Podsumowanie
Pros
- bardzo niska i dobra cena
- dwie dobre instrukcje
Cons
- gra bardzo wrażliwa na paraliż decyzyjny
- szkoda że tylko jedna ściąga dla graczy
Ulm: Tempora in Priscum Aurum to bardzo typowe euro z nietypowymi elementami. Część z nich bardzo nam przypadła do gustu, pozostała część nie do końca. Chcesz wiedzieć czy to dobra gra? Zapraszamy do recenzji
Powiem na wstępie. Ulm jest tak suchy, że bez dzbanka wody lub herbaty nawet nie pochodźcie. Nawet Ola podsumowała całą grę jednym stwierdzeniem – Ale to suche. A na pewno wiecie, jeżeli regularnie czytacie nasze teksty o planszówkach, że to ona jest zwolennikiem tego typu gier. Ale czy to oznacza że Ulm jest słabą grą? W żadnym wypadku.
Założenia Rozgrywki
W grze naszym zadaniem będzie wpływanie na rozwój wspaniałego miasta Ulm. Wcielamy się, chyba w kierownika jakiejś gildii czy czegoś takiego, instrukcja nie precyzuje tego wprost. Był to pierwszy sygnał suchości tej gry. Ulm jest grą dla maksymalnie czterech graczy i czas gry trwa około 60 minut. Rozgrywka jest podzielona na rundy, gdzie każdy gracz wykonuje akcje wybrane na początku rundy. Wybiera je się w częściowo losowy sposób, poprzez wepchnięcie losowego kafelka z woreczka na specjalną szachownice. Powstanie linia 3 akcji które możemy wykonać. Są cztery rodzaje kafelków i one oznaczają różne akcje. Oczywiście, może się zdarzyć sytuacja że będziemy dostawać dwie takie same akcje na rundę. W ten sposób planujemy i dostosowujemy się do sytuacji na planszy i staramy się zbierać punkty zwycięstwa. Kto zbierze ich najwięcej zwycięża. Proste.
Cały urok tej gry polega na typowej adaptacji. Mamy zawsze ograniczoną liczbę akcji na rundę i w różny sposób możemy je próbować modyfikować lub wzmacniać. Wygrywa więc ten, kto najlepiej wykorzysta swoje akcje i osiągnie jak największe profity. Podoba mi się to, dzięki temu gra bardzo pomaga nowym graczom. Nie ma tutaj tworzenia strategii gry. Najlepiej zrobimy, jeżeli będziemy wykorzystywać to co mamy w jak najlepszy sposób.
Najwięcej punktów zdobywa się poprzez przepychania przez rzekę barki. Im dalej ona dopłynie przed upływem obowiązującej liczby rund, tym więcej punktów otrzymamy. Dodatkowo, barka wyznacza które budynki możemy aktywować i dodawać do naszych wpływów. To jest główny sposób modyfikacji naszych akcji oraz zdobywania dodatkowych bonusów. W grze zbieramy też zestawy kart (które możemy użyć natychmiast lub zachować do zestawu punktowania na koniec gry) które dają fajne zastrzyki punktów zwycięstwa. Na końcu liczą się specjalne żetony wróbli – każdy z nich daje jeden punkt. Alternatywnie używamy ich by wymienić żeton akcji z jednym z doków (taki bufor dostępnych akcji). W trakcie gry także zdobywamy punkty zwycięstwa – poprzez aktywacje budynków, kart, herbów i potomków. Punkty zdobywa się na wiele sposobów i dzięki temu gra jest sprawiedliwa w swym braku planowania i konieczności dostosowywania się.
Na ilu graczy?
Bez większej różnicy tak naprawdę. Nieźle mi się gra we dwie osoby i bardzo fajnie się gra na cztery osoby. Gra jest bardzo wrażliwa na paraliż decyzyjny, bo zawsze mamy 12 opcji wyboru akcji, a te otwierają kolejne możliwości, przez co mnogość decyzji może ogłuszyć osoby zastanawiające się dłużej. Pamiętajcie o tym, jeżeli gracie z osobami które myślą za długo. Rund nie wykonuje się jednocześnie, interakcji tutaj prawie nie ma więc czekając na swoją rundę, po prostu scrollujemy facebooka.
Dlatego też, gdybym musiał wybierać, powiedziałbym że Ulm najlepiej działa na dwie oraz trzy osoby. Ale to tylko dlatego że nie trzeba czekać długo na swoją rundę. No i rozgrywka na większą liczbę graczy bardzo się wydłuża – bo musimy czekać na każdy ruch żeby przepchać rundę dalej. Gra zawsze trwa 10 rund. Oczywiście, jak chcecie możecie grać krócej, ale wtedy nie dojdziecie do ostatnich dzielnic i nie otrzymacie większej liczby punktów zwycięstwa za łódki.
