Po prawie 10 latach od premiery trzeciej części, na ekrany kin powracają Niezniszczalni. Tym razem, pod wodzą Jasona Stathama drużyna najemników musi powstrzymać międzynarodowy spisek terrorystyczny. Czy czwarta część serii jest godna swojego dziedzictwa?
Natychmiastowa odpowiedź brzmi: nie. Nie mogę Was oszukiwać. Jest źle i dawno nie widziałam tak okropnego filmu. Muszę to zaznaczyć na samym początku: poprzednie filmy nie były wysokich lotów, ale oglądało się je dla zwyczajnej „rozwalanki” i wspomnień aktorów prawdziwego kina akcji. Naturalnie więc, po blisko dekadzie oczekiwania, myślałam, że czeka mnie powtórka z rozrywki. NIGDY, przenigdy nie żałowałam tak wydanych pieniędzy na kino i nigdy wcześniej, do czasu Niezniszczalnych 4, nie miałam ochoty wyjść z kina i zapaść się pod ziemię. To żałosne widowisko odebrało mi mowę, zabrało prawie dwie godziny z życia, których nigdy już nie odzyskam.
Przede wszystkim, ta część jest po prostu nudna. Aż przykro przyznać, że ta niegdyś wciągająca seria już dawno przekroczyła swój szczyt. Zwiastuny sugerowały prostą, ale intrygującą fabułę: dążenie do zapobieżenia wojnie nuklearnej, która może przerodzić się w III wojnę światową. Jednak sam film wydaje się cieniem jego potencjału. Zgodnie ze stylem serii, Niezniszczalni 4 rozpoczynają się od podnoszącej poziom adrenaliny misji w Libii, dając widzom przedsmak czekającej ich ekscytującej, dalszej, podróży.
Po „mocnym” wstępie film zaczyna tracić impet a długo oczekiwane, ponowne,pojawienie się Niezniszczalnych traci swój urok. Megan Fox szybko odbiera klimat filmowi, rozpoczynając swoją rolę od ośmieszenia i podważenia Barneya (Sylvester Stallone) i swojego „ukochanego” – Christmasa. Scenarzyści nie popisali się przy roli Giny, robiąc z niej twór, który nie wnosi nic do filmu, prócz pięknego wyglądu, który rzekomo ma onieśmielać. Wcześniejsze części, nawet Niezniszczalni 3, przedstawiały kobiety jako zaciekłe członkinie drużyny, czego przykładem była Ronda Rousey. Rola Giny opiera się jednak bardziej na jej wdziękach, niż na umiejętnościach bojowych, co odsuwa na bok jej potencjał jako potężnego przywódcy. Wydaje się, że to krok w tył i priorytetowe traktowanie wyglądu przed występami, z których słynie seria. Ale czego innego można się spodziewać po obsadzeniu Megan Fox w filmie?
Z drugiej strony, dynamika między Barneyem a Christmasem zapewnia poczucie nostalgii, ukazując więź między starymi sojusznikami, którzy przeszli przez dobre i złe. Bójka w pubie z udziałem najsilniejszego człowieka świata, Eddiego Halla, podkreśla, że chociaż Stallone się postarzał, Statham nie stracił jeszcze wigoru. To zarówno ukłon w stronę granych postaci, ale także samych aktorów. Ale ta iskra nie wystarczy, aby rozświetlić nędzną narrację, zwłaszcza gdy zespół przygotowuje się do stawienia czoła nadciągającemu zagrożeniu ze strony Rahmata. W filmie pojawiają się także Gunner i Toll Road i tutaj kończy się relacja ze starymi członkami zespołu. Do Niezniszczalnych dołączył Easy Day, grany przez 50 Centa oraz Galan (Jacob Scipio), syn postaci z filmu Niezniszczalni 3 – Antonio Banderasa. Chłopak próbuje wykorzystać charyzmę swojego ojca, ale nie udaje mu się to tak samo, jak Niezniszczalni 4 próbujący powtórzyć swój poprzedni sukces.
