Witajcie! Za oknami słońce wygląda zza chmur a ja mam dla Was recenzję gry karcianej Zaklinacze od wydawnictwa Gindie. Zaklinacze to gra karciana autorstwa Rafała Cywickiego, przy grze może się doskonale bawić od dwóch do czterech osób, według informacji na pudełku najmłodsi śmiałkowie stający oko w oko z przygodą mogą mieć 12 lat, górnej granicy wieku oczywiście nie ma. W grze naszym zadaniem jest wcielenie się w odważnego osobnika, który wyrusza na spotkanie z przygodą i potworami, a wszystko po to by zdobyć atrefakt, przeznaczony specjalnie dla niego.
Zakuty łeb ale pomaga zrobić sadzone w dziczy.
W pudełku gry Zaklinacze znajdziecie 6 talii krain, a każda ma po 25 kart, ponadto żetony ran i kryształów, i potwory. Jak już wspomniałam naszym celem jest zebranie naszego własnego artefaktu. Na łatwiejszy start naszej wyprawy dostajemy 5 kryształów, mieszamy ze sobą tyle talii kart krain ilu jest graczy. Z tejże pomieszanej talii losujemy 6 kart, z wyłączeniem potworów i kładziemy w torze dobierania, na sam koniec musimy dokonać jeszcze jednego wyboru, mianowicie bierzemy jedną z Kart Wiosek i kładziemy przed tamtą szóstką kart. Teraz jak już wszystko przygotowane czas wyruszać!
Wybrane karty w toru dobierania kładziemy przed sobą, karty zaklęć po prawej stronie, zaś przedmioty po lewej. Następne dobrane karty umieszczamy jedne na drugich tak by odkryta została tylko dolna część. Po każdym dobraniu kart należy pamiętać, by wszystkie karty przesunąć w stronę wioski i uzupełnić tor do sześciu kart. Ale żeby nie było za prosto to muszę Was zmartwić, karty mają swój koszt, także by zapolować na wypatrzoną kartę musimy być przy kasie. Koszt liczymy jako odległość od wioski, czyli pierwsza karta od wioski nie kosztuje nic, zaś druga już jeden kryształ i tak analogicznie to idzie dalej. Niektóre karty mają opisane akcje, więc gracz może z nich dowolnie korzystać. Zamiast dobierania karty może również pasować swój ruch, wtedy wykorzystuje to na podbudowanie budżetu bądź na leczenie ran.
Kolejnym ruchem jaki można wykonać, jest atak na potwora. Jeśli nie mamy wystarczająco ataku, możemy zapłacić daną sumę i wyrównać nasze punkty ataku do punktów potwora.
Rozgrywka kończy się w momencie wyczerpania się talii i toru dobierania wtedy też każdy z graczy podlicza swoje punkty chwały, oczywiście wieniec laurowy dostaje osoba z największą liczbą punktów. Byleby na tych laurach potem nie osiąść:)
Masz dosyć wszechogarniającego dobra? Dołącz dziś.
Interakcji w Zaklinaczach jest niewiele. Oczywiście znajdzie się na kartach pułapek, czy nawet na potworach, więc szansa żeby podłożyć świnkę jest aczkolwiek mała. Nie mniej jednak gra się całkiem przyjemnie nawet i z taką dozą wredu. Tutaj raczej każdy dba sam o siebie i o swoją wygraną. Ta pozycja świetnie podpasuje osobom, które lubią rywalizację ale nie krwawą bo są z natury spokojne. Jest też troszkę tej pozytywnej interakcji, ponieważ można komuś uleczyć ranę, więc Zaklinacze stanowią mieszankę w której każdy znajdzie coś dla siebie.
Waży swoje, dzwoni i obciera, ale porasta futrem w czasie pełni.
Co do regrywalności Zaklinaczy to jest ona całkiem dobra z racji różnorodności talii i wiosek. Można za każdym razem mieszać inne i za każdym razem dzieje się coś innego. To samo tyczy się kart wiosek, każda z nich ma inne mocne strony a to za każdym razem modyfikuje trochę rozgrywkę. Gra na dwie osoby skaluje się bardzo dobrze, przyjemnie płynie czas i nie jest on długi co najważniejsze. Czas gry to około 30 minut, więc gdy wracamy zmęczeni z pracy krótka partyjka będzie jak znalazł. Ze względu na małą objętość pudełka grę łatwo zmieścić w torebce, my to wykorzystaliśmy i gra jeździła z nami do lokalnego pubu na wieczory planszówkowe ze znajomymi. Tam udało nam się przetestować jak gra działa na trzy osoby. I tu również się nie zawiedliśmy, gdyż bardzo dobrze się skaluje. Trzy talie, więcej możliwości a czas gry wydłużył się nieznacznie. Zasady są jasne, więc myślę, że grę będziemy pokazywać znajomym przez dłuższy czas.
Z daleka wygląda jak dźwiedziołak.
Co do wykonania gry to żadnego „ale” nie będzie. Opakowanie gry solidne z fajnymi, fantastycznie klimatycznymi grafikami, instrukcja jest klarownie napisana, łatwo się ją studiuje, i łatwo tłumaczy zasady nowym graczom. Wypraski nie zastaliśmy ale w pudełku było multum woreczków, więc wszystko znalazło w nich swoje miejsce i nic oddzielnie nie lata po pudełku. Żetony również w porządku, wykonane z grubej, solidnej tektury. Dodam jeszcze, że autor gry musiał mieć dobrą zabawę przy tworzeniu opisów na kartach, gra jest niesamowicie humorystyczna a po złożeniu artefaktu zawsze czytamy to co się komu trafiło.Pośmialiśmy się przy tym sporo, a że śmiech to zdrowie to za to ogromny plus. Jest zabawa!
Może i jest toporny, ale robi najpierw masę potem rzeźbę.
Cena Zaklinaczy nie zwala z nóg ani nie jest krzywdą dla portfela. Koszt to około 80 złotych. Drogo? Nie drogo, bywało znacznie gorzej. Uważam, że za taką zawartość i dawkę dobrego humoru oraz rozrywki to nie jest dużo. Zaklinacze są również dobrą opcją na prezent, nie jest kosztowny a ucieszy obdarowanego, i może sprawić, że dana osoba zakocha się w planszówkach.
Jeśli nie chcesz mojej zguby Smokożółwia daj mi luby.
Zaklinacze są świetną grą na początek fantastycznej przygody z planszówkami i niekończącej się miłości. Jest to również opcja dobra dla starych wyjadaczy. Gra cieszy oko, a to za sprawą fajnych grafik, humoru jakim została obdarzona przez twórców oraz przyjemnej rozgrywki. Nie jest duża a to ogromna zaleta, ponieważ gra może nam w wielu miejscach towarzyszyć. Chyba wszystko już powiedziałam 🙂
Brak komentarzy