Moon Knight to już szósty serial osadzony w Marvel Cinematic Universe. Sprawdźmy, czy trzyma wysoki poziom, czy jednak bliżej mu do koszmarków, które ostatnio wychodzą spod marvelowego płaszczyka.
Jak wspomniałam, Moon Knight jest szóstym serialem wyprodukowanym przez Marvel Studios w IV fazie MCU. Przez ostatnie miesiące faza przechodziła swoje wzloty i upadki. Pod względem seriali były to głównie dobre produkcje: od bardzo, bardzo dobrego WandaVision, przez wysoki poziom Falcona i Zimowego Żołnierza, Lokiego czy całkiem w porządku What If… Z kolei serial Hawkaye był ogromnym zawodem, z resztą jak też część filmów czwartej fazy – Shang Chi albo Eternalsów, którzy okazali się kompletną klapą. Najnowszy Spider – Man podciągnął poziom do góry, nic też nie wskazuje na to, że nadchodzący Doktor Strange okaże się kolejną klapą. Nie jest też wielką tajemnicą, że jestem fanką Marvela, ale należy patrzeć na sprawy obiektywnie. Prawda jest taka, że niektóre z ostatnich produkcji są zwyczajnie słabe, jakby nie było koncepcji na przyszłość.
W główną rolę w serialu, czyli w tytułową postać Moon Knighta, wcieli się Oscar Isaac (w moje opinii jeden z najlepszych aktorów ostatnich lat). O co się rozchodzi w całości? Steven Grant jest zwyczajnym pracownikiem sklepu, kiedyś żołnierzem
U.S. Marine. Obecnie cierpi na zaburzenia tożsamości a realny świat myli mu się ze snami. Jedną z osobowości mężczyzny jest także najemnik Marc, a jeszcze jedną egipski bóg księżyca – wyrzutka wśród bogów, który zmuszony jest do znalezienia i użycia swojego awatara, Marca Spectora. Nowe moce mężczyzny okazują się być jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Zobaczymy co przyniósł pierwszy odcinek serii. Uwaga! Będę spoilerować!
Pierwszy odcinek, mimo że typowo pilotażowy – przepełniony jest akcją. I to wcale nie byle jaką, tylko mocno wciągającą i momentami jeżącą włos na karku. Od początku zostajemy wciągnięci w skomplikowany stan psychiczny bohatera i wspólnie odczuwamy uciążliwość jego codzienności. Reżyser nie oszczędził nam szczegółów choroby jaką jest DID. I od samego początku wciągnięci jesteśmy we wspólną męczarnię z bohaterem. Grant jest sklepikarzem w British Museum, gdzie sprzedaje dzieciom żelki, zamiast pracować jako przewodnik po egipskiej wystawie. W awansie nie pomaga fakt, iż jest absolutnym dziwakiem, nie ma zdolności społecznych a niektórzy ludzie zwyczajnie się go boją. Jednak wiedza, jaką posiada na temat bogów egipskich jest na prawdę imponująca. Jako, że boi się spać, w praktyce nie sypia, to czas w nocy poświęca na zgłębianie wiedzy. Kiedy już udaje mu się zasnąć, przypina się do łóżka, zakleja i rygluje drzwi a łóżko ustawione ma na piasku. Jak już pewnie rozumiecie, Grant często nie wie co jest snem, co rzeczywistością. Gubi się w swojej głowie, ale robi wszystko żeby utrzymać względny porządek.
Pewnego dnia porządek Granta zostaje solidnie zaburzony. Śni mu się wizyta w innym państwie, gdzie spotyka wyznawców bogini Ammit. Jest także świadkiem spotkania jej kultu prowadzonego przez Arthura Harrowa, podczas którego wybrane osoby są poddawane sądowi. Szybko też okazuje się, że członkowie organizacji chcą zabić Granta, gdyż domniemają, iż jest w posiadaniu złotego skarabeusza. I jak to zwykle bywa, sam zainteresowany nic nie wie na ten temat, dopóki nie schowa ręki w kieszeni. Głos, który od jakiegoś czasu przemawia w głowie bohatera, zaczyna decydować o jego ruchach. Tajemniczy głos pomaga nawet uciec przed kultem. Na szczęście wszystko okazuje się być okropnym snem… Ale czy na pewno? Wkrótce okazuje się, że minęły dwa dni, odkąd Grant poszedł spać. W mieszkaniu znajduje też podejrzane przedmioty i odkrywa, że pośród innych osób znany jest jako Marc. Następnie na Granta czeka tylko ucieczka. Harrow ze snów okazuje się być prawdziwy i odwiedza Muzeum. Szybko ujawnia, że jest sługą bogini Ammit oraz nasyła na Granta szakala (związanego z Anubisem). Aby ujść z życiem, sklepikarz dopuszcza do pomocy głos, który od jakiegoś czasu nawiedza go w głowie. Pozwala mu przejąć kontrolę, przemienia się w wojownika, który następnie zabija szakala.
Oscar Isaac odnalazł się w każdej z postaci, którą dane mu było zagrać. Co ciekawsze, każdej z innych postaci przypisał inny akcent: amerykański dla innej tożsamości, brytyjski dla innej. I na prawdę, pierwszy odcinek serialu okazał się być świetnym. Już po kilku minutach zostaniecie wciągnięci w wir przedziwnych zdarzeń i sami będziecie zastanawiać się co jest rzeczywistością, co nie. Jak to na samym początku serialu, dużo dowiadujemy się o głównej postaci, trochę zapoznajemy się z koncepcją najbliższych wydarzeń. Podejrzewam jednak, że Moon Knight zabierze nas zupełnie tam, gdzie się tego nie spodziewamy. Osobiście nie spodziewałam się, że serial wciągnie mnie tak szybko. Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek, dalsze odcinki. Wiem, że pomiędzy Grantem a Marcem będzie trochę spiny, kiedy tożsamości dowiedzą się o sobie. Z kolei Mr. Knight wykorzysta wiedzę Granta o starożytnym Egipcie, aby przywrócić się do dawnej, boskiej świetności. Każda z innych osobowości bohatera będzie ze sobą walczyła, gdyż wszystkie są od siebie bardzo różne. Jestem ciekawa jak fabuła zostanie pociągnięta dalej.
Pierwszy odcinek serialu Moon Knight jest na prawdę bardzo dobry. Warto dać mu szansę, bo trzyma solidny, wysoki poziom. Do tej pory polecam!
Brak komentarzy