Naturalna kolej rzeczy często bywa taka, że nowe próbuje zastąpić stare. Swego czasu łupiliśmy i paliliśmy razem z Najeźdźcami z Północy, teraz przyszła pora na świeże podejście do planszowych najazdów. Przed wami Najeźdźcy ze Scytii, gra podobna i czerpiąca co najlepsze z pierwowzoru, ale jednocześnie zupełnie inna. Czy nowe oznacza lepsze?

Mam takich autorów, których gry z automatu wrzucam na swoją listę tytułów do zagrania i kupienia. Nie zawsze robię to w takiej kolejności, ale jeżeli chodzi o Shema Philipsa, zazwyczaj jestem spokojny, kupując jego gry bez wcześniejszego ogrania. Ten pan dał nam już świetną trylogię z Zachodniego Królestwa oraz szczególnie lubianych Najeźdźców z Północy. Nic nie jest jednak doskonałe, więc autor wziął wszystko, co dobre, dorzucił szczyptę nowych pomysłów oraz ulepszeń. Z tego kociołka wyłonili się Najeźdźcy ze Scytii, która dzięki wydawnictwu Portal ukazała się w polskiej wersji językowej, gdzie maksymalnie czterech graczy w godzinę będzie budować swoją potęgę i najeżdżać pobliskie osady. A wszystko to w imię chwały i punktów zwycięstwa.

Jak gramy?

Rozkładanie gry zajmuje chwilę czasu, ponieważ mamy sporo elementów do posortowania. Po rozłożeniu wszystkich pionków, płytek darów i surowców, wybieramy z dostępnych zestawów naszego bohatera.

Najeźdźcy ze Scytii są rozgrywani w naprzemiennych turach, w których każdy z graczy musi wybrać jedną z dwóch dostępnych opcji. Gramy do momentu, gdzie zostanie spełniony jeden z warunków końca gry.

Pierwszą opcją jest praca w osadzie. Każdy zawsze ma pionka w jakimś kolorze. Na start wszyscy mają identyczny, ale wraz z postępem rozgrywki możemy zdobyć coś nowego. Stawiamy naszego robotnika na wolnym polu w osadzie i wykonujemy przypisaną do niego akcję. Te nie są jakieś trudne i polegają na dobieraniu pieniędzy, kart czy zapasów. Są też pola niezbędne do zagrywania nowych wojowników, czy rekrutowania pomocnych zwierząt. Możemy też korzystać ze zdolności bohaterów, zagranych kompanów lub leczyć obrażenia zdobyte w trakcie walk. Po przeprowadzeniu akcji, wybieramy innego pracownika, który już się znajdował na jednym z pól i go zabieramy. Odpalamy też towarzyszące akcje z jego pola.

Drugą dostępną opcją jest najazd. Na planszy każde pole ma swoje wymagania w liczbie wojowników, surowców oraz zapasów. Wojsko musi coś jeść, a odległe krainy no cóż, są odległe, więc ciągle potrzebujemy prowiantu. Jeżeli spełniamy wszystkie warunki, to podliczamy naszą siłę i rzucamy kostka. Ta pozwala na zwiększenie siły oraz dostarcza ran, przez które nasze wojska mogą zginąć. Możemy też się wzmacniać kumysem, ponieważ nagroda punktowa zależy często od naszej całkowitej siły. Dostajemy też stosik surowców z danego pola i odwracamy kafelek na stronę z punktami zwycięstwa.

Jeżeli warunek końca gry zostanie spełniony, to dogrywamy rundę, a następnie każdy ma jeszcze po jednej turze na zrobienie tej wygrywającej akcji. Podliczamy punkty i wyłaniamy najlepszego wodza. Zasady są proste i szybko klikają w głowie. Początkowo największa trudność to zapamiętanie co robi określone pole, ale po pierwszych ruchach wszystko staje się jasne.

Wykonanie

Wszystkie gry od Shema Philipsa urzekają mnie minimalistycznym pudełkiem, po brzegi wypełnionym elementami. Miło się robi. Gdy nie kupujemy zbędnego powietrza, a całą masę elementów. Wszystko prezentuje się kolorowo, a jakość wykonania stoi na najwyższym poziomie. Rozłożona gra może się podobać i przyciąga oko wszystkich dookoła. Mamy customowe żetony zapasów, czy pucharki z kumysem. Naprawdę przyjemnie się gra z takimi elementami, chociaż przez większość czasu i tak tylko leżą na stole. Nie podoba mi się stylistyka żetonów, które zlewają się z planszą i są mało czytelne. Niektóre ikony to też przerost formy nad treścią. Design jest ważny, ale nie kosztem przejrzystości.

Ile radości dają nowe najazdy ?

Najeźdźcy ze Scytii to kawał solidnej gry, z ciekawą mechaniką i wciągającą rozgrywką. Oczywistym jest, że to tytuł, który miał być lepszą wersją kolegów z Północy, ale zastanawiałem się, czy faktycznie wyprze ich ze stołu. Bardzo lubiłem prostych i przyjemnych w obsłudze Najeźdźców z Północy, więc tutaj spodziewałem się odświeżonej gry z kilkoma mniejszymi czy większymi uprawnieniami. Jestem bardzo zadowolony z tego co dostałem. Gra ma kilka małych, irytujących drobnostek, ale grało mi się bardzo przyjemnie. Mają w sobie sporo uroku i elegancji, więc nowi Najeźdźcy powoli wypierają poprzednika z mojego stołu.

