Iron Harvest to gra, która swój początek osiągnęła dzięki zbiórce na portalu kickstarter, gdzie zebrała ponad milion dolarów. Gra miała ukazać się sporo czasu temu, jednak jej premiera była ciągle przekładana. Czy było warto czekać?
Od początku września fani RTS oraz wielkich robotów mają przyjemność grać w Iron Harvest, najnowszą produkcję od studia King Art Games, wcześniej odpowiedzialnego za raczej średnie, ale przyjemne gry jak Black Mirror oraz The Dwarves. Iron Harvest jednak zajmuje półkę wśród najdroższych gier, więc można się spodziewać, że w cenie ponad 200 zł otrzymamy tytuł godny przynajmniej takich dzieł jak Company of Heroes, na którym Iron Harvest się wzoruje. Niestety, wiele rzeczy poszło nie tak.
Iron Harvest opowiada historię trzech frakcji: Polanii, Rosvietów oraz Saksoni. Akcja gry dzieje się w 1920 roku, po zakończeniu wielkiej wojny w alternatywnej wersji europy. Oprócz żołnierzy walczących na polach bitew, towarzyszą im monstrualne mechy, dieselpunkowe maszyny dominujące na polu bitwy. Sama kampania fabularna będzie skupiać się na sytuacji po wielkiej wojnie, kiedy to kraje będą próbowały pozbierać się po tym strasznym czasie. Zaczniemy zabawę od kampanii Polan, gdzie będziemy kierować ruchami partyzantów dowodzonych przez Anię wciągniętą w wojnę, świetną snajperkę, której towarzyszy miś Wojtek. Następnie pokierujemy ruchami Rosvietów próbujących odkryć czym są tajemnicze autonomiczne maszyny i finalnie poznamy Saksonów, których olbrzymie królestwo jest rozrywane na strzępy przez wrogów zewnętrznych oraz wewnętrznych. Kampania fabularna jest zdecydowanie na plus, historia jest wciągająca oraz pełna ciekawych postaci. Z przyjemnością ukończyłem kampanię walcząc bardziej z grą niż przeciwnikiem i odinstalowałem grę.
Gra wyraźnie jest wzorowana na Company of Heroes. Będziemy budować znikome bazy złożone z trzech budynków (sztabu, koszar i warsztatu) oraz ewentualnych bunkrów do obrony. Następnie będziemy przejmować punkty na mapie dające nam surowce i finalnie budować armię i rozgramiać wroga. Misje w których nie posiadamy bazy, są zdecydowanie ciekawsze i lepiej dopracowane, gdyż właśnie podczas tych drugich widać wyraźnie najbardziej rażące wady tytuły. Mimo ponad siedmioletniej różnicy między Company of Heroes 2, a Iron Harvest, to gra pod każdym względem jest mniejsza i gorzej dopracowana. System osłon to parodia, gdzie nie raz będziemy świadkiem dwóch grup piechoty walczących po przeciwnych stronach murku (albo nawet kiedy część oddziału jest po tej samej stronie co wróg, ale całość ma bonus do obrony, więc mogą tak się strzelać przez jakiś czas). Wspomnianych przejmowanych punktów nie możemy fortyfikować jak w Company of Heroes 2 czy nawet w Dawn of War, co doprowadza do kuriozalnych sytuacji, kiedy po mapach biegają grupki lekkiej piechoty wroga i tylko przejmują punkty. Musimy więc delegować oddziały i budować oddzielne fortyfikacje za pomocą inżynierów w wąskich gardłach. Już nie mówię o takich elementach, jak rozwalanie lodu pod jednostkami czy też podgrzewanie jednostek za pomocą miotaczy ognia. Nawet wybuchy są jakieś biedne. O ile mechy niszczą się ładnie, to już rzucony granat robi taką malutką eksplozję, że szkoda czasu na te granaty. To nawet nie jest ten sam poziom granatów co w Company of Heroes, że gdy widziałeś jak leci to robiło się Tobie gorąco, bo nie byłeś pewien, czy uda się uciec twoim żołnierzom. A to dopiero początek.
