Bardzo rzadko zdaje się nam dawać bardzo niskie oceny gier. Wynika to z tego, że przy wyborze recenzowanych przez nas produktów kierujemy się naszymi gustami, upodobaniami oraz doświadczeniem, dzięki czemu prawie nigdy nie zdarza nam się marnować czas na beznadziejne gry. Czasami jednak się mylimy i wybieramy Sofie: The Echoes.
Sofie: The Echoes to twór, który zaatakował nasz profil na portalu keymailer znikąd. Gra prezentowała się jako horror akcji, trochę coś pomiędzy serią Resident Evil, a Control. Oczywiście po analizie trailera oraz oficjalnej zapowiedzi nie miałem złudzeń i wiedziałem, że gra raczej wyżej niż 6 lub 7 nie podskoczy. Po otrzymaniu klucza jednak gra nie działała wcale, bo weryfikacja przez platformę Steam trwała jeszcze tydzień po premierze gry. Osoba, która weryfikowała ten tytuł powinna został zwolniona i to natychmiast, bo Sofie: The Echoes to ładnie opakowane niedziałające nic kosztujące ponad 200 zł.
Całą moją męczarnie nagrałem na naszym kanale YouTube. Nie będziemy nagrywać do tego czegoś recenzji. Szkoda marnować więcej czasu. A co ciekawe, filmik jest zdemonetyzowany, bo chaotyczne dźwięki ubiegające tutaj za muzykę mają prawa autorskie. Jak kraść, to po całości.
Zaczyna się niewinnie, bo fabuła opowiada historię pewnej Sofie, której dziecko zostało porwane, a mąż gdzieś zaginął. Historia skupia się na tajemnicy, która stoi za chorobą wzmacniającą żołnierzy, ale zamieniającą ich w posłuszne zombie. Potem zaczyna się sama gra i my natychmiast praktycznie giniemy. Bez żadnej zapowiedzi, nasza bohaterka zostaje natychmiast zastrzelona przez goniących ją żołnierzy. Potem jest coraz ciekawiej i cała rozgrywka polega na próbach i błędach. Biegniemy więc i kombinujemy jak wspiąć się na podwyższenie. Następuje śmierć. Potem kombinujemy jak wziąć broń. Następuje śmierć i tak dalej w zasadzie przez cały tutorial. Nie wiesz o co chodzi, musisz sprawdzać które klawisze służą do czego w ustawieniach gry, a na dodatek trzeba jeszcze sprawdzać pasek paniki bohaterki, który po napełnieniu sprawia, że nie możemy kontrolować naszej heroski. Ten pasek napełnia się po dwóch trafieniach w bohaterkę, więc jest prawdziwym paskiem życia, bo kiedy będzie pełen to gwarantuje Wam, że nic nie zrobicie i wrogowie w chwilę Was zastrzelą.
W tej trzecio osobowej grze wątpliwej akcji nie czeka nas zbyt wiele, bo po dosyć wymagającym, ale w frustrujący sposób prologu czeka nas nudne zwiedzanie ruin jakiegoś miasta. Wszędzie są zombie, a w bagażnikach samochodów znajdziemy amunicję do pistoletu. Idziemy więc przed siebie i wpadamy w tekstury. Potem idziemy znów przed siebie i gra traci wszystkie klatki i to pomimo tego, że na moim komputerze gdzie nagrywałem serię z Cyberpunk 2077 oraz wielu innych nowych tytułów, gra powinna śmigać jak cud. Oczywiście to się w żadnym wypadku nie dzieje i produkcja działa po prostu katastrofalnie.
Pierwszy etap w Sofie: The Echoes to kanonada błędów, które pojawiają się w każdym, nawet najmniejszym aspekcie. Nasza bohaterka lubi się zacinać między teksturami, a wrogowie gubią agro podczas walki. Możemy zastrzelić jednego przeciwnika, a trzech obok nie zareaguje. W sekwencji, kiedy grupa żołnierzy nas atakuje w ciasnym tunelu, otwierają się drzwi, z których miały wybiec zombie. Te nie wybiegają bo zacinają się na otwartych drzwiach, a te którym się uda nie reagują ani na nas, ani na przeciwników. Katastrofa goni katastrofę, a ja jestem coraz bardziej sfrustrowany, bo ani to co się dzieje nie jest związane z historią przedstawioną w grze, ani nie ma większego sensu pod względem gameplay. Wychodzę więc z korytarza wchodząc do kolejnych pokojów, by zabić poszczególne zombie, które raz na mnie reagują a raz nie.
Ostatnio recenzowaliśmy SlavicPunk: Oldtimer, gdzie zarzuciłem, że twórcy nie przetestowali mechanik w grze. Jestem pewien, że ktoś zagrał w Sofie: The Echoes, ale z uwagi na to, że studiu skończyła się kasa, postanowili wydać tego potwora za grubą cenę i liczyć, że paru frajerów ją kupi. Jak wspominałem gra kosztuje horrendalnie dużo i nawet gry niezależne we wczesnym dostępie za połowę tej ceny są zawsze zrobione lepiej. Nie wiem, kto by się pokusił o wydanie niedziałającej gry bez żadnego znaczka wczesny dostęp.
Podczas tej recenzji pozwoliłem swoim emocjom płynąć, bo i tak zmarnowałem o godzinę za dużo czasu na ten gniot, który i tak przestał działać bo zepsuł się zapis gry, po tym kiedy wyszedłem normalnym wyjściem w miejsce, gdzie kończyły się tekstury gry. To były zwykłe drzwi, nie wiedziałem że mam tam nie wchodzić. I bardzo dobrze, nie było pokusy by dać jej drugą szansę. Prawda jest taka, że do gry wychodzą dosyć regularnie aktualizacje, ale nawet jeżeli twórcy załatają wszystkie błędy, to i tak ta produkcja nigdy nie będzie dobra. I to w zasadzie cała historia, a następne gry które będę wybierać, będę wybierać według bardziej rygorystycznych kryteriów. Nie będę nagrywać recenzji tej gry bo i tak zmarnowałem na tego potworka zbyt dużo czasu. Nie pozdrawiam twórców.
A jeżeli szukacie dobrych gier, to zajrzyjcie do naszego Sklepu z Grami!
Klucz recenzencki do gry Sofie: The Echoes otrzymaliśmy za pośrednictwem portalu Keymailer. Więcej mi takich kluczy nie wysyłajcie, błagam!
Podsumowanie
Pros
- No dobra, łatwo ją usunąć
Brak komentarzy