedia romantyczna!
Listy do M – bez tego nie ma polskich świat! :d
Kevin XXI Wieku 🙂