Po dosyć powolnym starcie serialu Obi Wan Kenobi, akcja w trzecim odcinku zdecydowanie zaczyna nabierać tempa. Sprawdźmy co wydarzyło się w najnowszym odcinku i czy warto kontynuować kolejne seanse.
Początek serialu Obi – Wan Kenobi faktycznie był dosyć wolny. Poznaliśmy wewnętrzne rozterki tytułowego bohatera, który wiele lat po wydarzeniach na Mustafar, dalej cierpi z powodu utraty ucznia i przyjaciela. W międzyczasie nazbyt rezolutna, dziesięcioletnia księżniczka Leia zostaje porwana i wywieziona na planetę Daiyu. Tam z kolei okazuje się, że Trzecia Siostra, inkwizytorka z chrapką na tytuł Głównego Inkwizytora, ukantowała całą sytuację, by wywołać Obi – Wana z ukrycia. Sprytnie, prawda? Ten oczywiście zgadza się pomóc Organom, trafia prosto w zasadzkę, jednak ostatecznie unika bliskiego spotkania z wrogimi mieczami świetlnymi.
Unika, ale do czasu. Ben i Leia lądują na kolejnej nieznanej dla nich planecie, Mapuzo i wyruszają do współrzędnych, które otrzymali przy ucieczce. Mapuzo to dosyć upalna i piaszczysta planeta, więc podróż ku nieznanemu jest dość uciążliwa. Kiedy w wyznaczonym miejscu nie zastają dosłownie nic, mała Leia wpada na pomysł (kolejny debilny), aby poprosić o pomoc nadjeżdżającą obcą postać, bo NA PEWNO jest dobry. Pod przybranymi imionami, jako ojciec z córką (tutaj wszyscy wciągają powietrze, bo plotki o tym, że dzieci są Padme i Kenobiego krążą od wielu, wielu lat) liczą na szybki transport do portu lotniczego. Naturalnie, po drodze dosiada się do nich oddział Stormtrooperów, nieco zaciekawionych niecodziennym widokiem. Napięcie sięga zenitu, kiedy Obi – Wan ujawni prawdziwe imię dziewczynki, na co szybko zwracają uwagę współtowarzysze podróży. Rezultatem była jedna z bardziej ściskających za serce scen w całej franczyzie SW, kiedy to Ben Kenobi spogląda na Leię i z wyraźnym wzruszeniem mówi, że przypomina swoją matkę, za którą wszyscy tak bardzo tęsknią. Ewan McGregor pięknie zgrał tę scenę, pokazując prawdziwie i szczere uczucia. W ogóle, wydaje się, że jego współpraca z Vivien Lyrą Blair (aktorka grające Leię) układa się całkiem pomyślnie. To dosyć niecodzienny duet, ale jakimś cudem współgrający ze sobą. Mimo to, mam już trochę dość dziesięciolatki w serialu i chciałabym zobaczyć nieco więcej „doroślejszych” interakcji.
Jak na zawołanie, moje prośby zostały spełnione! Ten przyjazny Pan, który miał pomóc Lei i Benowi ostatecznie podrzucił ich do najbliższej kontroli imperialnej, co oczywiście skutkowało wymianą ognia. Ratunek przyszedł w postaci imperialnej oficer, Tali, która jest członkiem podziemnej sieci, która ukrywa osoby ścigane przez Imperium. Wieść się jednak rozniosła i Reva wraz z całym garnizonem napędzanym przez Imperium, ponownie depcze po piętach Kenobiego. Tym razem jest jednak jeszcze bardziej okrutna niż na Tatooine, w pierwszym odcinku. A tu ciekawostka, robi tak wyłącznie dlatego, że Vader obiecał jej awans na Wielkiego Inkwizytora, jeśli tylko uda się jej dopaść Obi – Wana. Pominę już pomniejsze sceny i przejdę do meritum, na które tak długo wszyscy czekaliśmy.
Wreszcie dochodzi do wielkiego spotkania, na które tak bardzo czekaliśmy. Na Mapuzo pojawia się także sam Lord Vader a obaj, niegdyś przyjaciele, wzajemnie wyczuwają swoją obecność. Moc nie opuściła ani jednego, ani drugiego, jednak to Vader stał się sadystycznym psychopatą, który torturuje ludzi. Prowokacja podziałała i Kenobi staje z nim twarzą w twarz (ew. twarzą w maskę?). Lata robią jednak swoje, Ben nie jest już tym młodym, radośnie wypełnionym mocą młodzieńcem. Nie owijając w bawełnę, Vader spuszcza mu solidny łomot i traktuje broną, którą użyto przeciwko niemu – wrzuca Obi – Wana w pole ognia. Bardzo podobała mi się ta dosyć mroczna część odcinka, pokazane zostało okrucieństwo Vadera oraz jak kompletnie jest opętany ciemną stroną mocy. Dreszczyk emocji przeszedł nas po całym ciele, kiedy Kenobi targał się w tym ogniu. Wiedzieliśmy że wyjdzie z tego cały i zdrowy, jednak napięcie sięgało zenitu.
Trzeci odcinek przyprawił nam masę emocji. Przeszliśmy od wzruszeń, po zaciekawienie, aż do przerażenia – doświadczyliśmy praktycznie całej sali skrajnych uczuć, ale seans zupełnie nas nie wymęczył. Przeciwnie! Z chęcią obejrzelibyśmy kolejne części tej samej nocy. A jeśli niecierpliwości do kolejnych części byłoby za mało, odcinek zakończył się ostrym cliffhangerem, bowiem na samym końcu tunelu, którym uciekała Leia, na końcu którego miała czekać na nią pomoc, stała Pani Reva – ambitna inkwizytorka, która nie ma najmniejszej ochoty pomóc dziecku.
Moja ocena odcinka: 8/10. Podejrzewam, że w kolejnych poziom się utrzyma.
Sprawdźcie poprzedni odcinek: OBI – WAN KENOBI – S01E02 – Recenzja drugiego odcinka serialu
Brak komentarzy