Tainted Grail: Fall of Avalon pojawił się po bardzo długim okresie w trybie wczesnego dostępu. W grę mogą dzisiaj grać nie tylko gracze komputerowi, ale też na konsolach. Sam zainteresowałem się tytułem i sprawdziłem, jak dobrze będę się bawić grając na Playstation 5. Czy było warto otworzyć Tainted Grail: Fall of Avalon? Zapraszam do recenzji!
Trzeba powiedzieć, że to chyba jakaś klątwa gatunku, bo w Tainted Grail: Fall of Avalon ponownie zaczynamy grę jako anonimowy więzień. Tym razem w mrocznym Avalonie, który został przez rycerzy króla Artura oczyszczony ze wszelkiej magii, tutaj nazywanej dziwem, budzimy się w więzieniu, gdzie szuka się lekarstwa na straszną chorobę pustoszącą ziemię. Czerwony Mór, bo o niej mowa, to klątwa, która nie tylko uśmierca ludzi, ale może ich zamienić w nieumarłych. Po uwolnieniu przez jednego z byłych rycerzy okrągłego stołu będziemy mogli być świadkiem tego, jak naprawdę lekarze podchodzą do zdrowia pacjentów. Uważny gracz od razu zostanie pochłonięty przez więzienie i szpital.

Wszędzie znajdują się jakieś sekrety i ukryte przedmioty, a gdzieniegdzie znajdziemy różne małe historie opowiadające nam o tym, co się dzieje w Avalonie. A tutaj była zamknięta chora matka z nienarodzonym dzieckiem, a w innym miejscu torturowany jest strażnik miejski, który został uznany za zmarłego, a jeszcze wcześniej znajdziemy miejsce zamknięcia jednego z mnichów, który na sobie chce sprawdzić przebieg i leczenie choroby. Gracz zaczyna się zastanawiać, czy taka jest cała gra, czy po prostu twórcy dopieścili bardzo prolog. I muszę powiedzieć, że tak jest. Po kilkudziesięciu godzinach gry ciągle trafiam na ciekawe podziemia pełne sekretów lub niecodziennych zadań, a każdy NPC ma coś do powiedzenia lub też zadanie do zrobienia. I nawet najprostsze zadania, takie jak przyniesienie jakiegoś płaszcza marznącemu strażnikowi, czy też przyniesie kwiatów dla przeżywającej tragedię kobiety może skończyć się inaczej. W Tainted Grail: Fall of Avalon nie znajdziesz nudnych zadań oraz nudnej historii.

Sama rozgrywka jest bardzo podobna do tej znanej z gier The Elder Scrolls, jednak diabeł tkwi w szczegółach. Sterujemy naszym bohaterem w zależności od upodobań z pierwszej lub trzeciej osoby i naszym zadaniem będzie po prostu zwiedzanie świata oraz wykonywanie kolejnych zadań głównych i pobocznych. Świat gry jest podzielony na trzy akty, gdzie każdy z nich to sporej wielkości mapa, gdzie wielkością przypominają mi trochę te z drugiej części Gothica. Łącznie więc mamy do zwiedzenia naprawdę sporo obszarów, a jeżeli weźmiemy pod uwagę, że twórcy tutaj nie poszli na łatwiznę i każdy przedmiot jest przez nich położony w jakimś miejscu specjalnie w tym celu, a nie przez losowanie, jak w ostatnio recenzowanym odświeżonym Oblivionie, a przy tym każde podziemia są absolutnie unikatowe, to dojdziemy do wniosku, że ktoś tutaj wykonał masę dobrej roboty. Eksploracja, obok naprawdę mrocznej historii, to najlepsze co ma do zaoferowania Tainted Grail: Fall of Avalon.

Oczywiście w grze głównie będziemy walczyć, a paleta wrogów jest naprawdę szeroka. Do tego nie są oni nudni. Nawet prosty topielec potrafi zaatakować nas z dystansu, a przeciwnicy często pojawiają się w różnych konfiguracjach. Do tego środowisko wpływa też na wrogów. Przykładowo raz mi przyszło walczyć ze zbuntowanymi chłopami. Wszystko szło całkiem łatwo, aż przyszła noc, kiedy to pojawiła się dziwna złota aura, a wrogowie nagle zaczęli poruszać się inaczej i bić znacznie mocniej. Trzeba było bardzo uważać. Nasz bohater może posiadać cztery zestawy broni i może używać broni dwuręcznej, różnej konfiguracji jednoręcznej czy też broni dystansowej. Od nas zależy, czy chcemy mieć na przykład broń jednoręczną oraz zaklęcie czy też po prostu machać wielkim mieczem. Zaklęć jest sporo i każde z nich ma dwa tryby działania. Do tego zamiast zaklęć możemy też założyć specjalne relikty, które mogą nas w jakiś sposób wzmocnić w zależności od liczby pokonanych wrogów. No i dochodzi jeszcze tarcza, czyli klasyka. Nasz bohater może blokować i parować ataki, a także zrobić unik. Zarówno blokowanie jak i unikanie daje nam sporo przestrzeni, więc nie musimy martwić się klatkami nieśmiertelności. Do tego różne efekty wizualne podczas walki robią klimat. Potężne uderzenie bronią dwuręczną, które wgniata wroga w ziemię robi olbrzymi huk i podnosi okoliczny kurz. W tym momencie naprawdę czujemy, że wykonujemy potężny atak.

