Elden Ring: Nightreign to gra, która jest pewnym eksperymentem From Software, by sprawdzić, czy przerabianie swoich tytułów na coś innego ma jakikolwiek sens. O ile gra dobrze się sprzedała, to sam miałem mieszane odczucia podczas zabawy. Co jest z nią nie tak? Zapraszam do recenzji!
Historia Elden Ring: Nightreign opowiada o dawnej wojnie, kiedy to tajemniczy Lordowie Nocy sprowadzili mrok nad Ziemie Pomiędzy i zepchnęli całe światło gdzieś nad krawędź istnienia. My wcielamy się w jednego ze śmiałków, który przybył z daleka by rzucić wyzwanie lordom i przywrócić jako taki porządek do Ziemi Pomiędzy. Historia w zasadzie po ukończeniu prologu jest przedstawiana tylko w postaci krótkich zadań dla poszczególnych bohaterów, nawet dialogi z niewieloma postaciami w grze będą tutaj ograniczone. Nie ma co się oszukiwać, fabuła jest tylko pretekstem do takiej formy rozgrywki i mi osobiście trochę kłóci się z tym, co poznaliśmy w Elden Ring, gdzie całość była kunsztownie zaplanowana w najdrobniejszych detalach.

Jako, że historia zeszła na dalszy plan, to skupimy się na samej grze w Elden Ring: Nightreign. Jest to przedstawiciel gatunku roguelite, gdzie wraz z dwoma innymi graczami będziemy próbowali w ciągu dwóch dni w grze przygotować się do walki z kolejnym lordem nocy. Cały pojedynczy mecz trwa około 50 minut i jedynym czynnikiem wydłużającym są same walki z bossami na koniec każdego dnia, więc całość rzadko trwa dłużej niż godzinę. Podczas gry naszym celem będzie zdobycie odpowiedniego sprzętu oraz doświadczenia, za który kupimy kolejne poziomy. Całość została mocno uproszczona w stosunku do Elden Ring, ale gra się w zasadzie tak samo. Wyjątkiem są podwójne skoki, które pozwalają nam wchodzić po ścianach w odpowiednich miejscach oraz ogólna większa mobilność bohaterów.

Na początku zabawy wybieramy wędrowca, którym będziemy grać. Tutaj twórcy bardzo się postarali, bo mamy szeroki wachlarz archetypów. Mamy łucznika, który ma nieskończone strzały czy też szermierza, który posiada specjalny tryb parowania ciosów, podobny do tego, jaki ma bohater w Sekiro: Shadows Die Twice. Każdym z bohaterów gra się różnie, ale też mamy sporą możliwość własnej inwencji i nie musimy tak mocno skupiać się na ulubionych broniach bohaterów. Nasz łucznik, który wcześniej wspomnieliśmy dobrze sobie radzi z łukami, ale wysokie skalowanie ze zręczności pozwoli też na zabawę dwoma zestawami różnych broni. Zresztą nie ma co się oszukiwać, w grze będziemy znajdować różny sprzęt i najczęściej będzie to taki, do którego to my będziemy musieli się dostosować. Niestety pod tym względem Elden Ring: Nightreign jest bardzo typowym przedstawicielem gatunku roguelite.
Oczywiście najważniejszym elementem Elden Ring: Nightreign jest walka z bossami. Twórcy tutaj się postarali, bo zamiast wykorzystywać samych wrogów z Elden Ring, pojawili się też przeciwnicy z oryginalnych Dark Souls, a nawet kultowy Gaping Dragon z pierwszej odsłony. To bardzo miłe powroty, chociaż takich bossów w grze jest łącznie razem 10 i są raczej uśmiechem w stronę starych fanów serii, niż integralną częścią gry. Zdecydowana większość bossów to dalej różne warianty przeciwników z Elden Ring. Nie zrozumcie mnie też źle, to są naprawdę fantastyczni przeciwnicy i w zasadzie podczas każdego wypadu zawalczymy z około 10 takimi wrogami – mniejszymi lub większymi. Z czasem przychodzi pewna monotonia, ale przez pierwsze kilkadziesiąt godzin gry będziesz się bawić po prostu bardzo dobrze.

