Marzeniem ludzkości było stanąć na Księżycu. Udało się nam tego dokonać, więc teraz przyszła pora na kolonizację. Wiadomo też, że prędzej czy później do gry wejdą pieniądze. Taki wstęp możemy sobie wyobrazić siadając do Skymines, kosmicznego euro pełnego trudnych decyzji i świetnie łączących się mechanik. Czy w pogoni za nowościami warto polecieć na Księżyc?
Za co lubicie gry planszowe? Szukając nowego tytułu do ogrania stawiacie pewnie na dobrze znane rejony mieszczące się w waszych dotychczasowych gustach. Osobiście uwielbiam gry euro za możliwość wytężonego główkowania nad zagadką z ułożeniem zasobów, kart, pionków czy innych elementów, które wykorzystuje gra. Mam też ulubionych twórców, a niewątpliwie jednym z nich jest Alexander Pfister – człowiek, który dał nam genialne Great Western Trail, Boonlake czy Maracaibo. Ma swój niepowtarzalny styl, a jego gry są mechanicznie bardzo dopracowane i eleganckie. Mają też pewnego rodzaju klimacik, który jak na euro gry nie jest aż tak oczywistą rzeczą.
Dzięki uprzejmości księgarni Tania Książka, trafiło do mnie Skymines , przed którym trochę się wcześniej broniłem. Zapytacie pewnie dlaczego!? – w końcu euro, w końcu Pfister. Ano Skymines to gra reimplementacja, czyli podobna gra już kiedyś wyszła i teraz dostajemy tylko jej nowszą wersję. Wiecie, zmiana tematu, kilka drobnych zasad i możemy znowu wydać „nowy hit”. Z drugiej strony takie zabiegi często mają sens i są jak najbardziej uzasadnione. Mombasa, bo na niej opiera się Skymines jest już od dłuższego czasu niedostępna, a używane egzemplarze chodziły w chorych pieniądzach. Dobrym przykładem jest tu także wspomniane wcześniej Great Western Trail, którego druga edycja nie dość, że w końcu wygląda tak jak powinna, to jeszcze drobne szlify sprawiły, że gra się jeszcze lepiej.
Skymines to gra planszowa, która zabiera nas w klimaty kosmosu i zmagań wielkich korporacji o pieniądze. Nie będziemy się wcielać bezpośrednio w jej przedstawicieli, ale będziemy mieli wpływ na ich rozwój oraz rozpanoszenie się po powierzchni Księżyca jako prywatni inwestorzy rzucający niemałe sumy raz tu raz tam, wspierając nasze interesy. Tak, tak – trafimy właśnie na Księżyc w poszukiwaniu surowców, punków oraz pieniędzy. Nie wiem, jak wy, ale ja bardzo lubię wszelakie kosmiczne planszówki, dlatego bardzo się cieszę, że nie będę już musiał rozkładać ciągle Projektu Gaja (nomen omen, bardzo dobra gra!). W Polsce została wydana przez wydawnictwo Lucky Duck Games. Skymines jest przeznaczona dla 1 do 4 osób.
W Skymines grało mi się kapitalnie! Złożoność stoi na odpowiednim poziomie i nie jest taka straszna, jednocześnie oferuje sporo ciekawych rozwiązań. Stara Mombasa była świetnym tytułem, ale Skymines robi wszystko zdecydowanie lepiej i bardziej elegancko. Żadna z partii mnie nie zmęczyła ani nie znudziła – wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że nie odkryłem jeszcze całej masy ciekawostek i przede mną wiele emocjonujących partii. Wszystko się tutaj klei i działa naprawdę dobrze – w pogoni za nowościami warto sobie zagrać w takie Skymines – to po prostu bardzo dobry i udany tytuł dla każdego fana euro gier.
