Annihilation Line to pierwszy duży dodatek do ciepło przez nas przyjętej gry Terminator: Resistance. Zaprezentuje ona całkowicie nową historię ze świata Terminatora i pozwoli nam ponownie wcielić się w postać Jacoba Riversa, który tym razem wyruszy na misje z niecodziennymi towarzyszami.
Na pierwszy dodatek do gry musieliśmy poczekać stosunkowo sporo, bo trwało to 2 lata. Musiałem sobie przypomnieć trochę fabułę podstawki, na szczęście na naszym kanale youtube nagrałem całe moje przejście gry, więc mogłem sobie szybko przypomnieć o co chodziło w podstawce. Polecam także zobaczyć naszą recenzję gry Terminator: Resistance, żeby zobaczyć w jakim stanie gra była dwa lata temu. Z uwagi na to, że bardzo wiele się zmieniło od tego czasu, a ja sobie pozwoliłem nawet pograć powtórnie w podstawkę (temu czekaliście tak długo na recenzję oraz Let’s play na kanale), to możecie traktować tą recenzję jako materiał dotyczący całości gry, a nie tylko dodatku. Grę Terminator: Resistance – Annihilation Line ukończyłem na platformie PC.
Jeżeli chodzi o fabułę, to więcej o niej pisałem także w poprzedniej recenzji, dlatego proponuję tam zajrzeć, żebym nie powtarzał dwa razy tego samego. W skrócie historia dotyczy pierwszego infiltratora, którego udało się pozyskać przez ruch oporu. Fabuła dodatku rozpoczyna się właśnie w momencie pokonania tego potwora, a my otrzymamy przydział, by wyruszyć sprawdzić co się dzieje z posterunkiem, który od dłuższego czasu nie daje znaku życia. Do zadania zostaje także przydzielony niejaki Kyle Reese, którego poznamy po raz pierwszy w grze. Razem z dwoma innymi członkami ruchu oporu wyruszamy na poszukiwanie zaginionych ludzi, by wreszcie trafić do niesamowicie groźnej strefy, zwanej linią zagłady. Fabuła w dodatku jest jak spełnienie mokrego snu fanów terminatora. Tyle słyszeliśmy o tym strasznym miejscu, a wreszcie będziemy mogli wyruszyć do tego koszmaru. Narracja oraz przeprowadzenie historii jest najwyższych lotów i gra niesamowicie mocno trzymała do samego końca dodatku, który trwał niestety tylko 5 godzin. Niby to nie jest zły czas jak na pełnoprawny dodatek, w którym poznamy nie tylko nową historię, ale też zwiedzimy nowe lokacje oraz zawalczymy z nowymi wrogami, ale i tak po wszystkim chcemy więcej. Zawsze możemy więc wrócić do głównej kampanii, która także jest niczego sobie.
Dodatek to parę misji podzielonych na zadania na całkiem sporych, otwartych mapach, które są wypełnione sekretami, smaczkami oraz dodatkowymi zadaniami oraz misje typowo liniowe, w których będziemy przechodzić kolejne etapy w ściśle określonych, oskryptowanych korytarzach, gdzie co chwilę pojawi się coś niestandardowego, jak wielka noga gigantycznego robota przebijająca się przez sufit, albo pluton egzekucyjny terminatorów. Gra znalazła idealny balans między jednym i drugim, więc kiedy zmęczymy się bieganiem po otwartych mapach i wykonamy wszystkie niewielkie zadania dodatkowe, to akurat przyjdzie nam walczyć w starym metrze z kolejnymi falami terminatorów, byle tylko znaleźć wyjście z pułapki. Misje dodatkowe także są niczego sobie, a jedna z nich, kiedy to terminator udawał głos dziecka potrzebującego pomocy, będzie chyba śniła mi się w koszmarach po nocach.
Oczywiście, jeżeli w danym momencie nie będziemy uciekać przed terminatorami, to będziemy do nich strzelać. Bohaterowie już posiadają broń plazmową pozwalającą na równą walkę z blaszakami, jednak od pierwszej części model strzelania nie poprawił się nawet trochę i dalej jest trochę drętwie i sztywno. Bronie mają małe odrzuty, ciężko jest je wyczuć, podobnie jak same trafienia na wrogu. Gdyby nie paski życia, to mogłoby być ciężko wiedzieć, czy wróg został trafiony czy też nie. Call of Duty to na pewno nie jest, chociaż pod względem historii oraz jej narracji gra zostawia w tyle każde z nowych strzelanek od Electronic Arts czy też innego Activision. To nie strzelanko jest tutaj najważniejsze (chociaż mogło być przyjemniejsze), tylko historia.
Oprawa audiowizualna tip top. Pod względem graficznym gra wygląda dokładnie tak, jakby miała być robiona przez małe studio, chociaż nie mogę powiedzieć że jest brzydko. Grafika ma swój mroczny, typowy dla serii filmów urok, pejzaże są bardzo ładne, a w oddali zawsze coś się dzieje – czy to znajdziemy olbrzymie wyrzutnie rakiet palące ziemię w Linii Zagłady, czy też patrolujące, niesamowicie groźne pojazdy latające Hunter Killer. Przez nie zresztą musimy uważać z otwieraniem ognia, bo nawet jeżeli na początku zabawy za pomocą pułapek, granatów, czy też celnego strzelania ze snajperki plazmowej jesteśmy w stanie pokonać grupę terminatorów, to już przed pojazdem latającym możemy salwować się jedynie ucieczką – i to szybką, gdyż pojazd jest w stanie zabić nas dosłownie w chwilę. Czujecie ten klimacik, prawda? Jego zwieńczeniem jest obłędny soundtrack oparty na tym, co słyszeliśmy w filmach. Terminator Resistance oferuje nam wyjątkowe doznania estetyczne, których tak brakuje w dzisiejszych grach postapo.
Terminator: Resistance – Annihilation Line to dodatek idealny do dobrej gry. Uwielbiam kiedy twórcy wyciągają wnioski ze swoich podstawowych wersji gier oraz udoskonalają to co było dobre, dostarczając nam jeszcze więcej złota w dodatku. Ile razy to widzieliśmy wcześniej w kultowych rozszerzeniach, takich jak Frozen Throne do Warcrafta 3, Wyspa Iki do Ghost of Tsushima albo Przebudzenie do Dragon Age. Dodatek do Terminatora idzie tymi samymi drogami, dostarczając nam nawet lepszą historię, niż była w podstawce, bardziej intensywne oraz zapadające w pamięć momenty oraz ciekawe dialogi z kultową postacią. Jeżeli graliście w Terminator: Resistance, to zakup dodatku jest obowiązkowy, a jeżeli nie, to polecam kupić od razu całość. Zazdroszczę Wam tego, że jeszcze raz będziecie mogli przeżyć tą naprawdę dobrą przygodę.
Podsumowanie
Pros
- Świetny balans między otwartym światem, a zadaniami fabularnymi
- Bardzo ładnie, trochę specyficznie wyglądający świat gry
- Fantastyczny, kultowy soundtrack
- Ciekawe misje poboczne
Cons
- Raz wyrzuciła się do windowsa, oprócz tego błędów brak
- Strzelanie trochę drętwe i ciężko jest wyczuć broń
Brak komentarzy