Kilofy w dłoń – skarby same się nie wykopią. Podziemia skrywają sporo sekretów, ale to Wy musicie je wybudować. Czy Podziemne Imperium to tytuł wart wykopania, czy powinien zostać na dnie kopalni jak najdłużej?
Jeżeli miałbym stawiać na najlepszą serię gier planszowych, na pewno wysoko byłaby linia Osadników od Ignacego Trzewiczka. Pierwsza część zaraz będzie przeżywała jubileusz związany z dziesięcioleciem, co nie stoi na przeszkodzie nadal bawić i dostarczać świetnych partii. Świat Osadników od wydawnictwa Portal Games eksploruje kolejne rejony. Przeżywaliśmy już narodziny niejednego imperium i poszerzyliśmy z nimi granice. Dla niektórych to ciągle było mało, więc wędrowaliśmy na mroźne krainy północy, by tam założyć nowe królestwo. W końcu kierunki lądowe do ekspansji się skończyły, ale został cały świat podziemny. Właśnie na eksploracji podziemi stawia najnowsza część uniwersum Osadników, czyli Podziemne Imperium.
Podziemne Imperium nie wyszło spod ręki Ignacego. Autorem gry jest Tim Armstrong, którego możecie kojarzyć z wydanych przez Portal Games Arkan Magii, czy nieco starszego Orbisa. Podziemne Imperium, jak sama nazwa wskazuje, tym razem zabiera graczy pod ziemię. Na powierzchni robi się za nudno, a okazało się, że nowo budowane kopalnie dostarczają wspaniałych skarbów. Skoro sąsiedzi tak robią, to i my nie możemy być gorsi. Tematyka gry jest ok i całkiem nieźle wpasowuje się w mechaniki rozgrywki. Budujemy coraz to głębsze poziomy naszego imperium i odnajdujemy coraz więcej skarbów. A skarby oczywiście wiążą się z punktami – w końcu Podziemne Imperium to euro!
Mechanicznie Podziemne Imperium nieco odstaje od poprzednich gier z serii Osadników, ale nie aż tak mocno. Główny nacisk został postawiony na budowanie silniczka z kart. Tym razem kart nie układamy rzędami, a będziemy budować poziomy, schodząc coraz bardziej w głąb podziemi. Prostym a jednocześnie ciekawym mykiem, który jest w przypadku Podziemnego Imperium główną siłą napędową całej rozgrywki jest sposób aktywacji kart. Każda dołożona przez nas karta będzie aktywowała kolejne poziomy zbudowane wyżej tworząc łańcuszki akcji! To właśnie my musimy wykombinować, gdzie i jak dokładać kolejne karty, aby wycisnąć z każdej akcji jak najwięcej.
Brzmi to wszystko prosto, ale w praktyce aż tak proste nie jest. Gra wymusza sporo kombinowania i planowania, ale odwdzięcza się sporą liczbą kombosów do odkrycia. Bardzo fajne jest też podzielenie kart na cztery poziomy, które mają symbolizować dokopywanie się do coraz głębszych miejsc. Samo budowanie jest obwarowane jedną, prostą zasadą, przez którą będziemy się wkurzać (w pozytywnym sensie) przez całą rozgrywkę. Aby dołożyć kartę w niższym rzędzie muszę mieć podstawę złożoną z dwóch kart w niższym rzędzie. Genialnie proste, a jak wymagające. Chcemy zagrywać karty niżej, bo są lepsze, a dodatkowo aktywują wspomniane wcześniej łańcuszki. Tutaj rodzi się kolejna zależność do przypilnowania – akcji mamy niewiele, więc musimy dobrze zaplanować sobie, jakie karty chcemy dobierać w trakcie rozgrywki. Na pewno nie uda się nam zagrać wszystkich, ale też branie kart z czwartego poziomu na początku rozgrywki może nie być najlepszym posunięciem. Gra nas nie ogranicza – róbta co chceta, ale zgodnie z zasadami!
Jak grać w Podziemne Imperium? Zasady zostały skondensowane do dwóch faz w trakcie rundy. Pierwsza to dobranie karty wydarzenia. To proste eventy, które mogą zmienić zasady na daną rundę, dodać nam jakichś surowców, czy wymusić rozpatrzenie jakiegoś efektu na koniec rundy. W pierwszych partiach bardzo mi się podobały, aczkolwiek im dalej w las, tym mój entuzjazm opadał, a wkradała się irytacja związana z losowością. Gra trwa dziesięć rund – niesamowicie krótko, ponieważ oznacza to zagranie tylko dziesięciu kart! Zdarzało mi się często na początku gry wylosować wydarzenia, które robiły całe nic, bo były nie do zagrania. Trochę szkoda, ale taki już urok losowego dobierania i budowania talii wydarzeń. Następnie przechodzimy do fazy kopalni, w której gracze dodają do swoich planszetek nowe karty. Opłacamy ich koszt, odpalamy efekty i ewentualnie efekty powiązane z kartami na wyższych rzędach. Proste, szybkie i możliwe do symultanicznego działania.
