Kilka podstawowych informacji na temat gry Dominion:
Jak każdy gracz słyszałem w swojej planszówkowej historii natknąłem się na Dominiona. Król deckbuildingu; budowanie talii w najczystszej postaci; masa kombosów i stos dodatków dających nieograniczone możliwości grania – takie opinie słyszałem, nawet zagrałem raz, czy dwa na telefonie, ale z jakichś niezrozumiałych dla mnie powodów gra nie trafiła na moją półkę i stół. Na szczęście w przyrodzie nic nie ginie, IUVI Games wydało w Polsce kolejną wersję tej genialnej gry (ach te remastery, na szczęście dobre gry do nich trafiają) i jest okazja znowu budować swoją talię i bliżej poznać się z Dominionem.
O co chodzi w grze? Fabularnie jesteśmy księciem. Nie byle jakim, bo władamy naprawdę urokliwą krainą pełną rzek, dolin i pól dających z roku na rok coraz lepsze plony – jednym słowem sielanka. Jak to zwykle bywa, w duszy człowieka tli się ta delikatna nutka niepokoju, a w głowie słuchasz podszepty ambicji – obok Ciebie leży ziemia niczyja, wystarczy po nią sięgnąć; zamek się sypie i trzeba naprawić to i owo; w skarbcu jest jeszcze trochę miejsca na złoto i skarby. Może to dobry moment, żeby rozwinąć królestwo i zapewnić poddanym jeszcze większy dobrobyt?
Z tematu i fabuły to tyle, ponieważ mechanicznie będziemy budować naszą talię. Karty, które się w niej znajdą reprezentują nasze królestwo. Na początku jest to skromna kolekcja podstawowych budowli, czy miedziaków, ale bliżej końca gry pojawi się tam złoto, prowincje czy mistrzowie cechowi ze swoimi budynkami. Czy taki zabieg, czyli królestwo w kartach ma jakiś klimat? – moim zdaniem nie. Czy to mi przeszkadzało podczas rozgrywki? – absolutnie nie. Dominion to nie przygodówka, a gładko wchodząca mechanika budowania talii. Temat jest generyczny – ile to już razy budowaliśmy w grach królestwo, ale ile razy budowaliśmy talię naszego królestwa? Tematycznie nie mam tu nic do zarzucenia i gra daje radę.
Wykonanie
Kwadratowe, standardowych rozmiarów pudełko skrywa masę przekładek, które wypełnimy kartami. Każdy rodzaj kart ma swoje miejsce – wszakże porządek musi być. Dzięki temu dość sprawnie możemy przeprowadzić setup gry. Karty na swoim miejscu zostaną również niezależnie od tego, czy grę trzymamy pionowo, czy poziomo. Graficznie gra nadrobiła lata i wygląda jak tytuł, który był wydany ostatnimi czasy. Jest kolorowo, ale nie ucierpiała przy tym czytelność gry.
W kilku słowach o zasadach
Zasady nie należą do skomplikowanych, a cała trudność gry w Dominiona to załapanie jak działają niektóre karty i wykorzystanie ich zdolności w praktyce. Na początku każdy dostaje dziesięć takich samych kart – trzy posiadłości oraz siedem miedziaków. Gra trwa nieokreśloną liczbę rund, w której każdy z graczy rozgrywa trzy fazy. Na początek możemy zagrać jedną kartę akcji – to te, które na dole mają zapis Akcja oraz rozpatrzenie zdolności.
Następnie zagrywamy karty skarbów z naszej ręki, które generują nam monetki – jedną monetę za Miedziaki, dwie za Srebrniki i trzy za Złoto. Za wygenerowane fundusze możemy sobie kupić jedną kartę dostępną na rynku – taka karta ląduje na naszym stosie kart odrzuconych, tak jak i wszystkie inne zużyte karty (niezagrane również). Na koniec dobieramy pięć nowych kart i kolejka przechodzi na kolejnego gracza. Szybko, prosto i przyjemnie. Gramy do momentu, gdy wyczerpie się stos Prowincji lub trzy dowolne dostępne na rynku. Gracz, który ma najwięcej punktów w swojej talii wygrywa.
Wrażenia z rozgrywki, czyli jak chętnie znowu usiądę do Dominiona?
W grach RPG przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę. W Dominionie przed rozpoczęciem rozgrywki należy wybrać zestawy kart, które będziemy mogli zdobywać w trakcie zabawy. Możemy to zrobić świadomie lub skorzystać z separatorów i wylosować sobie set na daną rozgrywkę. W instrukcji znajdziemy też predefiniowane zestawy, które osobiście bardzo polecam. Nie dość, że mamy gotowca, to jeszcze te zestawy są na tyle fajnie skonstruowane, że karty rzeczywiście mają ze sobą zależności i nie ma aż tak bardzo przegiętych kombinacji.
