Dobrowolna inwigilacja czatów w Unii Europejskiej staje się faktem po tym, jak państwa członkowskie osiągnęły długo wyczekiwany kompromis legislacyjny. Po ponad trzech latach sporów, negocjacji i wzajemnych oskarżeń o próbę masowej inwigilacji, Rada UE przyjęła wspólne stanowisko w sprawie tzw. „chatkontrolle”. Choć w pierwotnym zamyśle Komisji Europejskiej miał to być system obowiązkowego skanowania całej komunikacji internetowej w poszukiwaniu oznak przestępstw, ostateczny projekt przewiduje coś innego: dobrowolne, ale prawnie dopuszczone monitorowanie rozmów przez dostawców usług internetowych. Decyzja ta rozpala debatę o prywatności, bezpieczeństwie i granicach cyfrowej kontroli, a jednocześnie otwiera drogę do rozpoczęcia kluczowych trójstronnych negocjacji z Parlamentem Europejskim.
Porozumienie osiągnięte na poziomie państw członkowskich jest wynikiem twardych sporów o zakres ingerencji w prywatne wiadomości. Komisja od początku forsowała obowiązek filtrowania komunikacji bez podejrzeń wobec użytkowników, co eksperci oraz posłowie Parlamentu Europejskiego określali mianem masowej inwigilacji. Parlament stał twardo na stanowisku, że dopuszczalne jest wyłącznie skanowanie niezaszyfrowanych treści i wyłącznie wobec osób podejrzewanych o przestępstwa. Z kolei większość państw UE chciała obowiązkowego skanowania, jednak nie zdołała przegłosować sceptycznej mniejszości blokującej. W tej sytuacji Rada przyjęła rozwiązanie minimalne: chatkontrolle nie będzie obowiązkowe, ale firmy będą mogły ją wdrażać dobrowolnie. Unia Europejska już wcześniej powołała grupę do walki z szyfrowaniem czatów. Walka o wgląd w nasze rozmowy ciągle trwa.
Decyzja ta spotyka się z bardzo mieszanymi reakcjami. Już podczas posiedzeń grup roboczych wiele państw określało kompromis jako „absolutny minimalny konsens”, zawierający mniej, niż początkowo oczekiwano. Zwłaszcza Hiszpania i Węgry wyrażały rozczarowanie tym, że nie udało się utrzymać obowiązkowych środków wykrywania przestępstw w komunikatorach i proponowały, by choć w „otwartych przestrzeniach” cyfrowych wprowadzić pewne formy obowiązkowego filtrowania. Pomysł nie został jednak przyjęty, aby uniknąć otwarcia kolejnej rundy sporów. Rada podkreśliła jedynie, że mechanizm przeglądu pozostawia możliwość wprowadzenia obowiązków wykrywania w przyszłości, co natychmiast podkreśliły państwa opowiadające się za twardszą kontrolą.
Z kolei kraje takie jak Niemcy czy Francja poparły kierunek dobrowolnego stosowania filtrów. Berlin szczególnie chwalił usunięcie obowiązkowych narzędzi oraz jednoczesne utrzymanie prawnej furtki dla tych dostawców, którzy będą chcieli samodzielnie stosować technologie wykrywania nielegalnych treści. Niemieccy eksperci ds. ochrony danych podkreślają jednak, że nawet dobrowolne systemy tego typu budzą ogromne wątpliwości. Faktycznie wielu specjalistów uważa, że dobrowolne skanowanie czatów jest prawnie niedopuszczalne, a Komisja Europejska nie przedstawiła dowodów na jego proporcjonalność. Ostrzega się, że taka forma nadzoru stworzy ryzyko nadużyć, błędnych alarmów i może otworzyć drzwi do rozszerzenia monitoringu na kolejne obszary życia cyfrowego.

W krytyce nie brakuje głosów europejskich organów ochrony danych. Zarówno Europejski Inspektor Ochrony Danych, jak i niemiecka czy unijna komisarz ds. prywatności wyrażają obawy, że projekt prowadzi w stronę systemu, który faktycznie będzie sprzyjał profilowaniu obywateli, podważając anonimowość komunikacji i zwiększając ryzyko poważnych naruszeń bezpieczeństwa danych. Szczególnie kontrowersyjny jest element dotyczący obowiązkowych weryfikacji wieku, które – jak ostrzegają naukowcy – mogą prowadzić do dyskryminacji i łamania prawa do anonimowego korzystania z internetu. Jeśli dostawcy usług będą musieli wdrożyć masowe systemy identyfikacji użytkowników, może to oznaczać praktyczne zniknięcie anonimowości online.
Choć dánska prezydencja Rady deklaruje, że kompromis jest klarowny, w praktyce dokument musiał zostać doprecyzowany po serii pytań ze strony państw członkowskich. W projekcie znalazły się niespójne zapisy, które sugerowały, że dobrowolne środki mogą być de facto obowiązkowe, jeśli traktować je jako element minimalizacji ryzyka. Po interwencji służb prawnych usunięto niejednoznaczne fragmenty i dodano jasny zapis: żadna część rozporządzenia nie może być interpretowana jako nakładająca na usługodawców obowiązek prowadzenia wykrywania treści. Jest to kluczowe z punktu widzenia prawnego i politycznego, ponieważ pozwala Radowi zaakceptować projekt bez ryzyka kolejnych sporów o masową inwigilację.
Teraz uwaga instytucji przenosi się na etap trójstronnych negocjacji, w których Rada, Parlament i Komisja będą próbowały wypracować ostateczną wersję przepisów. Spotkania ambasadorów państw członkowskich oraz grudniowe obrady ministrów sprawiedliwości i spraw wewnętrznych mają w ciągu kilku tygodni doprowadzić do formalnego zatwierdzenia stanowiska Rady. Dopiero wtedy trzy instytucje rozpoczną intensywne negocjacje, które zadecydują o przyszłości prywatnej komunikacji w UE.
Debata wokół chatkontrolle dopiero się rozpoczyna, a jej wynik będzie miał ogromne znaczenie dla użytkowników komunikatorów w całej Europie. Zwolennicy twierdzą, że dobrowolne narzędzia wykrywania przestępstw to krok w stronę większego bezpieczeństwa, krytycy zaś ostrzegają przed powolnym oswajaniem społeczeństwa z cyfrową inwigilacją. Niezależnie od interpretacji, osiągnięty kompromis pokazuje, że kwestia równowagi między bezpieczeństwem a prywatnością pozostaje jednym z najtrudniejszych wyzwań współczesnej polityki cyfrowej.




