Elsie Silver: Wild Card – ostatnia (i najlepsza) część serii!


Wild Card

Czy Wild Card od Elsie Silver jest dobrym zakończeniem cyklu Rose Hill? Zapraszam do recenzji książki, która niedługo pojawi się na polskim rynku!

Po parodii, którą była druga część serii Rose Hill, Wild Eyes, z niemałą rezerwą podchodziłam do dalszych przygód bohaterów. Okazało się jednak, że Wild Side miło mnie zaskoczyło, a Wild Card… całkiem się spodobało? Wyobrażasz sobie, że ostatni tom serii pewnie będzie spokojny, grzeczny i przewidywalny, po czym autorka rzuca w ciebie motywem „zakazanej miłości” i patrzy, jak twoje poczucie moralności reaguje. Na wszelki wypadek: tak, to jest romans o kobiecie, która zakochuje się w ojcu swojego byłego, a wszystko w klimacie małego miasteczka, w którym wszyscy wiedzą z kim sypiasz – zanim się w ogóle zdecydujesz.

Książka zamyka serię Rose Hill i skupia się na Bashu i Gwen. On: 39-letni, mrukliwy pilot samolotów gaśniczych, specjalista od pożarów w lasach, ale absolutnie bezradny, jeśli chodzi o gaszenie własnych emocji. Ona: 27-letnia instruktorka jogi, słoneczko w ludzkiej postaci, chodzący entuzjazm, na dodatek zanurzony po uszy w afirmacjach. Całe to jej „żyj tu i teraz”normalnie doprowadzałoby mnie do szału, ale tutaj dziwnie… działa. Z grubsza.

Wild Card

Na początku cofamy się do ich pierwszego spotkania na lotnisku w Vancouver. Śnieżyca, odwołane loty, wszyscy wkurzeni – klasyczny chaos, z którego nasza romantyczna bohaterka musi wyciągnąć coś dobrego, bo inaczej po co to wszystko. Bash z kolei właśnie dowiedział się, że ma 24-letniego syna, o którego istnieniu nikt raczył go wcześniej nie poinformować. Jest więc w dość parszywym nastroju. I wtedy (cała na kolorowo) wchodzi Gwen, która widzi, jak Bash staje w obronie obsługi lotniska. Naturalnie, postanawia się do niego dosiąść. Bez zaproszenia, oczywiście.

Po kilku godzinach spędzonych na lotnisku i takiej samej liczbie iskrzących dialogów wymieniają numery, mają się zobaczyć znowu – i jak to bywa w życiu (oraz w fabule, która potrzebuje dramatu), nic z tego nie wychodzi. Rok później los, który najwyraźniej ma poczucie humoru, wpycha Gwen do małego górskiego miasteczka, gdzie mieszka Bash. Ona przyjeżdża tam uczyć jogi, on wciąż próbuje ogarnąć temat swojego „nowego” syna. Iskry między nimi oczywiście dalej latają. Problem? W międzyczasie bohaterka zdążyła… umówić się z jego synem (nie wiedząc o powiązaniu rodzinnym!). Krótko, niezbyt poważnie, ale jednak. Teraz, kiedy ponownie spotyka swoją „lotniskową bratnią duszę”, okazuje się, że to tata faceta, którego właśnie rzuciła. Rechot losu, dosłownie.

My eyes hurt from the effort of keeping them from rolling.

Od tego momentu zaczyna się klasyczny, powolny taniec znany czytelnikom romansów jako „chcę cię, ale nie mogę”. Bash, po latach nieobecności, bardzo chce być ojcem, na serio i porządnie. Wie, że romans z Gwen byłby przekroczeniem granicy, które mogłoby rozwalić kruchą relację, zanim w ogóle się uformuje. Gwen widzi, co się dzieje, rozumie te dylematy, ale jednocześnie… ma oczy (i hormony). I pamięć. A w tej pamięci jednego bardzo konkretnego, zrzędliwego pilota.

Żeby nie było za łatwo, dzięki uprzejmości lokalnego dziwaka, Clyde’a, wszyscy troje lądują pod jednym dachem. Ten z kolei nie jest jedynie dodatkową postacią poboczną, ale dosłownie chodzącym, bezzębnym katalizatorem chaosu. Jednocześnie odpowiada też za zabawę, jaką zapewniła mi ta książka. Jest bowiem stary, nie posiada filtra pomiędzy mózgiem a ustami, nieustannie rzuca memiczne komentarze, a przy tym jest też miłośnikiem teorii spiskowych. Postać idealna.

You’re a fucking wild card. Unpredictable and never what I expect. You scare the hell out of me every damn day. But today more than any of them. Because I thought I lost you.

Przez dużą część Wild Card mamy do czynienia z klasycznym slow burnem: pełno spojrzeń, przypadkowych dotknięć i rozmów, które kończą się, zanim padnie meritum. Czy to działa? W dużej mierze tak. Da się poczuć to ciągłe pragnienie, tę frustrującą bliskość bez spełnienia, te wszystkie „co by było, gdyby rok temu…”. Relacja rozwija się powoli, jest czas na poznanie bohaterów osobno. Czy wszystko jest idealne? Nie, i dzięki Bogu, bo przynajmniej jest na co ponarzekać.

