Są gry słabe, zepsute, pełne błędów lub też nie grywalne. Ale co zrobić ma recenzent z grą, która tak naprawdę jest całkiem nieźle zrobiona pod względem technicznym oraz ma przyjemny gameplay, ale w gruncie rzeczy jest po prostu piekielnie nudna? Taki ciekawy case daje nam The Gunk.
Ta wcale nie oryginalna gra opisuje historię pary dziewczyn, która trafia na planetę zanieczyszczoną przez paskudny śluz, czyli tytułowy Gunk. Jest to brzydka czarna breja, która sprawia, że zielone i piękne pastwiska pełne tęczowych uroczych zwierzątek obumierają. Do tego paskudny śluz tworzy paskudne, mięsożerne stwory, z którymi nasza dzielna i nudna główna bohaterka, której imienia już zapomniałem, będzie próbowała walczyć tak samo jak z brzydkim śluzem. Wykorzysta do tego potężny odkurzacz zastępujący jej rękę i ta niesamowita machina jest także niesamowicie nazywana przez bohaterkę per Pan Dynia, prawdopodobnie dlatego, że maszyna ta jest pomarańczowa. Historia o ile brzmi ciekawie, to jest absolutnie wyprana ze wszystkich emocji – fabuła jest poprowadzona w sposób specyficzny, bo totalnie nieabsorbujący i nawet częściowo odpychający. Warto tutaj wspomnieć, że The Gunk jest niesamowity także pod jeszcze innym względem. Musicie wiedzieć, że te arcydzieło dostarcza nam ponad 5 godzin bardzo bezpiecznej i nieobrażającej nikogo zabawy. I jest to pierwsza gra, która mnie znudziła już po niecałych 20 minutach nagrywania pierwszego materiału.
Sama gra właściwie od samego początku będzie polegała tylko na tym samym – przechodzimy do kolejnych pomieszczeń, czyścimy gluty i idziemy dalej. W międzyczasie zbieramy surowce potrzebne do zakupywania totalnie niepotrzebnych nam do niczego ulepszeń oraz skanujemy otoczenie, co jest zdecydowanie najlepszą zabawą w całej gry. Przez całą zabawę będziemy robić dosłownie to samo – czyścić gluty, by wreszcie po całkowitym wyczyszczeniu nastała tęcza i zieloność zakryła okolicę. Czasami wrócimy także do bazy kupić ulepszenia, które jedyne co nam dadzą pozytywnego to osiągnięcie za zakup ich wszystkich. Serio, nawet nie patrzyłem co one dają, gdyż sporadyczne walki, które można policzyć na palcach obu dłoni są niesamowicie proste i serio, nie musimy nic ulepszać by sobie dawać radę. A ulepszenia potrzebne do pchania fabuły do przodu są najczęściej darmowe albo bardzo tanie i nie musimy szukać do nich surowców. Które także są ukryte w tak śmieszny sposób, że ich znajdowanie nie daje żadnej satysfakcji.
Duet głównych bohaterek to także żart, jakby twórcy chcieli zrobić najnudniejszą i najmniej obrażającą kogokolwiek grę. Dwie bohaterki o odpowiednio zróżnicowanym pigmencie skóry, które prawdopodobnie są razem, bo mówią do siebie tak jakby były partnerkami, ale jednocześnie nie mówią tego wprost by nie urazić osób wrażliwych na homoseksualizm. Wszyscy będą nieobrażeni grając w tą grę. Serio. Jedyna energiczna wymiana zdań między heroskami była w momencie, kiedy główna bohaterka wróciła do bazy, a ta druga z jakiegoś powodu się obraziła na pierwszą, ale zamiast się dogadać jak dorośli, to ta główna heroska wyruszyła na prawdopodobnie samobójczą misję by ratować planetę przed zagładą z macek śluzu. Normalnie bym powiedział, że scenariusz pisała chyba nastolatka, ale wydaje mi się, że nastolatki mają bardziej bujną wyobraźnię i mogą więcej emocji przelać na papier.
A najgorsze w pisaniu tej recenzji jest to, że pomimo całego ziewania, jakie mi towarzyszyło przez całą grę, to nie mogę powiedzieć, że jest to gra zła. Wszystko jest tutaj zrobione jak należy – błędów brakuje, mechanika wciągania gluta jest zrobiona nawet ciekawie, podobnie jak animacja przejścia z glutoświata na zielonoświat. Nasza postać zachowuje się jak należy, sterowanie jest orientacyjne i łatwe do opanowania. Nawet muzyka w grze jest bardzo ładna, ale została dopasowana w zły sposób – jej spokojne i wolne tony powodują powolne usypianie graczy, a chroniczny brak czegokolwiek, czy to akcji, czy też ciekawych dialogów grze dodatkowo potęguje to usypianie. Nagrywanie serii z tej gry było trudniejsze niż robienie kolejnych bossów w Sekiro, gdyż musiałem opanowywać uczucie senności. Dlatego też let’s playe z tej gry są dosyć specyficzne, zresztą sprawdźcie to sami.
The Gunk – trzeba to przyznać, to wyjątkowe doświadczenie. Gra jest niesamowicie nudna, nic w niej się nie dzieje, nie stanowi żadnego wyzwania, a jednocześnie jest bardzo bezpieczna i obdarta ze wszelkich emocji, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Fabuła została poprowadzona w taki sposób, by nikt nie został urażony, dialogi są bardzo mocno wytarte ze wszelkich emocji, a świat pozwala nam jedynie na zbieranie śmieci. Pod względem sztuki to nie jest zła gra – graficznie wygląda okej, sterowanie jest w porządku, błędów brakuje, do tego działa bardzo płynnie. Po prostu nic w niej się nie dzieje. Ale jest przecież sporo gier w których nic się nie dzieje, tak zwanych symulatorów chodzenia, jednak niech ktoś mi powie, że taki Firewatch albo Observer to gry nudne. No właśnie, a tutaj mamy mechanikę która pcha grę do przodu, czyli zbieranie glutu, ale jest to po prostu niewiarygodnie nudne. A The Gunk to najnudniejsza gra w jaką grałem w ostatnich latach, przynajmniej ja nie mogę wpaść na tytuł, który znudził mnie bardziej. A może jakiś jest? Dajcie znać, jaka jest najnudniejsza gra w jaką graliście!
Podsumowanie
Pros
- Graficznie jest całkiem ładnie
- W sumie brak błędów technicznych
- Całkiem niezły soundtrack
Cons
- Wyjątkowo irytująca główna bohaterka
- Pomimo tego, że soundtrack jest całkiem niezły, to totalnie nie pasuje do gry. Jest dosłownie usypiający
Brak komentarzy