Pierwsza część serii Vermintide mnie ominęła więc nie będzie porównania z poprzedniczką. Nie za bardzo lubię gry kooperacyjne (z drobnymi wyjątkami). Zabieganie z zapracowaniem nie sprzyjają umawianiu się ze znajomymi na wspólne granie. Dlatego bardzo zaskoczony byłem po krótkiej sesji w Warhammer: Vermintide 2, kiedy okazało się że matchmaking jest bardzo dobry i im dłużej gram, tym częściej udawało się ukończyć postawione przed nami zadanie.
Pięć filarów po trzy ścieżki
W Warhammer: Vermintide 2 wybieraliśmy jednego z pięciu bohaterów. Każdego z nich ciężko było mi podpiąć pod któryś konkretny stereotyp postaci. Mag Ognisty bardzo dobrze sobie radził w zwarciu, Krasnolud zwiadowca oprócz strzelania z broni dystansowej, mógł uzyskać dostęp do miotacza ognia, a Inkwizytor dobrze radził sobie we wspieraniu towarzyszy, jak i ostrzeliwaniu wrogów dwoma pistoletami jednocześnie. Tylko najemnik zdawał się typowym wojownikiem z dwuręcznym olbrzymim mieczem oraz krótkodystansową strzelbą.
Grając jedną z postaci dość długo, odblokujemy dla niej kolejne archetypy. Docelowo mamy dostępnych aż 15 klas postaci, po trzy dla każdej. Często wszystko zmienia się diametralnie. Krasnoludzki zwiadowca przechodzi ewolucje w Obrońcę i na końcu swojej ścieżki rozwoju może się cieszyć karierą zabójcy, czyli krasnoludzkiego berserkera z dwoma broniami, szalonym irokezem oraz potężnym atakiem w zwarciu.
Gra bardzo punktuje granie jedną z postaci. Zdobywamy dla niej odpowiedni ekwipunek oraz jesteśmy na drodze do odblokowania nowych klas postaci, które mogą być bardzo różne w porównaniu z obecnie graną klasą. Trochę to niecodzienne. Zazwyczaj jest tak, że grając jedną klasą, odblokowujemy jej mocniejsze wersje. Tutaj odblokowujemy absolutnie różne charaktery.
Ale z uwagi na to, że mimo różnej z klas, sama postać jest ta sama, nie ma szans żeby na przykład w grze spotkać maga bojowego i pyromancera którzy są klasami Sienny lub krasnoludzkiego zwiadowcę oraz obrońcę, które są na stałe przypięte do krasnoluda Bardina. W ten sposób pewne konfiguracje są przed nami zamknięte, ale także bardziej zaawansowanym drużynom da możliwość tworzenia wyprawy złożonej z bardziej wyselekcjonowanych i przemyślanych członków. Opcji konfiguracji jest w ten sposób bardzo dużo.
Trzy mapy na skraju przegranej
W becie były dostępne tylko i aż trzy mapy. Grałem na poziomie rekrut, z losowymi graczami i wygraną udało nam się osiągnąć dopiero przy piątym podejściu. Grałem głównie jako krasnolud oraz mag bitewny. Cała zabawa polega na przechodzeniu kolejnych etapów map i spełniania celów misji, które są bardzo różne. Na mapie mogą się dziać także różne rzeczy dzięki którym przechodząc ten sam poziom któryś raz z rzędu, będziemy przeżywać zupełnie nową przygodę.
Przede wszystkim, co jakiś czas atakują nas potężne hordy wrogów. Armie Scavenów oraz Wojowników Chaosu nachodzą nas ze wszystkich stron. Problemem jest ograniczony zapas miksturek, których niewielką liczbę możemy znaleźć na mapie. Dlatego każda nowa fala może zrobić nam dużą krzywdę i po prostu zakończyć grę. Kiedy któryś gracz zginie i nie zostanie ocucony na czas, zostaje porwany. Trójka towarzyszy musi go odnaleźć oraz uwolnić, inaczej nie będą mogli dokończyć zadania. Jaki jest z tego wniosek? Nie ma czasu na kręcenie się i podziwianie, wcale nie brzydkich, widoków. Im dłużej gramy, tym więcej hord będziemy musieli pokonać (oprócz wrogów którzy już są na mapach).
Druga sprawa to losowo generowani wrogowie elitarni oraz mini bossowie. W wersji beta spotykaliśmy głównie ogroszczury, abominacje chaosu oraz jakiegoś trolla. Każdy z bossów jest dosyć specyficzny i bez znajomości jego zachowania ciężko go pokonać. Przykładowo, ogroszczur bez opamiętania szarżuje na jedną postać i rzadko zmienia cele. Najprostszym sposobem jego zabicia jest ucieczka jedną postacią, podczas gdy towarzysze będą go atakować. Potwór ten jest szybszy od naszej postaci, więc bez uników nie uda nam się go pokonać.
Nagrody i złe uczucie z tyłu głowy
W nagrodę za zdobyte poziomy oraz ukończone mapy otrzymujemy skrzynki ze skarbami. Im lepiej nam poszło w trakcie gry, tym lepszą skrzynkę otrzymamy. Punktowane są specjalne kości, księgi oraz liczba pokonanych w trakcie gry bohaterów. W skrzynkach znajdujemy nową broń, opancerzenie i śmieci potrzebne do tworzenia nowych przedmiotów. Najbardziej mnie martwią jednak skrzynie.
Gra jest stosunkowo tania, kosztuje tylko 70 zł, ale czuję że twórcy mogą mocno doić graczy na dodatkowej zawartości takiej jak skrzynie, kostiumy oraz nowe mapy. W sumie mają do tego prawo, ale jeżeli nowe mapy będą płatne to dwa razy się zastanowię czy warto przeznaczać dla tej gry więcej czasu. Nie będę póki co panikować i zacznę dopiero po premierze. Na pewno w tą grę zagram i na pewno zobaczycie jej recenzje na Big Bad Dice.
Brak komentarzy