Ponad 200 godzin w serii Dark Souls. Powiedzieć że lubię te gry, to tak jakby powiedzieć że Robert Kubica lubi jeździć samochodem. Dla mnie są one wyzwaniem oraz pozycjami absolutnie niepowtarzalnymi. Uwielbiam wysoki poziom trudności, wyzwania i naprawdę trudne potyczki z przeciwnikami. Dlatego z wielką przyjemnością zakupiliśmy grę karcianą Bloodborne, którą w Polsce wydał Portal, a która została zaprojektowana przez geniusza gier planszowych – Pana Erica Lange.
Założenia gry karcianej Bloodborne
Tradycyjnie rozpoczynamy od teorii. Bloodborne to gra karciana dla 3 – 5 graczy, w której wcielamy się w łowców oraz wspólnie z sojusznikami przechodzimy kolejne poziomy podziemi kielicha i na końcu walczymy z bossem. Dlaczego oznaczyłem sojuszników kursywą? Bo zwycięzca może być tylko jeden. I dlatego ta gra jest moją muzą ostatnich tygodni. W praktyce wygląda to tak, że gracze wspólnie walczą z potworami, zdobywając krew oraz trofea które służą za punkty zwycięstwa. Problem jest taki, że każdy potwór ma ograniczoną liczbę punktów życia, które są jednocześnie punktami zwycięstwa. Niepokonany też potwór (z wyjątkiem bossów) ucieka i tracimy z niego wszystkie niezabrane punkty.
No właśnie, każdy gracz, rozpoczynając od pierwszej osoby w tajemnicy zagrywa kartę. Następnie je odkrywamy, transmutujemy jeżeli ktoś wybrał taką kartę, otrzymujemy obrażenia od wroga (z rzutu kośćmi) oraz sami zadajemy obrażenia w kolejności ustalonej wcześniej rozpoczynając od pierwszego gracza. Może więc się zdarzyć tak, że gracz ostatni, lub wcześniejszy nie otrzyma punktów zwycięstwa, bo wróg zostanie wcześniej ubity. W takim wypadku, dzięki transmutacji możemy wymienić broń na pistolet który strzeli przed innymi graczami, lub inne dzieło sztuki które umożliwi nam zdobyć jakieś punkty lub przeszkodzić sojusznikom.
Druga sprawa, to kwestia magazynowania krwi, czyli punktów zwycięstwa. W trakcie pobytu w lochach zdobywamy punkty krwi i tracimy je natychmiast jeżeli gracz je posiadający zginie. Aby zmagazynować krew, musimy odpocząć używając w trakcie pierwszej fazy specjalnej karty Sen Tropiciela. Jeżeli uda nam się przetrwać atak potwora (otrzymujemy połowę obrażeń), to regenerujemy punkty życia, magazynujemy krew oraz możemy wybrać jedną z dostępnych kart ulepszeń i dodać ją do naszej talii (maksymalnie możemy mieć 7 kart, nadmiar odrzucamy). Mamy jakiś miniaturowy mechanizm deckbuildingu, ale kart ulepszeń jest zdecydowanie za mało.
Na ilu graczy?
Najlepiej na pięć osób. Ewentualnie na cztery, ale największa zabawa jest w trakcie gry właśnie pięcioosobowej. Rozgrywka w trzy osoby była dla nas raczej nużąca, może nie było źle, ale pełna zabawa jest przy pełnej drużynie. Mimo zasad dla dwóch graczy, którzy fani przygotowali na serwisie boardgamegeek, nie ma absolutnie żadnej frajdy z zabawy w tak niewielkim gronie. Główna zabawa polega właśnie na interakcji między graczami i im więcej nas jest przy stole, tym więcej możemy zabawy wyciągnąć z tej gry.
Interakcja
Gra jest w pełni interakcyjna. Mimo mechanizmu pierwszego gracza, to wszyscy gramy jednocześnie. Razem wykładamy karty, razem transmutujemy broń, razem otrzymujemy obrażenia, ale ginie tylko gracz nieuważny. Dużo w tej grze jest zdrady, ale i sojuszów. Duża część kart pozwala nam na niewielkie przeszkadzanie innym osobom, chociaż przez ich niewielką liczbę, brakuje tutaj kombosów oraz bomb atomowych, które przy odpowiednim planowaniu, pozwalają nam na robienie prawdziwej masakry wśród wszystkich graczy. Mamy parę kart które pozwalają na kombosy. Przykładem jest tutaj czar który zadaje tyle obrażeń ile mamy kart broni w stosie kart odrzuconych, im dłużej jesteśmy na polu bitwy i im więcej broni wcześniej zakupiliśmy oraz użyliśmy, tym więcej obrażeń zadamy, tym samym zdobywając więcej punktów, chyba że nam inni gracze przeszkodzą co jest wielce prawdopodobne. I te emocje bardzo punktują przy Bloodborne.