Największy problem z grą jaki mam, to taki, że mapa jest praktycznie ciągle taka sama i rzadko się zmienia. Po kilkudziesięciu godzinach bossów znamy już na pamięć i w zasadzie robimy ciągle to samo. Przydałaby się większa różnorodność, bo czynniki, które różnicują rozgrywkę nie są za duże. Dodatkowo gra posiada problemy techniczne, zwłaszcza ze stabilnym połączeniem. Regularnie byłem wyrzucany z gry, podobnie jak zawodnicy, z którymi grałem. Do tego dochodzi problem losowego gracza. Nie mam znajomych, z którymi mógłbym grać w taką grę, więc byłem skazany na zabawę z losowymi osobami. A wiadomo jak z nimi bywa, część z nich biega sobie każdy solo, bo co to nie on, a inna część lubi sobie wyjść i nie wrócić po 20 minutach i wtedy sami nie wiemy, czy chcemy kończyć mecz czy też nie. Tryb solo także nie jest odpowiednio zbalansowany i raczej stanowi on przygodę dla najbardziej wytrwałych graczy soulslike, a nie zwykłego gracza.

Zdecydowanie gwiazdą w tej grze są sami lordowie nocy, czyli grupa bossów, których musimy pokonać w ramach kampanii fabularnej. Każdy z nich ma szereg różnych mechanik, bardzo unikalnych dla samej gry. Już pierwszy boss, trójgłowy cerber, potrafi w walce rozdzielić się na trzy swoje słabsze kopie, gdzie każda z nich będzie polować na innego gracza, ale później robi się nawet jeszcze ciekawiej. Moim idolem jest lodowy smok, który ma niesamowicie cudowną ścieżkę dźwiękową, a sam lubi zniknąć w lodowej mgle, by przygotować jeden z niszczycielskich ataków, gdzie na każdy z nich musimy zareagować skrajnie inaczej. Oczywiście ponownie wracają ataki zabijające nas po ciosie, a nawet jeżeli gramy wyspecjalizowanym opancerzonym bohaterem, to każdy atak takiego bossa zabiera nam przynajmniej jedną trzecią punktów życia, niemniej jednak i tak jest lżej niż w klasycznym Elden Ring, bo teraz wróg nie musi atakować nas ciągle i może zmieniać cele swojego ataku.

Elden Ring: Nightreign wywołał u mnie mieszane uczucia. Nie wiem, czy stworzenie tej gry było lepszym pomysłem, niż stworzenie czegoś w pełni nowego lub przynajmniej kolejnego dodatku do Elden Ring. Gra odniosła spory sukces i ma wielu graczy, czy jednak From Software potrzebuje takich tylko niezłych gier w swoim portfolio? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Osobiście przez wiele godzin bawiłem się z grą dobrze i chciało mi się do niej wracać, nawet jeżeli więcej podejść przegrywałem niż wygrywałem (z czego wiele razy przez to bo ktoś wychodził lub były problemy techniczne). W pewnym jednak momencie uderzyła mnie ta monotonnia, która nie powinna się pojawić w żadnej grze roguelite ponieważ skazuje ją to na porażkę. Tutaj się ona pojawia i już kiedy pierwszy raz poczujemy nudę, to ciężko nam będzie wyegzekwować kolejne 50 minut na następne podejście do gry. Trzeba też dodatkowo przyznać, że Elden Ring: Nightreign jest grą bardzo tanią. Można ją kupić za 160 złotych, a i tak wypada dużo lepiej niż sporo nowych dzisiejszych tytułów za 300 zł.
Podsumowanie
Pros
- Przez długi czas chce się wracać na kolejne podejścia
- Fantastyczni bossowie, w tym powracające gwiazdy
- Sporo zróżnicowanej broni i swobody przy grze
- Ciekawi bohaterowie z własnymi zadaniami oraz wyjątkowymi umiejętnościami
Cons
- Prawie zawsze ta sama mapa podczas walki z ostatnim bossem
- Problemy techniczne, regularne rozłączenia oraz wychodzący gracze
 
 