Skymines to dość rozbudowana gra ekonomiczna, w której poprzez nasze działania cztery korporacje będą poszerzały swoje wpływy na powierzchni naszego satelity, a my, dzięki temu dostaniemy punkty. Element area control jest, więc wyczuwalny, chociaż tutaj jest to zrobione dość ciekawie. Żaden z domków, jaki stanie na Księżycu nie należy do graczy, a jedynie zwiększa wartość udziału emitowanego przez daną firmę. Matematyka jest prosta – jeżeli czerwoni mają dużo budynków, a my mamy sporo ich udziałów to punkty kręcą się niezwykle ładnie. Takie podejście prowadzi do ciekawych zachować graczy na planszy. Możemy mocno forsować jedną z korporacji, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by podpiąć się pod przeciwnika i czerpać korzyści z jego wsparcia. Placówki możemy oczywiście usuwać, więc gra oferuje całkiem świeże i ciekawe podejście do mechaniki kontrolowania obszarów.
Prawdziwą perełką i oczywistą oczywistością, która wybija się na pierwszy plan, grając w Skymines są karty. Bez nich nie zrobimy żadnej akcji i nie zdobędziemy nowych zasobów oraz nie wspomożemy ekspansji terytorialnej kosmicznych korporacji. Na początku każdej z tury na wolne miejsca będziemy musieli zagrać karty – początkowo tylko trzy, ale później jest możliwość odblokowania dodatkowych slotów. Oczywiście naszą rękę będziemy w trakcie gry ulepszać, pozyskując coraz to nowsze, aczkolwiek nie aż takie lepsze karty. W końcu po wykonaniu akcji dochodzimy do bardzo ważnej i wyróżniającej Skymines wśrod innych gier mechaniki – odrzucania kart na różne stosy. Brzmi słabo, ale uwierzcie mi, że w praktyce to działa fenomenalnie.
Wyobraźcie sobie sytuację – musimy rozdzielić trzy użyte karty na trzy różne stosy, ale wiemy, że po danej rundzie jeden z nich do nas wróci. Jak mamy podzielić karty, żeby się nie zablokować w przyszłości? Czy w kolejnej rundzie będę robił coś z minerałami? A może dopiero za dwie, ale wtedy będę musiał dobrać….! Tak właśnie mniej więcej wygląda rozkmina pozornie błahego elementu, jaki znamy z innych gier. Oczywiście jest tu jakiś margines błędy i potrzebne karty możemy zdobyć sobie znowu po prostu je kupują, ale kosztuje to zasoby, które zawsze można spożytkować lepiej. Operowanie kartami i wybieranie co zagramy teraz, a następnie, gdzie daną kartę odrzucimy niezwykle przyjemnie łaskocze szare komórki i wymusza planowanie kilku ruchów w przód.
Dobry eurasek nie może się obyć bez torów czegokolwiek i tak samo jest w Skymines. Tory, na których będziemy się mogli rozwijać mamy dwa i są świetnym, chociaż trudnym generatorem punktów. Nie możemy ich, jednak olać, ponieważ dają nam sporo punktów, a dodatkowo odblokowują nam dodatkowe miejsca na zagranie karty. Więcej kart to więcej akcji, więc opcje są niezwykle kuszące. O ile tor dotyczący zbierania gazu Hel-3 jest standardowym wdrapywaniem się na kolejne miejsca to już tor rozwoju jest megaciekawy i intrygujący. Cała zabawa polega na tym, że kolejne pięterka, po których skaczemy musimy zbudować sobie sami, dobierając kolejne kafelki projektów. Brzmi dziwnie, ale tak jak sporo mechanik w Skymines – działa fantastycznie. Trzeba się zastanowić, co będziemy w stanie spełnić – a najlepiej kilka kroków jednocześnie – a co będzie dość trudne. Bardzo mi się podobało ciągłe poczucie rozwoju na naszej planszetce i mnogość opcji, jaka się przed nami rozwija.