Po pierwsze: ten slow burn momentami naprawdę wlecze się jak korek w mieście. Jest napięcie, jest chemia, ale w pewnym momencie miałam już wrażenie, że autorka bardziej niż sami bohaterowie bała się przekroczyć granicę. Owszem, rozumiem, że trzeba zbudować moralny konflikt, relację Basha z synem, nadać temu wszystkiemu ciężar emocjonalny. Tylko że po dwudziestej scenie kiedy „odsunął się od niej, bo to byłoby nie w porządku”, zaczęła mi drgać powieka z nerwów.

Wild Card

Gwen to dobra postać i nawet ją polubiłam. Ma dobre serce, jest ciepła, uparta, potrafi przycisnąć Basha do muru, kiedy trzeba, ale cały ten wątek duchowości bywał trochę zbyt nachalny. Momentami jej obrona swojego stylu życia i zawodowych wyborów brzmiała jak wstawiony post z Instagrama o autentyczności i własnej ścieżce. Tak, świat nie rozumie joginek, wielkie zaskoczenie. Ledwo skończyłam przewracać oczami, a wywód z narzekaniem zaczynał się od nowa.

Sam Bash jest… przyzwoity? Porządny, dojrzały, konsekwentny. Autorka bardzo się starała, żeby nie był stereotypowym bohaterem zainteresowanym młodszą kobietą. I to jej faktycznie wyszło. Przede wszystkim naprawdę chciał być lepszym ojcem. Miał świadomość swojej odpowiedzialności, dźwigał poczucie winy i dopiero potem dochodzi aspekt „mężczyzny”. Momentami jednak całe to jego bycie „grumpy” stało się trochę generyczne. Był mruk, praca, jakaś trauma – miło, ale już to wszystko czytałam. Parę razy. Zabrakło nieco oryginalności.

What I should have been brave enough to tell her is that I didn’t want that to be a one-night thing. I wanted it to be an every-night thing.

W Wild Card doceniam kilka rzeczy, które autorka zrobiła naprawdę dobrze. Po pierwsze, nie uciekła w tani dramat i zdrady. Romans Gwen z synem Basha został wyraźnie pokazany jako krótki, płytki, bez wielkich emocji. Nie ma zdrady, nie ma dziwnych wymówek. To ważne, bo ten motyw bardzo łatwo zamienić we własny wulkan ciarek żenady. Tutaj to po prostu trudny kontekst, a nie obleśny skandal. Po drugie, fajnie wypada wątek terapii i zdrowia psychicznego. Gwen w pewnym momencie po prostu mówi Bashowi, że potrzebuje pomocy specjalisty, a on… idzie. Nie dlatego, że ktoś go zmusza, tylko dlatego, że zaczyna rozumieć, że tak dalej się nie da. W romansach bohaterowie często leczą traumę seksem i śniadaniem do łóżka; tu jest seks plus terapia, co jest zestawem zdecydowanie zdrowszym.

Czy zakończenie jest realistyczne? No cóż. Poważne rozmowy, przebaczenie, reorganizacja życia, pogodzenie syna z ojcem, a w tle gorący romans z byłą dziewczyną tego syna. Czy to wszystko składa się w coś, co w rzeczywistości załatwiłoby się tak gładko? Delikatnie mówiąc: raczej nie. Tu konflikt z synem rozwiązuje się jednak trochę zbyt szybko i zbyt wygodnie. Ale to wciąż romans, nie podręcznik z zakresu terapii rodzinnej; wiem, na co się pisałam.

The fuck did you just say to her?

Wild Card daję mocne cztery gwiazdki, z lekkim zaokrągleniem w górę – za Clyde’a i emocjonalne momenty, które naprawdę były szczere. Książka może jest nierówna: tam, gdzie Silver stawia na emocje, relacje i cichą, bolesną wrażliwość Basha, jest świetnie. Tam, gdzie dorzuca trochę za dużo „humoru”, powtarzalne rozkminy o duchowości i przeciąga napięcie tylko po to, żeby je przeciągać, bywa męcząco.

Czy poleciłabym Wild Card? Owszem, jeśli lubisz wątek grumpy/sunshine, małe miasteczka i różnicę wieku pomiędzy bohaterami, a motyw ojca byłego chłopaka nie wywołuje u ciebie natychmiastowych odruchów żołądkowych. To nie jest idealne zakończenie serii, ale nie oczekiwałam ideału. Było wystarczająco emocjonalne, wystarczająco gorące i wystarczająco urocze, żeby odłożyć książkę z tym specyficznym uczuciem – trochę się czepiam, ale i tak mi się podobało.

Więcej o nadchodzących projektach autorki:www.elsiesilver.com

Poprzednio Europosłowie chcą zakazu social mediów dla młodzieży do 16 roku życia
Następny Najciekawsze premiery gier wideo – Grudzień 2025