Zapomniana świątynia czeka na dzielnych archeologów, którzy odkryją jej skarby i jako pierwsi wkroczą do tajemniczej komory grobowej faraona. Te i inne atrakcje zapewni Wam Luxor. Zapraszam do recenzji.
Queen Games to już jakoś sama w sobie. Ich gry są zawsze warte uwagi. Ich tytuły często są przeznaczone dla całych rodzin, ale i zaawansowani gracze zawsze znajdą tam coś dla siebie. Nie inaczej jest z grą Luxor, która w Polsce ukazała się dzięki wydawnictwu Piatnik. Wcale się temu nie dziwię, bo Luxor dostał nominację do prestiżowej nagrody Spiel des Jahres, których nie dostaje się za nic. W grze wcielamy się w rolę archeologów, którzy wchodzą do tajemniczego grobowca po skarby, chwałę i punkty zwycięstwa. Podczas eksploracji znajdziemy skarby, z których będziemy składać zestawy, zwiększymy liczbę naszych ludzi uczestniczących w ekspedycji, a wszystko, to pędząc do środka planszy, żeby odkryć sekret faraona. Bo w tym wyścigu uczestniczy maksymalnie czterech graczy, a każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony i być pierwszym, który postawi swoją stopę w grobowcu faraona.
Jakie zostać dobrym archeologiem?
Stajemy u progu niezbadanej dotąd starożytnej świątyni pełnej skarbów, a naszym celem będzie dotarcie do samego centrum i zdobycie po drodze jak największej ilości skarbów. Na start dostajemy dwóch dzielnych archeologów, ale w trakcie rozgrywki nasza wesoła kompania będzie liczyła maksymalnie pięciu śmiałków.
Każdy z graczy ma na ręku pięć kart, ale najbardziej interesują nas te znajdujące się na skraju prawej i lewej strony. Nie możemy ich tasować czy zmieniać ustalonej kolejności. W swojej turze wybieramy, więc jedną z dwóch dostępnych opcji i zagrywamy kartę, która porusza naszego archeologa o wskazaną liczbę pól. Możliwości są różne, czasami zadecyduje o tym kostka, czasami dostaniemy wybór, o ile pól się ruszymy, a nawet będziemy mogli się cofać po planszy. Pole, na którym się zatrzymamy odpala przypisaną do niego akcję.
Najpopularniejsze są kafle skarbów, które mają specjalne wymagania co do ilości pionków stojących na danym polu. Jeżeli je spełniamy to taki kafelek jest nasz. Żółte kafle Horusa pozwalają na zdobycie klucza, potrzebnego przy wejściu do centralnej komory lub otrzymanie specjalnej karty ruchu z nowymi, ciekawymi zagraniami. Fioletowe kafle świątynne to trochę loteria. Możemy dostać nowe karty, żetony skarabeusza dostarczające masę punktów, jokery zastępujące skarby w momencie końcowego punktowania lub znajdujemy ukrytą drogę na skróty. Są jeszcze kafelki Ozyrysa, które po wejściu pozwalają na dalszy ruch naszego archeologa.
Każda nowa karta, którą zdobywamy ląduje na samym środku naszego wachlarza z kart. Dzięki temu, wiemy, jakie możliwości będziemy mieć w przyszłych rundach, więc możemy sobie z wyprzedzeniem planować nasze poczynania.
Pierwszy gracz, który umieści swojego archeologa w centralnej komorze zdobywa dodatkowe punkty. Drugi pionek, który tam dotrze wyznacza koniec gry. Wtedy kończymy rundę, podliczamy punkty i wyłaniamy najlepszego łowcę skarbów.
Wykonanie
Pudełko skrywa sporą ilość dobrze wykonanych elementów. Kafle są ładne i solidne, zrobione z porządnej tektury, więc nie powinny się za szybko zniszczyć. Gra prezentuje się na stole całkiem ładnie i zachęca do zagrania. Spotkałem się z zarzutem, że ilustracje mogłyby być bardziej różnorodne, ale nie przeszkadza to zupełnie w rozgrywce. Najważniejsze, że wszystkie ważne informacje są czytelne i dobrze widoczne. Nie podoba mi się zmiana nazewnictwa starego, poczciwego kafelka na tafelek. Ciężko mi się było przestawić na taki zwrot, a że mechanicznie czy klimatycznie nie ma żadnego znaczenia po prostu to zignorowałem.
Jak się grało?