Interakcja w Ulm
Nie ma. A mogłaby być. Ale to umyślny zabieg twórców. Ta gra z natury miała nie mieć interakcji. Bo by nie trafiła do swojej grupy docelowej. Gra mogłaby mieć bardzo dużo negatywnej interakcji bo ma do tego zasoby – karty, budynki, postacie. Na żadnej z nich nie ma nic, co by wpłynęło na drugiego gracza. Jedyna interakcja jaką zarejestrowałem, to przeskakiwanie przez łódkę kiedy nią przemieszczamy. Wygląda to tak, że po przesunięciu łódki o jedno pole, staje ona na pierwszym wolnym polu. Jeżeli więc przed nami są dwie łódki, to my stajemy na trzecim polu.
Regrywalność
Regrywalność w grze planszowej Ulm to średniak. Gra ma ograniczoną losowość oraz liczbę kart które różnicują rozgrywkę. Przez to, już po 10 grze każda nasza rozrywka wygląda podobnie do którejś poprzedniej. A przez brak emocji oraz interakcji, nie chce nam się wracać. Gra może znaleźć swoich fanów wśród innych gier bez interakcji z mechaniką Area Control, takich jak np. Scythe. Po obu grach miałem takie same odczucia – gra jest niezła, ale na dłuższą metę strasznie przynudza. Ale czy to źle? Są gry w które gramy do dzisiaj namiętnie i znajdują się w naszej kolekcji od wielu lat, jak np. Catan, Neuroshima Hex oraz Splendor. Są też gry w które zagraliśmy parę razy i bawiliśmy się świetnie, ale nie mamy potrzeby wracania do nich jak np. Posiadłość Szaleństwa. Ulm po prostu należy do tych drugich. Ale jeżeli lubicie takie gry, to będziecie pewnie grać częściej niż my.
Wykonanie
Wykonanie także powoduje u mnie mieszane odczucia. Może najpierw powiem to co mi się podobało. Po pierwsze – instrukcje. Są dwie, podobnie jak w grach wydanych przez Galaktę. Podstawowa i Zaawansowana. Gra jest dosyć trudna w zasadach – jest ich dużo i ciężko to ogarnąć, a symbolika jest orientacyjna dopiero po którejś rozgrywce. Instrukcje natomiast tłumaczą wszystkie budynki oraz elementy. Na początku były one zbawieniem. Problemem może być tylko jedna karta pomocy gracza. Dlaczego nie wydrukowano ich w czterech egzemplarzach? Nie wiem.
Kafelki są nadrukowane na grubej tekturze i spełniają swoje role, chociaż kafelki podobne jak w grze Azul także by się spisały. Miniaturka pokazująca katedrę bardzo mi się spodobała i ma ona swoje odzwierciedlenie w rozgrywce. Jest to bardzo miły dodatek dodający chociaż troszkę klimatu. Każdy gracz otrzymuje drewniane znaczniki pieczęci oraz drewniany statek. Bardzo fajnie i dobrze że nie są to kartonowe krążki.
Problem mam z szatą graficzną całej gry. Nie jestem fanem tego wykonania, ale problem jest we mnie. Gra została wykonana w typowy, niemiecki sposób. Pełno tutaj nudnych postaci, bezpłciowych rysunków oraz tego klimatu znanego z eurosów w stylu Puerto Rico lub Splendor. Wiecie o czym mówię? Grafiki są tak samo nudne, jak nudni są niemcy. Czyli bardzo.
Cena
Ale Ulm to cenę ma dobrą. Znajdziecie tą grę w sklepach internetowych za 80 – 90 zł. Jeżeli spojrzeć na jej wykonanie, które pod względem komponentów jest bardzo dobre, to jest to bardzo niska cena jak za taką grę. Wiecie już dla kogo to gra, więc jeżeli mieścicie się w grupie docelowej, to śmiało bierzcie.
Podsumowanie
To nie jest gra dla mnie, ale nie powiem że źle się bawiłem. Grało mi się całkiem fajnie, po kilku grach poczułem pierwsze znużenie tytułem, ale jak za taką cenę to nie uważam żeby były to zmarnowane pieniądze. Brakuje wielu elementów których wymagam od gier planszowych, jak na przykład takiej ważnej dla mnie interakcji, bo jak chcę grać sam, to odpalam sobie gry komputerowe albo gram solo w planszówki.
Brak komentarzy