Lords of the Fallen to kolejna próba polskiego studia CI Games na stworzenie własnej gry soulslike. Pierwsza część gry wydana w 2014 roku nie zdobyła większej popularności, chociaż mi osobiście całkiem się podobała. Jak prezentuje się druga część? Zapraszam do recenzji!
Historia kontynuacji dzieje się około 1000 lat po wydarzeniach z oryginału Lords of the Fallen. Potężny pokonany bóg wraca do świata, w którym dzieje się akcja gry, by powtórnie spróbować go zdominować. My wcielamy się w tak zwanego Powiernika Latarni, który będzie posiadał specjalną moc przechodzenia między światem naszym, a tak zwanym Umbralem, będącym wykrzywioną kopią tego co widzimy. Na przestrzeni kolejnych etapów osadzonych w całkiem sporym, półotwartym świecie przypominającym swoją konstrukcją ten z oryginalnego Dark Souls lub Sekiro: Shadow Die Twice będziemy powoli zbliżać się do jednego z trzech zakończeń, i to od nas zależy, czy uratujemy nasz świat, czy też doprowadzimy go do zagłady.
Sama rozgrywka w Lords of the Fallen praktycznie niczym się nie różni od większości gier tego typu. Będziemy podróżować naszym bohaterem sterowanym dzięki kamerze osadzonej w trzeciej osobie, będziemy zdobywać coraz lepszy sprzęt, a także dusze, a właściwie żywotność, bo tak się tutaj nazywają dusze, pewnie po to, żeby graczom myliły się z punktami życia bohatera. Będziemy docierać do kolejnych bossów, pokonywać ich, robić z nich lepszą broń, ulepszać nasze uzbrojenie i szukać sekretów. Nic tutaj nie ma odkrywczego, przynajmniej do momentu, kiedy nie wspomnimy o Umbralu, który jest fantastyczną mechaniką. Za pomocą lampy możemy dowolnie podświetlać wszystko co jest przed nami, dzięki czemu odnajdziemy sekrety i tajne przejścia, a także będziemy mogli popełnić samobójstwo, by przejść w pełni do Umbralu. Będąc tam zobaczymy ten sam świat, ale z drobnymi różnicami.
W Umbralu znikną jeziora i mogą pojawić się nowe przejścia. Kraty, które znajdowały się w świecie rzeczywistym znikną, a obok pojawi się drabina, której wcześniej nie było. Co ciekawe, w Umbralu zdobywamy więcej doświadczenia, ale niestety widzimy też różnego rodzaju majaki, które pojawiają się wokół nas. Dlaczego mówię niestety? Bo część z nich może ożyć i nas zaatakować, w ten sposób jesteśmy ciągle atakowani w Umbralu – czy to przez słabe zombie czy też przez potężniejsze stworzenia. Będąc tam zbyt długo jednak pojawi się tajemniczy czerwony upiór, który w chwilę nas pokona. Podobno da się go zabić, bo pisaliśmy o tym nawet w naszym poradniku osiągnięć, jednak jak to zrobić, jeszcze nie wiem. W Umbralu znajdziemy nie tylko zagładę oraz nowych przeciwników, ale także ukryte tam przedmioty, więc działa tutaj mechanika zagrożenia i nagrody. Gra nie raz wymusi na nas dłuższe przebywanie w tym niegościnnym miejscu, jednak będzie warto to zrobić. Tylko pamiętajmy, by nie dać się wrogom.
Sama walka w Lords of the Fallen jest bardzo nierówna. Walka jest siarczysta i daje satysfakcje. Ciosy są solidne i czuć każde uderzenie, niestety mam problem z punktami życia wrogów. Otóż te się zmieniają między lokacjami i ten sam wróg nawet za drzwiami w jakimś budynku jest w stanie posiadać znacznie więcej punktów życia niż wróg z pokoju wcześniej. Problem robi się poważny, kiedy trafimy na bossów. Niezależnie od buildu i używanych wzmocnień, zawsze miałem wrażenie, że zadaję im stanowczo za mało obrażeń lub też posiadają za dużo punktów życia. Apogeum nastało przy wrogu o nazwie Uciszony Święty, który nie dość, że przez sporą część walki jeździł nieśmiertelny na koniu, to na dodatek zadawał nam spore obrażenia każdym ciosem i sam otrzymywał znikome. Nie wiem czy to kwestia bugu, czy tak miało być. Lords of the Fallen posiada wiele błędów, które są regularnie aktualizowane i możliwe, że w tym przypadku istnieje jakiś problem ze skalowaniem lub odpornościami.