Najlepszą robotę w grze robią mechy. Jest ich sporo, każda z frakcji ma ich około sześciu i mają swoje specyficzne zachowanie i przeznaczenie na polu bitwy. Są zróżnicowane i mają swój styl: toporne mechy Rosvietów mają być mordercze i praktyczne (chodząca forteca Gulej Gorod robi piorunujące wrażenie na polu bitwy, mimo że wygląda jak klocek), natomiast Saksońskie jednostki są majestatyczne i pełne gracji oraz ozdób. Mechy Polan są natomiast fajnie wpasowane w cały partyzancki styl gry tej frakcji. Zwłaszcza mech Śmiały świetnie wygląda podczas szybkich walk podjazdowych. Gra jest ewidentnie nastawiona na walkę ciężkich jednostek, już na wstępnym etapie gry piechota przydaje się głównie tylko do przejmowania i obrony punktów, gdyż nawet najsłabszy mech spokojnie pokonuje oddział piechoty. Im dłużej gramy, tym więcej mechów budujemy i po prostu nie uzupełniamy braków w piechociarzach. Po co? Giną szybko i nie są tak skuteczni jak ciężkie jednostki. Przydają się tylko do tego samego co robi durny komputer: wysyłania na flanki i przejmowania oraz obrony punktów. Zasięgi jednostek także zostały dziwnie przemyślane: standardowa artyleria strzela niedużo dalej niż zwykły mech, natomiast jeden z robotów frakcji Saksonów potrafi prowadzić SKUTECZNY ostrzał z prawie połowy mapy. Piechurzy z karabinami maszynowi są irytująco wolni, a po rozstawieniu wcale nie mają zbyt dużego zasięgu. A nawet jeżeli wróg wejdzie w zasięg, to nie zawsze rozpoczną ostrzał.
System odnajdowania drogi i poruszania się jednostek to jakaś kpina. Zapomnij o wysyłaniu oddziałów na dalekie dystanse, bo Ci zostaną rozciągnięci jak pielgrzymka, gdzie na przód od razu pójdę lekkie mechy i piechota, a pochód będą zamykać najcięższe maszyny, właściwie te, które powinny na siebie ściągać ogień wroga. Dochodziło nawet do sytuacji, kiedy to część mechów wybierała inną drogę niż eskortujące je piechota, mimo że wystarczyło zniszczyć mur. No właśnie, system zniszczeń budynków także jest uroczy dla oka ale coś jest z nim nie tak. Podczas kampanii wiele razy próbowałem wykorzystać mecha do zrobienia wyłomu na flance wroga, jednak mech za żadne skarby nie chciał przejść przez mur i wybierał drogę na około. Innym razem wesoło szturmował na oddziały wroga niszcząc podczas pochodu całe osiedle. Zapomnij więc o jakimkolwiek robieniu szyków czy chociażby wspólnym marszu jednostek z prędkością dostosowaną do najwolniejszych oddziałów. Kolejna funkcja, która jest dobrze znana od 20 lat, ale nie dla twórców Iron Harvest.
Same misje kampanii pełne są głupich i zrobionych po łebkach pomysłów, oczywiście dotyczy to tych misji z bazami, bo zadania bez baz są całkiem spoko, jak już zresztą wspominałem na początku tej recenzji. Hitem stała się ostatnia misja Rosvietów, gdzie non stop byliśmy atakowani przez hordy wrogów na flankach próbujących naprawić generatory wieżyczek. Jeżeli im się to udało, to te niszczyły wszystko w pobliżu. Byliśmy też bez przerwy atakowani na froncie, także przez ciężkie mechy dalekiego zasięgu, a finalnie, pod bramą, którą mieliśmy zdobyć, była broniąca olbrzymia gromada mechów, znacznie przekraczająca mój limit produkcyjny (musiał to być jakiś błąd, który ciągle generował nowe jednostki). Armia poszła na rzeź, by bohater mógł zniszczyć bramę. Pojawiały się też takie smaczki, jak spore grupy wrogów pojawiające się w środku oddziałów czy też posiłki przychodzące z flanek podczas ataku na bazę wroga.
Iron Harvest znajduje się teraz w stanie wyjątkowo ograniczonej wersji beta. Rzućcie okiem na mapę udostępnioną przez twórców. Są tam takie rzeczy jak gry rankingowe, automatyczne używanie umiejętności jednostek czy nawet glosariusz!!!! Rozumiecie to? Na premierę gry nie było glosariusza. Tylko parę map do rozgrywki multiplayer, a za osiągnięcia otrzymujemy walutę, której na nic nie możemy wydać, bo w grze nie ma zaimplementowanego systemu nagród za osiągnięcia. Osiągnięcia są w grze, ale nie ma ich w steamie, a kiedy wybierzemy za nie nagrodę to za każdym razem zostaje odświeżone okno osiągnięć i znowu musimy przechodzić do odpowiedniej pozycji w jednej z kategorii. Jeżeli chcecie przeklikać 10 osiągnięć, to za każdym razem musicie się wracać do odpowiedniej kategorii.