Mam mieszane odczucia dotyczące systemu rozwoju postaci. Co poziom dostaniemy jeden punkt statystyk oraz jeden punkt umiejętności. Aby użyć jakiegokolwiek lepszego przedmiotu w grze musimy mieć określone kombinacje rozwiniętych statystyk. Już na samym początku, przynajmniej jeżeli będziesz eksplorować dokładnie, trafisz na potężną maczugę, która wymaga naprawdę sporo punktów siły. Można się rozwijać w tym kierunku, ale kosztem innych przydatnych umiejętności. To samo dotyczy też zaklęć czy nawet strzelania z łuku. System gry nie działa tak jak w Skyrim, mimo że pozwala nam dowolnie rozwijać postać. Gra wymusza na nas mocne ukierunkowanie i z czasem coraz mniej wybacza jakiekolwiek błędy w rozwoju postaci. Trzeba jednak przyznać twórcom, że zostawili boczne wyjście dla fanów grania w Skyrim „trochę wszystkim” i jeżeli nie spełnimy wymagań jakiegoś przedmiotu, to nie raz będziemy mogli go używać, ale bez możliwości aktywowania jego specjalnej mocy lub też będziemy rzucać gorzej wyskalowane zaklęcia. To też działa w drugą stronę i jeżeli mamy statystyki wyższe niż wymagania, to poprawią się też statystyki przedmiotu, co może nawet pokazać, że starszy sprzęt jest znacznie lepszy, niż nowy znaleziony. Mam wrażenie, że ten system jest dosyć nierówny i mocno okazjonalny, bo jeżeli trafimy na dobry sprzęt, który uda nam się znaleźć i dopasujemy do niego nasze umiejętności, to będziemy wymiatać. Na szczęście miksturki do resetowania statystyk są dosyć częste.

Pod względem graficznym Tainted Grail: Fall of Avalon prezentuje się dosyć średnio. Grafika jest nawet ładna, zwłaszcza, jeżeli spojrzymy na zróżnicowanie i obszary, które zwiedzamy, ale podobnie byśmy powiedzieli o tej grze, gdybyśmy dostali ją w 2020 roku i wtedy też byśmy ją uznali za dosyć ładną. A mimo to, gra nie trzyma stabilnych klatek i w zasadzie przez większość czasu gramy w 30 klatkach na sekundę, co mnie osobiście trochę denerwuje. Ostatnio wychwalałem jak pięknie prezentuje się Doom: The Dark Ages i jak cudownie oraz płynnie działa. Domyślam się, że twórcy Tainted Grail: Fall of Avalon nie posiadają tak dużego doświadczenia i budżetu, ale jednocześnie mamy gorszą grafikę, która mogła przynajmniej działać płynnie na Playstation 5. Dialogi, pomimo swojej wyjątkowości oraz zróżnicowania poruszanych tematów, brzmią lekko sztucznie, ale już samo udźwiękowienie jest pierwsza klasa i gra posiada cudowny soundtrack.
Pomimo paru problemów, Tainted Grail: Fall of Avalon okazał się naprawdę niezłym i wciągającym tytułem. Gra jest mroczna i posiada ciekawe historie do opowiedzenia, system walki jest dobry i wciągający, a każde kolejne podziemia będą dla Was nową przygodą. Nigdy nie wiesz, czy w jaskini nie czeka na Ciebie rozbudowany wielogodzinny quest, czy też po prostu potężny boss, który schrupie Cię po jednym uderzeniu. Duża niepewność oraz fantastyczny klimat jest wciągający i upajający w Tainted Grail: Fall of Avalon. Cieszę się, że miałem okazję zapoznać się tą grą oraz odkryć tę mroczną wersję legend Arturiańskich. Zdecydowanie polecam grę zarówno fanom klasycznego Skyrima, jak i trochę trudniejszych gier, jak nawet soulsy, bo Tainted Grail: Fall of Avalon na wyższych poziomach trudności staje się naprawdę wymagającym tytułem co sprawia, że ten cały świat staje się bardziej spójny, niebezpieczny i wciągający.
Podsumowanie
Pros
- Ciekawe dodatkowe wątki poboczne
- Każde podziemia są inne, pełne sekretów oraz dodatkowych aktywności
- Zróżnicowane przedmioty i ekwipunek
- System walki jest przyjemny, chociaż lekko drętwy
- Sporo różnych rodzajów przeciwników
Cons
- Dosyć kiepski system rozwoju postaci



