Shogun na Disney+ – Recenzja ze Spoilerami – Brak Szacunku


Wreszcie udało nam się obejrzeć cały serial Shogun i muszę od razu przyznać, że bardzo mi się podobało. Przede wszystkim dlatego, że zmieniłem swoje zdanie o feudalnej Japonii, chociaż możliwe jest też, że obraz w serialu jest drastycznie przekoloryzowany. Dlaczego? Zapraszam do recenzji!

Shogun opowiada historię Johna Blackthorna, który wraz z resztką swojej załogi zostaje odnaleziony na wybrzeżach Japonii. Uwaga! Recenzja będzie zawierała spoilery fabularne! Przybyli tutaj z misją odnalezienia tajemniczego szlaku do kraju Wschodzącej Wiśni, który jest wykorzystywany przez Portugalczyków w tajemnicy przed innym krajami. Blackthorne zostaje wciągnięty w brutalną machinę polityczną rządu japońskiego po stronie jednego z władców i regentów po zmarłym cesarzu – Toranagi. W praktyce serial to show prezentujące delikatne machlojki polityków, gdzie każdy drobny gest może doprowadzić do czyjejś śmierci, a duma jest wartością ważniejszą niż życie. Po obejrzeniu serialu nie do końca byłem pewien, kto jest tak naprawdę barbarzyńcą – Japończycy czy nazywany tak przez nich Blackthorne. Tutaj serial mi się bardzo podobał, bo sprytnie prowadził widza przez skomplikowane meandry historii opowiedzianej w książce Shogun autorstwa James Clavell, która już raz była ekranizowana w 1980 roku.

Nie wiem czy tak było w książce, ale bardzo nie przypadł mi do gustu przesadzony do bólu kult śmierci i seppuku przedstawiony serialu. Ludzie umierali tutaj i zabijali się z skandalicznie głupich powodów i już w przedostatnim z odcinków serialu Shogun przestałem się przejmować kolejną śmiercią ważnego bohatera, traktując to jako coś, do czego prowadzi ich skrajna głupota. Mariko, główna bohaterka która delikatnie podrywała Blackthorna, zaraz po tym kiedy miała popełnić seppuku by wyjść z zamku, postanowiła zabić się blokując swoim ciałem zaminowane drzwi. Śmierć ta prowadziła raczej do żadnego sensownego punktu, a największym cynikiem serialu był sam Torunaga. Ten bez problemu wykorzystywał śmierć swojej rodziny, przyjaciół czy właśnie oddanej Mariko tylko po to, by mieć trochę większe szanse na zwycięstwo w batalii politycznej.

Może to kwestia mojej wewnętrznej wrażliwości i głębokiego pojęcia tego, że każde życie jest cenne i nie należy go poświęcać tylko po to, by ktoś w stolicy był bardziej skłonny uwierzyć, że Toranaga pójdzie na ugodę. W praktyce i ten wątek poszedł w ślepą stronę, bo i tak na koniec się okazało, że młody Cesarz, a właściwie matka cesarza poprze sprawę Toranagi. No i jeszcze sprawa ogrodnika, który zabił się, bo wyrzucił śmierdzącego ptaka. A o śmierci Mariko wiedzieliśmy od samego początku, bo nie było odcinka by nie powiedziała jak to bardzo chce umrzeć. No litości, ktoś tutaj nie przesadza? Mam wrażenie, że serial był o kwestiach samobójstwa, a nie o angliku który trafił do niegościnnej Japonii. Nie taki był serial w 1980 roku, nie było tam tak wielkiego nacisku na tą kwestię. Do tego skrytykuje też epilog serialu, bo ten jakby skończył się w połowie. Oczywiście pokrótce wszystko zostało wyjaśnione i wiadomo jak się skończy ta historia, ale jednocześnie zabrakło należytego zakończenia. Do tego, pomimo informacji od twórców, że na pewno nie będzie drugiego sezonu, to jest tutaj sporo takich serialowych zaczepek, które mają zostawić pole na wypadek, gdyby jednak okazało się, że chcą zrobić drugi sezon. Wiecie, chodzi o ten motyw ze Stargate Universe, kiedy bohaterowie odlatują do innej galaktyki i nie wiadomo czy kiedyś tam dotarli.

Pomimo tego, jak bardzo nie podobały mi się idee przedstawione serialu, które sprawiły, że cieszę się z tego że ta cała kultura feudalnej Japonii poszła w zapomnienie, to trzeba przyznać, że serial zrobił swoją robotę. Wywołał we mnie emocje, sprawił, że polubiłem bohaterów oraz z przyjemnością obserwowałem ich przygody. Nawet jeżeli od połowy wiedziałem, że większość z nich i tak umrze bo nie można ocalić kogoś, kto nie chce być ocalony. I jeżeli jedyną drogą jest droga do autodestrukcji, to spoko, jesteście wolni. Sytuacja była tak kuriozalna, że podczas samoeksplozji Mariko chciało mi się bardziej śmiać, niż gdyby było mi smutno, pomimo tego, że uwielbiałem tą postać, zwłaszcza za moment, kiedy grała na nosie głównego regenta na dworze cesarza.

Podsumowując, Shogun nie jest lekkim serialem na niedzielę. Jest to serial trudny, który opowiada swoją historię każdym, nawet najdrobniejszym gestem i nawet odwrócenie się na chwilę może sprawić, że stracimy ważny dla przebiegu historii wątek. Jest to też serial o złożonej polityce, gdzie liczne strony będą próbowały ciągnąć rzepkę w swoją stronę, nie zawsze zresztą kończąc to w subtelny sposób. Jest to też serial o głupiej śmierci, gdzie życie jest nic nie warte i łatwo się nim handluje za drobne przewagi. Nie mogę powiedzieć, że przez to serial jest zły, chociaż na pewno nie jest tym czego się spodziewałem. Sakramentalne zresztą było to, że nawet podczas sceny w epilogu, która miała nam wyjaśnić historię na kolejne 10 odcinków w 10 minut, doszło do seppuku. I taki właśnie jest Shogun i tego się spodziewajcie po tym serialu. Będzie Was to szokować przez pierwsze dwa odcinki, potem się przyzwyczaicie, a na końcu będzie Was to śmieszyć. Bo ile można smażyć tego samego kotleta z dwóch stron? Na koniec zobaczcie też nasz artykuł, gdzie sprawdzamy ile prawdy jest w serialu Shogun.

A na koniec suchar, który wymyśliłem podczas oglądania ostatniego odcinka Shoguna.

  • Gdzie jest Mariko?
  • Wszędzie

Pozdrawiam i bądźcie grzeczni!

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Prawdziwe bolączki Counter Strike 2: Nie tylko oszustwa
Następny Co obejrzeć na VOD - kwiecień 2024!