Gracze płacą za grę, a i tak widzą reklamy? Absurdalne praktyki Activision Blizzard


W świecie gier wideo rośnie frustracja graczy wobec coraz bardziej agresywnych praktyk wydawców. Głośnym przykładem tej sytuacji jest Activision Blizzard, które wprowadziło inwazyjne reklamy w pełnopłatnej grze Call of Duty: Black Ops 6. Sprawa wywołała burzę wśród społeczności graczy i ponownie postawiła pytanie: jak daleko mogą się posunąć korporacje w pogoni za zyskiem?

Od początku warto podkreślić jedno: gracze, którzy wydają swoje ciężko zarobione pieniądze na gry AAA, oczekują pełnoprawnego doświadczenia bez dodatkowych zakłóceń. W przeciwieństwie do produkcji darmowych typu free-to-play, w których obecność reklam jest pewnym kompromisem za brak opłaty wstępnej, płatne tytuły powinny oferować pełen komfort rozgrywki. Niestety, Activision Blizzard postanowiło złamać tę niepisaną zasadę. W Call of Duty: Black Ops 6 gracze zaczęli zauważać reklamy wyświetlane w trakcie korzystania z ekranu ekwipunku oraz w innych częściach menu gry. Co więcej, reklamy były kontekstowe — prezentowały płatne pakiety kosmetyczne i bronie w zależności od używanego uzbrojenia. Lubisz grać AK-47? System zaproponuje Ci nowy, błyszczący skin do tej właśnie broni. Chwila nieuwagi i portfel znowu staje się lżejszy. Coś niedobrego dzieje się wokół Activision Blizzard, bo jeszcze wczoraj pisaliśmy o amatorskim wykorzystaniu AI w Call of Duty, kiedy to firma jednocześnie zwalnia pracowników i żąda 350 zł za grę.

Problem jednak nie ograniczał się tylko do ekranu ekwipunku. Gracze zaczęli udostępniać w mediach społecznościowych i na Reddicie kolejne screeny pokazujące, jak reklamy pojawiają się na ekranach wyboru broni, podczas wydarzeń sezonowych i w wielu innych miejscach interfejsu gry. Fala oburzenia rosła z dnia na dzień. Wielu podkreślało, że tolerowaliby takie praktyki w darmowym trybie Warzone, jednak Black Ops 6 to pełnopłatna produkcja premium, której cena często przekracza 70 dolarów. Pod naporem krytyki Activision Blizzard wydało oświadczenie, w którym stwierdziło, że implementacja reklam była „testem UI” wprowadzonym „przez pomyłkę” w ramach aktualizacji sezonu 4. Gracze jednak szybko podważyli wiarygodność tych zapewnień. W branży gier wideo każda zmiana, nawet najmniejsza, przechodzi szereg akceptacji i testów, zanim zostanie wdrożona w produkcie końcowym. Trudno uwierzyć, że tak szeroko zakrojona implementacja mogła być zwykłym błędem.

Co więcej, obrońcy decyzji Activision pojawili się nawet wśród samych graczy, argumentując, że dzięki reklamom poznali ofertę, o której wcześniej nie wiedzieli. Tego rodzaju argumentacja tylko ośmiela korporacje do dalszego przesuwania granicy akceptowalności. Podobną kontrowersję obserwowaliśmy już wcześniej w NBA 2K20, gdzie gracze musieli obejrzeć pełnowymiarową reklamę, zanim mogli kontynuować rozgrywkę. Wówczas także chodziło o pełnopłatny tytuł, a cena gry podskoczyła wtedy do historycznych 70 dolarów. Warto zwrócić uwagę, że działania Activision Blizzard są sprzeczne z polityką platformy Steam. W 2025 roku Valve, właściciel Steam, wprowadził jasne zasady zakazujące jakichkolwiek wymuszonych reklam w grach dostępnych na tej platformie. Valve nie pozwala deweloperom wymuszać oglądania reklam, ani używać ich jako modelu biznesowego. Firma znana jest z przywiązania do integralności doświadczenia gracza i mimo ogromnych zysków, nie decyduje się na kompromisy w tej kwestii. To podejście wyróżnia ją na tle branżowych gigantów.

Rosnące przychody z reklam w branży gier wideo stanowią ogromną pokusę. Jak podaje Creative Salon, przychody z reklam w grach mają niemal podwoić się do 2027 roku, osiągając zawrotne 200 miliardów dolarów. Jednak czy zysk usprawiedliwia odbieranie graczom przyjemności z rozgrywki? Nie każdemu graczowi odpowiada sytuacja, w której musi obejrzeć kilkadziesiąt reklam w przerwach między meczami.

Nie bez powodu wielu graczy coraz częściej sięga po starsze, klasyczne tytuły, które oferują czystą rozgrywkę wolną od współczesnych ingerencji marketingowych. Doskonałym przykładem jest The Witcher 3, który nawet po 10 latach od premiery pozostaje jednym z najwyżej ocenianych tytułów na rynku. CD Projekt RED zdołał sprzedać ponad 60 milionów kopii gry, oferując przy tym ogromne dodatki w wyjątkowo niskich cenach — Hearts of Stone kosztował jedynie 10 dolarów, a Blood and Wine zaledwie 20 dolarów, mimo że każdy z dodatków oferował dziesiątki godzin nowej zawartości.

Dziś za pojedynczy pakiet broni w Call of Duty gracze często płacą tyle samo, co kiedyś za wielogodzinne rozszerzenia fabularne. Kontrast między dawnymi standardami a dzisiejszą rzeczywistością pokazuje, jak bardzo zmieniła się filozofia sprzedaży gier w ciągu ostatniej dekady. Szczęśliwie dla graczy, wciąż istnieją firmy, które bronią jakości rozgrywki przed agresywną monetyzacją. Valve, mając zaledwie 350 pracowników, skutecznie zarządza całą platformą Steam, obsługując przy tym dziesiątki tysięcy nowych tytułów rocznie. W tym samym czasie korporacyjni giganci, tacy jak Ubisoft z ponad 16 tysiącami pracowników, wdrażają coraz bardziej kontrowersyjne rozwiązania w swoich produkcjach.

Sytuacja z Call of Duty: Black Ops 6 pokazuje, jak łatwo branża gier wideo może popaść w skrajności. Gracze, którzy wydają niemałe kwoty na nowe gry, nie powinni być dodatkowo bombardowani ofertami zakupowymi w trakcie rozgrywki. To nie tylko psuje immersję, ale też podważa zaufanie wobec wydawców. Pozostaje mieć nadzieję, że dzięki presji graczy, a także dzięki firmom takim jak Valve, które stawiają na jakość i uczciwość, branża gier wideo nie zatraci całkowicie swojej tożsamości. Bo w końcu chodzi o to, byśmy mogli po prostu cieszyć się grami — bez konieczności ciągłego sięgania do portfela.

Poprzednio Elden Ring: Nightreign - Recenzja - Oryginalna, ale niekoniecznie potrzebna
Następny Predator: Pogromca zabójców - Recenzja ze Spoilerami - Początek nowego hitu?