Skymines oprócz wyścigu i walki o tereny ma jeszcze jeden całkiem sprytny sposób na zwiększenie rywalizacji wśród graczy. Mowa tu oczywiście o bonusach, które aktywujemy niczym w dobrym worker placement. Niektóre pola są dodatkowo limitowane zasada, kto ma więcej ten dostaje coś, co jeszcze bardziej każe się nam skupić na kartach zagranych przez przeciwników i szukania dobrego momentu, na ich odpalenie. Prosty, aczkolwiek kapitalnie wkomponowany w całą rozgrywkę mechanizm podbijający i tak trudny moment podejmowania decyzji.
W ile osób najlepiej gra się w Skymines? Szczerze powiedziawszy, niezależnie od tego, czy siadałem do gry w dwie osoby, czy też próbowałem zagospodarować księżyc w pełnym składzie bawiłem się przednio. Skymines to gra, która stawia na interakcję, i to niekoniecznie taką w postaci podbierania sobie czegoś. Taka oczywiście występuje, ale jest też sporo miejsca na negatywne zagrywki, które mogą uprzykrzyć nam życie. Wydawać, by się mogło, że przez to tryb dwuosobowy będzie ciut słabszy ze względu na nadmierny luz na planszy, ale twórcy to przewidzieli i dodali nam wirtualnego przeciwnika, który może ten luz zaadaptować i zwiększyć rywalizację. Walka przy czterech graczach toczy się na wielu płaszczyznach, aczkolwiek może powodować czasami paraliż decyzyjny i przestoje. Jeżeli nie jesteście do tego przyzwyczajeni, to może powodować u was frustrację, zważywszy, że akcje graczy nie należą do jakichś epickich kombosów. W pudełku znajdziemy też tryb solo, którego oryginalna Mombasa nie posiadała, ale jakoś nie kusiło mnie siadanie do rozgrywki z wirtualnym przeciwnikiem, skoro moja ekipa chciała grać w Skymines.
Mocną stroną Skymines jest regrywalność, dodatkowo podbita przez zamieszczone w pudełku opcjonalne moduły. Nie wywracają miodności gołej podstawki, ale fajnie kierują grę na zupełnie inne tory i kładą nacisk na zupełnie nowe rzeczy. Misje są prostym celem do wykonania, natomiast inna mapa stawia na bardziej agresywną rozgrywkę i większą interakcję. Miłym smaczkiem jest także kampania, czyli seria rozgrywek z konkretnymi modułami, tak aby móc poznać całość oferowanych przez twórców rozwiązań. Nie ma tam fabuły, aczkolwiek to kapitalny sposób na przetestowanie gry. Każda z rozgrywek, jakie miałem w Skymines była inna i na swój sposób ciekawa – nie czułem tu powtarzalność oraz nudy, pomimo tego, że gra troszkę trwa.
Na zakończenie
Skymines to kapitalna planszówka i must-have dla fanów gier euro. Jeżeli lubicie optymalizować swoje ruchy, a planowanie kilku rund do przodu jest tym, czego szukacie w planszówkach koniecznie zagrajcie w Skymines. Masa złożonych mechanik została wymieszana ze sobą, dając elegancką rozgrywkę wymagającą ciągłego kombinowania i pilnowania przeciwników. Sercem gry jest zarządzanie kartami i stosami, na które je odrzucamy po użyciu – brzmi banalnie, ale w praktyce to kolejne trudne decyzje do podjęcia. Sporo dróg do zwycięstwa daje poczucie satysfakcji po każdej partii. Dzięki dodatkowym modułom możemy personalizować grę, która i bez tego wystarczy na sporą liczbę pasjonujących rozgrywek. Świetna pozycja, którą warto poznać i mieć na swojej półce. Polecam!
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy księgarni TaniaKsiazka.pl za przekazanie gry do recenzji
Może zainteresuje Cię nasza recenzja Brian Boru?
Grę Skymines w dobrej cenie możecie kupić w księgarni Taniej Książki!
Brak komentarzy