Luxor to gra, przy której świetnie będą się bawić całe rodziny. Wytrawni planszówkowicze, którzy zjadają ciężkie eurasy na śniadanie również wyniosą z tej gry sporą dozę radochy i przyjemności. Ilość elementów, która nas atakuje po otwarciu pudełka jest oszałamiającą. Lubię, gdy pudełko, które kupuję jest wypchane elementami, a nie pustym powietrzem. Sama rozgrywka jest bardzo prosta, chociaż dzięki kilku sprytnie zaprojektowanym rozwiązaniom oferuje sporo niełatwych i ciekawych decyzji do podjęcia.
Luxor to nic innego jak wyścig z innymi graczami w starożytnym grobowcu. Pomiędzy stojakiem z mumią i jakąś starą wazą leżą sobie kafelki skarbów, na których bardzo nam zależy. W ogólne modularna plansza to strzał w dziesiątkę, ponieważ każda partia zaoferuje nam nieco inny układ, a co za tym idzie większą regrywalność i żywotność tytułu. Emocjonujący i wymagający dobrego planowania jest także mechanizm zdobywania samych skarbów. Kafle mają swoje wymagania w liczbie pionków, potrzebnych na ich wydobycia, a jedynek nie ma wcale aż tak dużo. Często przeciwnik z uśmiechem na ustach dołączy na nasze upatrzone pole i sprzątnie nam płytkę sprzed nosa. Nasz misterny plan układany przez dwie rundy nagle pada i musimy biec dalej, bo nie ma tu wiele czasu na rozpamiętywanie, a inne miejsca czekają na zbadanie.
Samo zagrywanie kart to najfajniejsza część Luxora. Mamy do dyspozycji tylko skrajne karty na ręce, więc nasze możliwości są trochę ograniczone, ale widzimy też co dojdzie nam w kolejnych ruchach. Dzięki temu prosta gra rodzinna dostaje trochę głębi i opcji na planowanie. Na kartach znajdują się też różne symbole, więc musimy trochę pokombinować, kiedy i którym pionkiem chcemy się poruszyć.
Na starcie dostajemy dwóch dzielnych badaczy, ale w trakcie gry możemy zwiększyć ich ilość do pięciu. Podoba mi się taka dynamika rozgrywki. Pełny skład na samym początku wprowadziłby zbyt duży chaos, a tak stopniowo zaczynamy odczuwać presję dziejącego się w grobowcu wyścigu. Gracze mogą różnie podejść do zakończenia gry. Jedni wolą szybciej dążyć do centrum planszy i liczyć na dodatkowe punkty. Inni wolą spokojnie i metodycznie budować swoją torbę ze skarbami i liczyć, że dzięki temu okażą się sprytniejsi. Gra oferuje sporo możliwości zdobywania punktów, więc od nas zależy, jaką taktykę obierzemy. Bardzo lubię tytuły, które nie ograniczają się do jednego, słusznego źródła punktów i oferują różnorodność.
Rozgrywka jest dość płynna, więc rozgrywka powinna się zamknąć w godzinkę przy pełnym składzie. Jeżeli chodzi o ilość osób przy planszy, to ze smutkiem stwierdzam, że rozgrywka dwuosobowa odstaje trochę poziomem. Na planszy jest zwyczajnie za luźno i nie ma tego dreszczyku emocji związanego z podbieraniem kafelków innym. W pełnym składzie jest ciasno, nie zawsze uda się nam wykonać nasz plan, ale czasami może wkraść się ciut przydługie oczekiwanie na swoją kolej.
Największym minusem, jaki mogę zarzucić Luxorowi to spora doza losowości praktycznie w każdym z elementów rozgrywki. Dobrane karty, punkty zdobywane za specjalne kafle to momenty, na które nie mamy dużego wpływu, a w zależności od łutu szczęścia mogą kogoś faworyzować bardziej. To może frustrować, ponieważ gramy lepiej, ale ktoś mniejszym nakładem sił dostał od gry coś więcej.
Podsumowanie
Luxor to ładna i sympatyczna gra rodzinna, która trochę przeszła bez większego echa i ginie w natłoku innych tytułów. Dla osób, szukających czegoś nieskomplikowanego na lżejsze partie sprawdzi się wyśmienicie. Gra dostarczyła mi sporo fajnych momentów i dużo dobrej zabawy. Sprytne mechaniki połączone z ładnym wykonaniem dają nam bardzo solidny, chociaż trochę losowy tytuł.
Może zainteresuje Cię nasza recenzja Lockup: Opowieści z świata Roll Player?
Podsumowanie
Pros
+ szybka i emocjonująca rozgrywka
+ mechanizm zagrywania kart
Cons
- "tafelki" zamiast standardowych kafelków
Brak komentarzy