Przy Bloodborne wychodzą na wierzch charaktery. Część osób będzie bardziej ugodowa i chętniej będzie współpracowała z innymi graczami, inne osoby będą samotnikami, a jeszcze inne zdrajcami i wykorzystają nasze zaufanie oraz zmienią plany przy odkrywaniu kart, dzięki czemu zyskają znacznie więcej naszym kosztem. Zdrada jest motorem napędowym Bloodborne. Nie raz będziemy współpracować z innymi graczami, by dokopać Tropicielowi któremu idzie za dobrze. Innym razem to sami będziemy zaszczuci przez byłych współpracowników, kiedy na wskaźniku zostanie mało punktów życia, a w przechowaniu mamy dużo krwi. Dogadamy się? Wątpię.
Regrywalność
Mam mieszane uczucia co do regrywalności. Mamy co prawda dużo potworów, ale mało przedmiotów i bossów. Gra w pewnym momencie się zaczyna powtarzać, jednak można śmiało przyznać że pozycja starcza na 10 – 15 rozgrywek w tym samym gronie łowców, chociaż oczywiście wszystko zależy od preferencji grających. Dla nas gra jeszcze się nie wypala, ale znam już wszystkie karty i łatwiej mi planować kombosy, których jak już wspomniałem jest mało i przez to bardziej zaawansowani gracze zawsze wiedzą co knujemy. Z drugiej jednak strony, to negatywna interakcja i emocje napędzają Bloodborne, więc jeżeli znajdziecie emocję wredot i wredów, to w takim gronie będziecie się bawić grą Bloodborne znacznie dłużej.
Wykonanie
Wykonanie arcymistrzowskie. Pierwsze co się rzuca w oczy to wypraska. Przemyślana, jest miejsce na wszystko i bardzo pomaga przy grze. Dobieramy z niej znaczniki krwi które są ślicznymi, czerwonymi krążkami. Punkty życia oznaczamy na specjalnych wskaźnikach tarczowych, podobnych do tych z gry figurkowej X-Wing. Karty są wydrukowane na bardzo dobrym jakościowo papierze. Jedynie krążki z oznaczeniem trofeów to zwykłe tekturowe znaczniki i trochę to kontrastuje z całą resztą, ale nie jest też źle.
Dodatkowo 3 kości obrażeń – w zależności od siły potwora, zielona (łatwa), żółta (średnia), czerwona (przerażająca). Na kościach są dodatkowe plusy oznaczające sumowanie obrażeń przy pechowym rzucie, więc przy odrobinie nieszczęścia w walce z silnym potworem, może być tak że wszyscy tropiciele stracą wszystkie punkty życia za jednym razem, zanim zdążą zadać cios. Takie sytuacje zdarzyły nam się dwa razy i nikt nie był na to przygotowany. Oczywiście w grze nie giniemy, a jedynie tracimy niezmagazynowaną krew.
Cena
Cena jest bardzo niska, bo wynosi tylko 100 zł. Jak na tak konkretną zawartość, otrzymujemy bardzo dużo, w bardzo niskiej cenie. Według mnie szkoda nie brać tej gry, zwłaszcza jeżeli gracie w gronie 5 graczy. Na pewno nie pożałujecie, chyba że w swoim gronie macie osoby które nie lubią negatywnej interakcji oraz wredu od przyjaciół. W takim wypadku dobrze się zastanówcie czy proponować dla takich osób tą piękną pozycję.
Podsumowanie
Gra bardzo ładnie się konwertuje. Za niecałe 100 zł, otrzymaliśmy już wiele godzin dobrej zabawy (jedna rozgrywka na 5 osób w naszym przypadku trwa około 90 minut), jest to jedna z tych gier które kosztują niewiele, ale gra się w nie wiele i chętnie wraca. Przynajmniej na początku, bo jak już poznamy wszystkie triki i kombosy, może zacząć zawiewać nudą. Gra bardzo prosi się o mini dodatek z nowymi przedmiotami, potworami i bossami. Jeżeli taki powstanie to pierwszy w niego zainwestuję. Gdyby podwoić liczbę kart przedmiotów, gra miałaby znacznie większą regrywalność i chęć wracania do niej. W obecnym stadium, posiadamy jednak dobrą grę na około 10 rozgrywek.
1 komentarz