Same akcje są dość proste – dobieramy monety, punkty czy awansujemy na specjalnych torach rozwoju. Tutaj warto się zatrzymać, ponieważ tory są całkiem ciekawym źródłem różnorakich bonusów. W każdej rozgrywce wystąpią trzy, ale uwaga – plansze torów są dwustronne, więc dostępnych w grze kombinacji jest całkiem sporo. Co ciekawe, do przesuwania mamy tylko jeden znacznik kilofa, więc nie możemy być jednocześnie na różnych torach – trzeba dojechać do końca i dopiero wtedy możemy zmienić miejsce. Same tory to generator dodatkowych bonusów dających nam paliwo do kolejnych kombosów. Podziemne Imperium to raj dla osób lubiących optymalizacje i kombosy. Jestem trochę rozczarowany faktem, że plansze torów są dwustronne – przez to nigdy nie zagramy niektórymi kombinacjami, co mogłoby być całkiem ciekawe. Gdyby planszetki były oddzielnie, regrywalności byłoby jeszcze więcej.
Bardzo fajną mechaniką, na którą musimy zwracać uwagę jest gra w dopasowania skarbów na kartach. Każda karta ma na krawędziach nadrukowane połówki skarbów lub pustych wózków. Jeżeli dopasujmy dwie karty i stworzymy pełny wózek złota, na koniec gry dostaniemy punkt. Jak już pewnie wiecie, punkty są ważne, więc mamy tu dodatkowy poziom kombinowania i szacowania wartości każdej z kart. Same karty są podzielone na różne cywilizacje i ich styl jest przyjemnie odzwierciedlony w ich zdolnościach. Nie jesteśmy też ograniczeni tylko do wyboru kart z konkretnej frakcji, więc możemy testować różne możliwości. Barbarzyńcy oferują nam mocne zdolności kosztem umieszczania żetonów zawalenia, które wyłączają daną kartę z późniejszego użycia. Egipt agresywnie gra na tory postępu, a Szkoci płacą za swoje efekty złotem. Atlantydzi korzystają z żetonów maszynerii, dzięki czemu ich karty stają się mocniejsze z czasem i liczbą takich znaczników. Siłą Rzymian są skarby na kartach, natomiast Japończycy stawiają na różnorodność kart w naszym tableau.
Takie podejście z frakcjami otwiera nas na różnorodność, ale generuje sporo losowości, w przypadku gdy oprzemy naszą strategię na danej frakcji, a karty nie będą podchodzić. Podziemne Imperium to gra, która nie zawiera interakcji. Gramy na własnym podwórku i sprawdzamy, kto lepiej zbudował swoje Podziemne Imperium. Dlatego gra świetnie działa niezależnie od liczby osób przy stole i fantastycznie sprawdza się jako tytuł solo, czy wprowadzenie do gier z budowaniem silniczków. Brak interakcji może jednak niektórych odrzucać i powodować poczucie pasjansowatości.
Dobre słowo należy się za wydanie gry. Styl graficzny jest świetny – rysunki są przyjemne dla oka i często dowcipne. Po pierwszych zachwytach nad udanym kombosem lubiłem sobie popatrzeć na swoje karty i poszukać kolejnych żartów przemyconych przez grafika. Bardzo fajnie wygląda kryształki, które symbolizują punkty. Wykonanie gry bardzo na plus, a zestawiając to z ceną wychodzi świetny przelicznik.
Na zakończenie
Podziemne Imperium to świetny tytuł z gatunku budowania silniczków. Prosta mechanika odpalania kart pozwala na tworzenie przeróżnych kombosów, a cała zabawa polega na ich znalezieniu i zbudowaniu. Rozgrywka trwa tylko dziesięć rund, co znacznie zwiększa jej intensywność i wymuszają dobre planowanie naszych akcji. Gra w ogóle nie zawiera interakcji – co dla niektórych może być przeszkodą. Na pochwałę zasługują grafiki – są świetne i często dowcipne. Początkowe tury są dość wolne, czasami może być nieco losowo, ale koniec końców partia kończy się satysfakcją z dobrze zbudowanego imperium. Lubię w nią grać, podobają mi się nawet solowe potyczki i kombinowanie, jak najlepiej zagrać karty. Gra definitywnie zostaje w kolekcji, chętnie do niej usiądę jak i zaproponuję partyjkę!
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Portal Games za przekazanie gry do recenzji.
Może zainteresuje Cię nasza recenzja gry Wędrowcy znad Południowego Tygrysu?