Największą siłą Dominiona jest regrywalność i ogromna zmienność tytułu, a mówimy tu póki co tylko o wersji podstawowej. W pudełku znajdziemy 26 różnych zestawów, z których wybieramy dziesięć. Policzcie, ile to różnych kombinacji mamy do odkrycia, zanim będziemy potrzebowali dodatków, które jeszcze bardziej rozkręcają Dominiona. Co prawda przez to bogactwo nie pomieścimy przyszłych rozszerzeń (a jeżeli gra się Wam spodoba, to kupicie ich sporo) w jednym pudle, ale cóż – kallax wytrzymywał już nie takie rzeczy.
Czymże jest jednak nieograniczona regrywalność bez satysfakcjonującej zabawy? Czy Dominion jest tytułem, który daje frajdę? Gra to klasyczne do bólu budowanie połączone z kombiącymi się umiejętnościami na kartach. Tylko tyle i aż tyle. Moim zdaniem to wszystko działa wyśmienicie. Mamy spory wybór kart, ale nie jest to przytłaczająca decyzja i szybko wymyślimy sobie jakiś zestaw ładnie ze sobą grający na obecną rozgrywkę. Niby możemy zagrać jedną kartę akcji na turę, ale szybko odkryjecie, że zagranie kilkunastu nie jest jakiś problematyczne – o ile na stole będą odpowiednie karty, które sobie zakupimy. Musimy pamiętać o wyważonym rzucaniu się na karty prowincji, które będą nam zapychały rękę i talię, a oprócz punktów w trakcie zabawy nie zrobią nic. Największy ból w deckbuilderach to możliwość czyszczenia sobie talii – Dominion ma kilka takich maszynek do mielenia, więc każdy znajdzie dla siebie własną ścieżkę.
Wydawać by się mogło, że Dominion to gra, która wygląda na solowy pasjans. Tutaj Was zdziwię – interakcji, również tej negatywnej jest cała masa! Oczywiście to znowu zależy od karty użytych do przygotowania zabawy, ale jeżeli zdecydujemy się na te mniej pacyfistyczne, to porzucamy na oponentów klątwy lub zmusimy ich do odrzucania kart. Dominion fajnie rozwiązuje też problem skupienia uwagi tylko na jednym z graczy – karty atakujące każą wszystkich bez wyjątków, więc po prostu tego problemu nie ma.
Gra pomimo prostych zasad naprawdę siada i nie chce zejść ze stołu. Czuć w niej ducha minionej epoki projektowania gier, ale z drugiej strony osobiście cierpię ostatnio na przesyt rozdmuchanych gier, które okazują się wydmuszkami. Zbyt trudne, przekombinowanie i bez frajdy z zabawy. Dominion pomimo lat nadal ma to coś, to przyciąga, każe nam sprawdzać kolejne ustawienia kart. W swoim gatunku Dominion wyznaczał pewne standardy rozgrywki i dobrze jest znać tego klasyka. Ja zamierzam też przetestować inne dodatki, bo u mnie w domu gra bardzo się sprawdziła, a czas rozgrywki zachęca do szybkich, wieczornych partyjek.
Skalowanie i czas rozgrywki
Im więcej osób przy stole, tym gra jest bardziej nieprzewidywalna i ciężej jest wyczuć moment, gdy ta tura będzie tą ostatnią. Co do czasu rozgrywki, to każda z moich partii to około pół godzinki z rozkładaniem i składaniem. Dobry insert pomaga! Przy większej liczbie osób przy stole czas nie zwiększa się jakoś drastycznie i nadal oscyluje wokół 30 minut, aczkolwiek tutaj dochodzi jeszcze wpływ „myślicieli” nad swoją turą.
Na zakończenie
Dominion to protoplasta dzisiejszych gier o budowaniu talii, który starzeje się niezwykle dobrze. Cieszy wydanie przez IUVI Games w przyjemnej dla oka szacie graficznej oraz w ogóle powrót tego klasyka na nasze stoły. Dobra gra zawsze obroni się sama, a do tej kategorii należy również Dominion. Ogromna regrywalność, kombosy na kartach i satysfakcja z rozgrywki – czego chcieć więcej? Może tylko miejsca na kolejne dodatki, bo tych w jednym pudle nie zmieścimy.
WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu IUVI Games za przekazanie gry do recenzji.
Może zainteresuje Cię nasza recenzja Wojna o Pierścień: Gra karciana?