Oczywiście Iron Harvest posiada horrendalne bugi. Oprócz pojawiających się jednostek znikąd, zdarzyła mi się sytuacja, kiedy oddziały wroga atakujące dom pewnego rolnika były po prostu nieśmiertelne, co nie pozwalało mi wykonać zadania dodatkowego. Po wczytaniu gry i ponownej próbie, zadanie było automatycznie oznaczane jako nieudane, mimo że dom rolnika jeszcze stał, tak samo jak broniące jego oddziały. Dwa razy gra wywaliła mi się do Windowsa bez większego powodu, w tym raz pod koniec pierwszej misji Saksonów, ale nie było autozapisu więc całą misję musiałem zacząć od nowa. Ogólnie miałem problem z rozpoczęciem kampanii Saksonów, gdyż po ukończeniu ostatniej misji Rosvietów i odpaleniu wprowadzenia do trzeciej kampanii, gra także mi się wyrzuciła do Windowsa i nie byłem w stanie rozpocząć nowej kampanii. Całe szczęście miałem zapis gry pod koniec kampanii Rosvietów, kiedy to musiałem kombinować jak przeprowadzić mały oddział do zniszczenia bramy obok hordy robotów które pojawiły się przez błąd w grze (bo nie wierzę że twórcy mogli zrobić to świadomie).
Już nawet nie chce mi się rozczulać o wydajności gry, zwłaszcza podczas długich misji, gdzie klatki spadają grubo poniżej 60, jakby z bufora nie były usuwane pokonane jednostki. Ogólnie im dłużej trwa misja, tym gorzej działa gra i problem się rozwiązuje dopiero po rozpoczęciu kolejnego zadania. Na pochwałę jednak zasługuje oprawa audiowizualna gry. Soundtrack jest po prostu cudowny (duży plus za dostępność na Spotify), a grafika przyjemna dla oka. Przynajmniej do momentu kiedy nie zrobicie zbliżenia na jednostki, bo wtedy nie wyglądają one zbyt atrakcyjnie. Dubbing w grze to także pierwsza klasa pełna sympatycznych polskich akcentów.
Gra za 200 zł, której premiera była tak często przekłada i została dostarczona w takim niedokończonym stanie to po prostu skandal. Jest pełna błędów, złych rozwiązań, niedociągnięć, nieprzemyślanych decyzji oraz brakujących elementarnych części, które zostaną dodane w przyszłości. Sama kampania to mniej więcej 20 godzin gry dla weterana RTS. Potem czeka nas sześć map do rozgrywek własnych oraz trzy mapy wyzwań. Gdyby gra kosztowała 100 zł, to bym był w stanie to zrozumieć, mały tytuł od małego studia. Ale nie w momencie, kiedy płacisz cenę gry Ghost of Tsushima albo The Last of Us 2, do tego kiedy tytuł był robiony przez tak długi czas. Odradzam gry w obecnym stanie. Może za rok? Ja do Iron Harvest nie mam jednak zamiaru wracać. Zastanawiają mnie także recenzje z takich portali jak PC Gamer, gdzie gra dostaje 9/10 pomimo błędów oraz niepraktycznych rozwiązań.
Podsumowanie
Pros
- Świetny soundtrack
- Wiele oryginalnych mechów, nastawienie na walkę ciężkich jednostek
- Sympatyczna grafika, chociaż eksplozje ładunków wybuchowych są za małe i brzydkie
- System zniszczeń, który ładnie wygląda, ale ciężko zmusić mecha do przejścia przez mur i zrobienia drogi dla piechoty. Raz się uda, a raz pójdzie na około
- Miły dla ucha dubbing oraz sympatyczny polski akcent w grze
Cons
- Wiele elementów, których nie ma na premierę, ale są na roadmapie
- Dziesiątki bugów, niektóre bardzo psujące zabawę
- Beznadziejne rozwiązania związane z balansem misji kampanii
- im dłużej gramy i na im większej mapie, tym więcej klatek tracimy w trakcie długiej zabawy
- Irytujący system znajdowania dróg przez jednostki
- Chaotyczne i bezsensowne zachowanie wroga
- Tylko sześć map do potyczek
Brak komentarzy