W miarę rozwoju historii większość akcji skupia się na Christmasie. Nie doświadczycie tu za wiele Stallone’a, co faktycznie może świadczyć o schyłku jego sił aktorskich. Reszta obsady ma role co najwyżej epizodyczne, które odstają, zarówno w dialogach, jak i scenach akcji, przez co Niezniszczalni 4 tracą na jakości. Są momenty, kiedy film wydaje się to bardziej spin-offem, zwłaszcza gdy Christmas wyrusza z samotną misją ocalenia schwytanych towarzyszy, a wątek fabularny wywołuje więcej przewracania oczami niż ekscytacji. Fabuła filmu jest zaskakująca. Nie tylko ze względu na przewidywalność, ale także na szybki powrót do „normalnego” podejścia po ogromnych stratach osobistych. Ta nagła zmiana podważa etos, który Niezniszczalni wyznawali przez prawie 15 lat. Kiedyś przy poświęceniu życia byśmy nie usłyszeli tekstu „to jego wybór” a każdy z członków ekipy rzuciłby się przyjacielowi na pomoc. Tym razem postacie pozostawione są same sobie i krytykowane za działania „od serca”. Drużyna Niezniszczalnych to teraz zlepek randomowych postaci, absolutnie bez chemii na ekranie.
Kolejne sceny akcji w filmie wydają się być ukłonem w stronę przestarzałego CGI, zamiast spełniać standardy hitów kinowych z 2023 roku. Śmierć kluczowej postaci, zepsuta przez niezbyt wybitne efekty specjalne, umniejsza potencjalny emocjonalny cios tej chwili. Wizualnie film jest tragiczny, to zaskakujące jak tanio wszystko wyglądało, nawet w porównaniu do poprzednich części. Ktoś pożałował pieniędzy na Niezniszczalnych 4 i ktoś tego srogo pożałuje.
Niezniszczalni 4 zabrali mi dwie godziny z życia, których nigdy już nie odzyskam. To upadek kina, porażka na całej linii, blamaż kinematografii. Brakuje mi negatywnych słów, by opisać to, co widziałam na ekranie. Wszystko tu było słabe – scenariusz, żarty, zwroty akcji, CGI.
]Zobacz też: Oppenheimer – recenzja – smutny kawałek historii
Na sali – oprócz naszej dwójki – była jeszcze jedna osoba, która siedziała na środku sali. Pozwoliło mi to co jakiś czas zapisać *ciekawą* myśl, która przyszła mi do głowy w trakcie tego *widowiska*:
- Piraci z Karaibów mieli bardziej realistyczne sceny na statku, niż Niezniszczalni 4. Klątwa Czarnej Perły weszła do kin DWADZIEŚCIA lat temu.
- Poprzednie filmy oglądało się dla sentymentu i tych podstarzałych dziadków, którzy kiedyś byli bohaterami. Taki był zamysł pierwszych Niezniszczalnych, czwarta część to żałosne podrygi starych dziadygów, którzy torują ścieżkę seksownej kobiecie, która będzie przewodziła akcji. Bo nie można dać przewodnictwa doświadczonemu w boju mężczyźnie.
- Megan Fox nie potrzebuje nawet kamizelki ochronnej, podczas gdy pozostałe postacie są ubrane w ochraniacze po zęby. Wystarczy jej odpowiednio kusy topik i głowa idealnie wylokowanych włosów, która z pewnością ochroni ją przed wybuchającym granatem.
- Jest określona ilość żartów z opadających penisów, zanim robi się żałośnie – film wyczerpał ten limit w przeciągu 20 minut.
- Z jakiegoś powodu, przy scenie seksu pomiędzy postaciami Stathama i Fox z czeluści głowy przyszły na myśl informacje dotyczące rozmnażania bezpłciowego…
- Efekty wizualne przypomniały te, które znamy z gier wideo pojawiających się w 2015 roku. Czy nie było przypadkiem jakiegoś strajku w Hollywood?
- Ilość osób na sali powinna być pierwszą czerwoną flagą tego filmu, ale przynajmniej zadecydowała o ocenie tego arcydzieła.
- Można dostać refundację biletów?
- Czy wypada bić brawo (z radości, że film się skończył)?
- Proszę, nie róbcie piątej części.
MASAKRA.