Oczywiście nie tylko punkty życia są problemem, ale też tradycyjnie praca kamery. Ta niejednokrotnie zawiesi się w jakimś kącie lub też zacznie przeskakiwać na innego wroga, niż ten którego próbujemy namierzyć. Dobrze to widać na wspomnianym wcześniej Uciszonym Świętym. Jeden z ataków tego wroga sprawia, że ten znika, by chwilę później zaatakować nas gdzieś z flanki. Twórcy chcieli nam ułatwić trochę życie i kamera się trochę oddala, ale nigdy w taki sposób, byśmy widzieli wroga. Tym samym to oddalenie jeszcze bardziej wybija z rytmu walki, niż pomaga uniknąć potężnego ataku. Kolejnym aspektem jest doskakiwanie do wrogów przy ataku. Podobnie mają przeciwnicy, przy każdym ataku postać lekko dokleja się do wroga, co ma prawdopodobnie ułatwić trafianie. Kiedy jednak dodamy do tego liczne jumping puzzle i potrzebę walki na krawędziach, gdzie nie ma żadnego zabezpieczenia przed spadkiem podczas ataku, to w praktyce niejednokrotnie spadamy w przepaść przy walce z wrogiem będącym na krawędzi. Dlatego też w takich sytuacjach po prostu uciekamy w drugą stronę i staramy się walczyć w bardziej bezpiecznym miejscu.
Nasz bohater będzie w stanie nauczyć się wielu zaklęć, które łatwo się rozwija wraz z umiejętnościami bardziej związanymi z walką fizyczną. Do tego przychodzi cały pakiet granatów czy też broni dystansowej, które mają zapełnić lukę ataku z odległości dla postaci skupiających się na rozwoju tylko walki wręcz. Możemy wybrać, czy chcemy użyć takiego granatu, łuku czy też przedmiotu pozwalającego na rzucanie zaklęć. Te są podzielone na zaklęcia światła oraz piekła, czyli mamy dostęp do dobrej i złej magii, związanej z Umbralem. Łatwo jest rozwinąć bohatera tak, by mógł jednocześnie korzystać z jakiejś formy magii oraz skutecznie walczyć w zwarciu. Liczba buildów w Lords of the Fallen jest dzięki temu znakomita i chętnie sięgamy po nowe umiejętności oraz bronie.
Graficznie Lords of the Fallen prezentuje się bardzo ładnie. Artyzm gry oparty na różnego rodzaju mrocznych krzyżowcach, pokutowaniu czy też innych religijnych aspektach ładnie się zgrywa z iście Lovecraftowym szaleństwem ukrytym za Umbralem. Do tego design pancerzy da dużo frajdy dla osób lubiących się bawić wyglądem naszego dzielnego powiernika latarni. Gra działa też znacznie stabilniej niż na premierę, chociaż dalej miejscami pojawiają się błędy oraz spadki płynności animacji. Problemem są też kwestie online, które zostały rozwiązane w dziwny sposób. Próbowałem grać pvp, ale za każdym razem miałem duże lagi lub też przeciwny gracz wychodził z gry, a podczas rozgrywek pve, zamiast przywołać mnie bezpośrednio do walki z bossem, to lądowałem w otwartym świecie, gdzie mogłem jedynie biegać za przywołującym graczem. Musicie też wiedzieć, że grając w pve jesteśmy nagradzani tylko za zabijanie bossa, więc takie przywołania są bez większego sensu.
Lords of the Fallen to przyzwoity tytuł, który niestety nie jest tym, czym miał być. Gra jest dobra, ale sporo elementów tutaj psuje nam zabawę i działa odpychająco. Dlaczego twórcy dali nam możliwość rozwijania postaci oraz doboru ekwipunku, skoro wrogowie i tak za chwilę będą potężniejsi, a my wcale nie odczuwamy wzrostu siły? Czemu nie zostało to poprowadzone tak jak w Sekiro: Shadow die Twice, gdzie nie mieliśmy ekwipunku, a jedynie różnego rodzaju wzmocnienia i narzędzia ułatwiające grę? Nie wiem i powiem otwarcie nie podoba mi się to. Tak czy inaczej później robi się jeszcze gorzej bo wrogowie, którzy byli bossami nagle stają się dodatkami do innych bossów więc nieraz walczymy podczas takich potyczek z kilkoma innymi wrogami, a nawet jeżeli zbijemy już jakiegoś trudnego bossa po długiej i męczącej walce, to może się okazać, że ma drugą fazę. Za dużo czasu spędzamy na powtarzanych walkach. Lords of the Fallen mogę polecić zatwardziałym fanom gier typu soulslike i raczej nikomu więcej. Gra jest bardzo trudna i to w ten nieuczciwy sposób, kiedy to zwykli wrogowie robią się szybciej potężniejsi, niż jest w stanie rozwinąć się nasz bohater.
Podsumowanie
Pros
- System dwóch światów zdaje rezultat
- Świetny artyzm gry
- Spora różnorodność buildów
- Dobrze zaprojektowane mapy
Cons
- Doskakiwanie przy ataku
- Słaba praca kamery
- Bezużyteczne mechanizmy gry online