Trzon zasad jest na tyle prosty i intuicyjny, że nie potrzeba wiele czasu, żeby wprowadzić nową osobę w tajniki rozgrywki. Jednocześnie mamy sporo decyzji do podjęcia co i kiedy robić. Mechanika wykładania i zabierania robotników nadal dobrze działa i wymusza odpowiednie planowanie. Często potrzebujemy odwrotnej sytuacji lub innego koloru pionka, ale niestety musimy sobie radzić z tym, co zastaniemy. Wszystko nam się przyda, ale musimy wyważyć moment, w którym przestaniemy się zbroić, a zaczniemy przeprowadzać najazdy. Początkowe tury są dość schematyczne, ponieważ każdy musi się przygotować do najazdów, ale później gra wypływa na szerokie wody.

Ataki na oddalone miejsca to druga, ważna część rozgrywki. Nie możemy w nieskończoność gromadzić zapasów, czy rekrutować ludzi, ponieważ i tak mamy określone limity miejsca. Podczas najazdów dochodzi ważna rzecz, której nie było w poprzednich najeźdźcach – kostka. To ona rodziła moje największe frustracje podczas gier, kiedy ja dostałem sporo ran, a kolega się wykpił i jeszcze zdobył bonusowe punkty z podbicie siły do kolejnego progu. Nic nie mam do mechaniki obrażeń i uśmiercania naszej załogi. Działa to fajnie i tematycznie, ale nie jestem fanem rozwiązań, w których ktoś dzięki zwyczajnemu szczęściu w kościach dostaje coś niższym nakładem.

Miłym dodatkiem są konie i orły, które towarzyszą naszym dzielnym wojownikom i dostarczają punktów, siły czy moich ulubionych podwójnych bonusów. Jest, w czym wybierać, arty są świetne i klimatyczne. Trzeba się zastanowić, w które pole dorzucić zwierzaka, ponieważ zostanie już tam na całą rozgrywkę. Jeżeli jego właściciel zginie podczas najazdu, to niestety samotnie premii nam nie dostarczy.

Sporą irytację przy stole powodowała ciągła konieczność liczenia punktów siły. To nie jest nic skomplikowanego, ponieważ wymaga się dodawania i odejmowania na poziomie podstawówki, ale ciągłe podliczanie trochę wybija z gry. Warunki na naszej planszy zmieniają się dość dynamicznie. Dorzucamy nowych wojów, ktoś nam ginie albo zbierzemy jakiś bonus z konia. Szkoda, że na planszetce nie udało się zmieścić jakiegoś toru do oznaczania naszej potęgi.

Jeżeli chodzi o regrywalność, to jest więcej niż dobrze. Mamy startowych bohaterów z różnymi umiejętnościami, którzy mogą, choć wcale nie muszą, wspierać konkretną strategię. Do tego mamy sporo zaszytych kombosów i powiązań w kartach, więc odkrycie tego wszystkiego oraz zbudowanie sensownych strategii to materiał na wiele emocjonujących partii. W każdej rozgrywce płytki darów też są rozkładane losowo, więc nie wiemy, czy właśnie najechana kraina nie odkryje prezentu przeciwnikowi. Jeżeli już mowa o płytkach z darami, to trochę szkoda, że twórcy nie pokusili się tutaj o jakąś głębszą mechanikę z jakimś zbieraniem zestawów.

Gra świetnie działa w każdej konfiguracji osób przy planszy, dzięki prostemu mechanizmowi nieużywania części pól. Partie dwuosobowe są tak samo przyjemne jak zmagania w pełnym składzie. Interakcji i tak nie ma za wiele, więc głównie będziemy sobie blokować potrzebne pola lub zbierać kafelki darów z punktami. Bardzo mi się podobał także wariant solo, który nie jest może jakiś wymyślny, ale daje sporo frajdy. Ma też kilka poziomów trudności, więc fajnie można sobie stopniować wyzwanie.

Podsumowanie

Najeźdźcy ze Scytii to solidna i elegancka pozycja, która rozwija najlepsze elementy z pierwowzoru i dokłada kilka swoich. Zarządzanie zasobami połączone z fajną mechaniką wystawiania ludzi daje radę i jest bardzo satysfakcjonujące. Proste zasady oferują niski próg wejścia jednocześnie stawiają przed nami sporo decyzji do podjęcia. Świetny tytuł dla osób, które ograły prostsze gry rodzinne i szukają czegoś bardziej wymagającego.

Może zainteresuje Cię nasza recenzja Naturalnie ?

Podsumowanie

Najeźdźcy ze Scytii to solidna i elegancka pozycja, która rozwija najlepsze elementy z pierwowzoru i dokłada kilka swoich. Zarządzanie zasobami połączone z fajną mechaniką wystawiania ludzi daje radę i jest bardzo satysfakcjonujące. Proste zasady oferują niski próg wejścia jednocześnie stawiają przed nami sporo decyzji do podjęcia. Świetny tytuł dla osób, które ograły prostsze gry rodzinne i szukają czegoś bardziej wymagającego.
7.5
Pros
+ próg wejścia
+ mechanizm z robotnikami ciągle sprawia frajdę
+ customowe komponenty
+ satysfakcja z rozgrywki
+ dobrze się gra w każdej konfiguracji graczy
Cons
- ciągłe liczenie naszej siły bywa uciążliwe
- kostki nie zawsze są dla nas łaskawe

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Premiery gier na PC, Playstation 4, Playstation 5, Nintendo Switch, Xbox Series X - Listopad 2021
Następny New World - Recenzja - Całe nowe nic?